Oficer SB: fikcyjnie zarejestrowałem Gilowską jako agenta

Oficer SB: fikcyjnie zarejestrowałem Gilowską jako agenta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Oficer SB Witold Wieczorek zeznał, że fikcyjnie zarejestrował Zytę Gilowską jako tajnego współpracownika. Mówi, że nim nie była i że nie pozyskał jej w sposób formalny.
Twierdzi, że uczynił to, by chronić ją przed SB, a dziś ma "kaca moralnego" z tego powodu. Gilowska, jak mówi, nie ma satysfakcji z zeznań tego dawnego znajomego.

W środę przed Sądem Lustracyjnym ruszył jawny proces b. wicepremier i minister finansów, podejrzanej przez Rzecznika Interesu Publicznego o "kłamstwo lustracyjne". Gilowska powtórzyła, że nie była agentką. Zapewniła, że nigdy nie podpisała zobowiązania do współpracy z SB, ani żadnego innego dokumentu. Sąd przesłuchał Wieczorka - pierwszego świadka, którego przed przesłuchaniem zaprzysiężono (co jest rzadkością).

Sąd ujawnił, że tajny współpracownik lubelskiej SB "Beata" - którym miała być Gilowska - został zarejestrowany w marcu 1986 r., a wyrejestrowany 29 stycznia 1990 r. Sąd podkreślił, że Rzecznik Interesu Publicznego miał "pełne podstawy" by wystąpić do sądu z wnioskiem o lustrację Gilowskiej.

Według sądu, materiały w sprawie to m.in. "wyciągi informacji" pochodzących od "Beaty", znajdujące się m.in. w aktach operacji SB "Albion" - inwigilacji zagranicznych naukowców z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Inne dokumenty zastępca Rzecznika Jerzy Rodzik pokazał Gilowskiej na przesłuchaniu w styczniu tego roku. Sąd ujawnił, że była to m.in. karta jej rejestracji jako "Beaty". Gilowska uznała, że nie dotyczy ona jej, choć przyznała, że imiona rodziców i data jej urodzenia z karty zgadzały się.

Sam Wieczorek oświadczył przed sądem, że nie płacił "Beacie" żadnych pieniędzy. Nie wykluczył, że pobierał z funduszu operacyjnego SB niewielkie kwoty na "Beatę", ale tylko jako "rozliczenie wydatków na cele konsumpcyjne" - np. kawę i ciastka. Wtedy sąd zwrócił uwagę, że wydatek na "Beatę" w 1989 r. to jedna dziesiąta średniej pensji. "Tyle kosztowała wtedy kawa?" - ironizował sędzia Grzegorz Pomianowski. Wieczorek zasugerował, że te pieniądze mogły mu posłużyć do rozliczania nierejestrowanych lokali konspiracyjnych SB.

Sąd potwierdził też wcześniejsze doniesienia mediów, że jednym z dowodów w sprawie jest raport głównego inspektoratu MSW z 1988 r. z kontroli w lubelskiej bezpiece, z którego ma wynikać, że sprawa "Beaty" była nią objęta. Wieczorek twierdzi, że kontrola ta nie zajmowała się "mało ważną sprawą 'Beaty'".

"W moim przekonaniu Zyta Gilowska nie była świadomym współpracownikiem kontrwywiadu" - oświadczył Wieczorek na koniec swych trzygodzinnych jawnych zeznań (później nastąpiła też ich tajna część). "Trudno mówić o satysfakcji z tego, że była tu mówiona prawda. Gdyby było inaczej, byłabym przerażona, że świadkowie też kłamią" - mówiła potem Gilowska.

Wieczorek wyjaśniał, że formalne pozyskanie do współpracy powinno polegać na odbyciu w tym celu rozmowy i przyjęciu zobowiązania do współpracy; powinien też być sporządzony raport dla przełożonego. Ujawnił, że w tym przypadku był tylko raport, mimo to przełożony zaakceptował rejestrację. Nie pamiętał, czy mówił przełożonym, że zarejestrował Gilowską w sposób fikcyjny. Dodał, że nie wiedział, iż w lubelskim SB były już zarejestrowane dwie inne osoby o tym kryptonimie.

Według Wieczorka, fikcyjna rejestracja Gilowskiej była jedynym takim przypadkiem w jego pracy. Pytany, czy jego koledzy postępowali podobnie, odparł, że żaden oficer nie znał źródeł innego, choć "różnie się plotkowało".

