Według premiera Jarosława Kaczyńskiego, "są powody", by przypuszczać, że nie będzie "kłopotów ze strony Unii Europejskiej" w związku z podziałem unijnych dotacji dla rolników.
O błędach w dzieleniu funduszy UE w 2005 r. napisała w czwartek "Gazeta Wyborcza".
Komentując tę publikację premier zapowiedział, że rząd będzie podchodził do tego rodzaju kwestii bardzo rygorystycznie. "Jeśli by się okazało, że coś można było zrobić, czego nie zrobiono, to będą z tego wyciągane wnioski" - powiedział podczas konferencji prasowej w trakcie rozmów z premierem Litwy Gediminasem Kirkilasem.
Według "GW", w czwartek do Brukseli "z misją ostatniej szansy" pojechała delegacja rządu. Ma przekonywać Komisję Europejską, by nie karała nas za łamanie unijnego prawa. Według "GW", Unia zarzuca Polsce to, że wnioski polskich rolników o dopłaty często nijak się miały do rzeczywistości, a ARiMR przymykała na to oko.
"To kwestia skomplikowana, jeśli chodzi o problem winy, bo owe niedociągnięcia, o które chodzi, wynikały z działań, na które ludzie, którzy obecnie kierowali (resortem rolnictwa), ale mówię także o (byłym ministrze rolnictwa Krzysztofie) Jurgielu, nie mieli wpływu. Jest pytanie kogo wobec tego karać. Tutaj mieliśmy do czynienia z pewnym stanem zastanym" - powiedział.
Premier zastrzegł, że "nie ma kary bez winy". "W związku z tym nie ma powodu, żebyśmy kogoś karali, tym bardziej, że myśmy nie pojechali tam się tłumaczyć, tylko bronić swojego stanowiska i przekonywać, że tutaj nic takiego się nie stało. W związku z tym są pełne powody, aby wszystko szło swoim torem i żeby nie następowały jakieś kłopoty ze strony Unii" - dodał.
pap, ab
Komentując tę publikację premier zapowiedział, że rząd będzie podchodził do tego rodzaju kwestii bardzo rygorystycznie. "Jeśli by się okazało, że coś można było zrobić, czego nie zrobiono, to będą z tego wyciągane wnioski" - powiedział podczas konferencji prasowej w trakcie rozmów z premierem Litwy Gediminasem Kirkilasem.
Według "GW", w czwartek do Brukseli "z misją ostatniej szansy" pojechała delegacja rządu. Ma przekonywać Komisję Europejską, by nie karała nas za łamanie unijnego prawa. Według "GW", Unia zarzuca Polsce to, że wnioski polskich rolników o dopłaty często nijak się miały do rzeczywistości, a ARiMR przymykała na to oko.
"To kwestia skomplikowana, jeśli chodzi o problem winy, bo owe niedociągnięcia, o które chodzi, wynikały z działań, na które ludzie, którzy obecnie kierowali (resortem rolnictwa), ale mówię także o (byłym ministrze rolnictwa Krzysztofie) Jurgielu, nie mieli wpływu. Jest pytanie kogo wobec tego karać. Tutaj mieliśmy do czynienia z pewnym stanem zastanym" - powiedział.
Premier zastrzegł, że "nie ma kary bez winy". "W związku z tym nie ma powodu, żebyśmy kogoś karali, tym bardziej, że myśmy nie pojechali tam się tłumaczyć, tylko bronić swojego stanowiska i przekonywać, że tutaj nic takiego się nie stało. W związku z tym są pełne powody, aby wszystko szło swoim torem i żeby nie następowały jakieś kłopoty ze strony Unii" - dodał.
pap, ab