Świadek zeznał, że zarejestrował Gilowską, gdyż wyjeżdżała do Niemiec, do - jak się wyraził - ośrodka kontrolowanego przez niemiecki wywiad. "To był cel pozyskania" - dodał. Wyjaśnił, że choć w SB zajmował się kierunkiem angielskojęzycznym, to zarejestrował ją, bo jako jedyny "miał dostęp do osoby, która była w grupie wyjeżdżającej do Niemiec". Dodał, że oczekiwał od niej relacji z pobytów. "Przy spotkaniach towarzyskich ona relacjonowała szeroko jak było" - powiedział. Zaznaczył, że nie przeszkolił jej, jak ma postępować gdyby np. ktoś z wywiadu usiłował dotrzeć do kogoś z grupy.

Zarejestrowałem Gilowską, by ją chronić przed zespołem SB zwalczającym "Solidarność" - mówił Wieczorek. Spytany przez sąd czy powiadomił Gilowską "o swoich szlachetnych intencjach", odparł, że "nie, bo za to poszedłby siedzieć" albo też "wyleciałby z pracy". "Za to ja wyleciałam i tu teraz siedzę" - wtrąciła wtedy Gilowska, za co sąd ją upomniał.

Przez wiele lat miałem moralnego kaca z powodu rejestracji Gilowskiej - mówił Wieczorek. "Z perspektywy czasu była to błędna decyzja" - dodał. "Nigdy w życiu bym się nie spodziewał, że dojdzie do takiej zmiany w tym państwie. Gdybym wiedział, to bym tego nigdy nie zrobił" - oświadczył. Przyznał, że nie miał kłopotów przy weryfikacji, gdy w 1990 r. przechodził z SB do UOP. "Ale potem czkawką mi się to odbijało" - dodał.

"Nie chronię dziś Gilowskiej, przedstawiłem prawdziwe powody mego postępowania w stosunku do niej" - oświadczył Wieczorek, pytany o to przez obrońcę Gilowskiej mec. Piotra Kruszyńskiego.

"Tak to można rozumieć" - w ten sposób Wieczorek odpowiedział na pytanie, czy wkładał w usta "Beaty" informacje uzyskiwane z innych źródeł. Ujawnił też, że wykorzystywał w swej pracy informacje z wypowiedzi Gilowskiej podczas ich spotkań towarzyskich w szerszym gronie, a dotyczące jej pobytów za granicą.

Wieczorek ujawnił, że to on nadał Gilowskiej kryptonim "Beata". Ujawnił też, że pod koniec lat 80. sam wnioskował, by zniszczyć teczkę personalną i teczkę pracy "Beaty" jako "nieprzydatne". Zeznał, że nie wie, co się z nimi stało.

Na pytanie, czemu dopiero w 1990 r. formalnie zakończono współpracę z "Beatą", esbek wyjaśniał, że należała ona do źródeł nieprzydatnych, które "leżały i czekały". Przyznał zarazem, że teczki "Beaty" były prowadzone niedbale, gdyż nie miał czasu się nimi zajmować, bo miał "poważniejsze źródła". "Jak na fikcyjne źródło to długo pan ryzykował" - zauważył sędzia Zbigniew Kapiński. Wieczorek odparł, że pewnie dopiero w 1990 r. jego przełożony wyraził zgodę na przekazanie sprawy do archiwum, bo mógł wcześniej liczyć, że "coś z tego źródła będzie".

Sąd drobiazgowo wyjaśniał liczne wątpliwości wynikające z dokumentów SB podpisanych przez Wieczorka. Spytany, czemu przypisywał w nich informacje fikcyjnemu agentowi "Beata", a nie np. "działaniom własnym" (jak w innych wytworzonych przez siebie aktach), Wieczorek odparł: "Musiałem coś napisać".

Podczas składania zeznań Wieczorek wiele razy zasłaniał się niepamięcią. W pewnym momencie sędzia Mojkowska powiedziała mu nawet: "Niech pan wyżej ocenia naszą inteligencję". Jak dowiedziała się nieoficjalnie PAP w sądzie, możliwa jest konfrontacja między Wieczorkiem a innymi oficerami SB.

Gilowska nie będzie wnosić o powołanie żadnych świadków, bo zna akta sprawy. "Walczyliśmy z tym łajdackim państwem, a dziś posługujemy się jego łajdackimi materiałami" - mówiła rozżalona. Dodała, że liczy, iż wyrok zapadnie jeszcze w sierpniu.

Sąd wyznaczył kolejne terminy rozpraw na 3, 4 oraz 9 sierpnia; następne prawdopodobnie w drugiej połowie miesiąca. Kolejny dzień procesu - w czwartek. Mają zeznawać trzej oficerowie SB z Lublina.

Sąd ujawnił, że w całej sprawie IPN - jako jedyny dysponent akt - zdjął klauzulę tajności z szeregu dokumentów, zostawiając ściśle tajnymi 9 załączników do kart rejestracyjnych.

pap, ss, ab

<b>Czytaj też:</b>  <a href='http://www.wprost.pl/ar/?O=93243' class='text1a'>Gilowska zeznawała w procesie lustracyjnym</a>