Karę 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 100 tys. złotych odszkodowania w ramach naprawienia szkody wymierzył Sąd Rejonowy w Grójcu na Mazowszu Markowi Sadowskiemu, byłemu ministrowi sprawiedliwości.
Sadowski był oskarżony o spowodowanie wypadku drogowego, w którym mieszkanka Białobrzegów doznała kalectwa. Proces toczył się po raz drugi.
W uzasadnieniu wyroku sędzia Joanna Dębała-Strzelak podkreśliła, że do wypadku doszło z winy Sadowskiego, który nie zachował ostrożności na drodze i zbyt późno zaczął hamować. W ocenie sądu, jedynym rozwiązaniem uniknięcia zderzenia było zmniejszenie prędkości przez Sadowskiego. Sąd zobowiązał byłego ministra do wypłaty pieniędzy w ciągu roku od uprawomocnienia się orzeczenia.
Wydając wyrok sąd skorzystał z przepisów kodeksu karnego z 1969 roku, które obowiązywały w chwili wypadku. Pierwszy wyrok wobec Sadowskiego, z grudnia 2005 roku, grójecki sąd wydał na podstawie nowego kodeksu z 1997 roku.
Sędzia Dębała-Strzelak uwzględniła sugestię Sądu Okręgowego w Radomiu, który zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia. Sąd odwoławczy stwierdził bowiem, że sąd pierwszej instancji powinien zastosować przepisy kodeksu obowiązującego w chwili zdarzenia, gdyż były łagodniejsze dla oskarżonego.
Marek Sadowski nie przybył w piątek do sądu. Jego adwokat, Stanisław Kłys nie chciał komentować wyroku i nie powiedział, czy będzie składał apelację.
Poszkodowana Janina Pachniak powiedziała dziennikarzom, że "poczuła namiastkę sprawiedliwości", gdyż sąd po raz drugi uznał, że winę za wypadek ponosi Sadowski. Wątpiła jednak, że na tym wyroku sprawa zostanie zakończona.
Proces Marka Sadowskiego toczył się po raz drugi. W grudniu ubiegłego roku został on skazany przez grójecki sąd na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata, grzywnę w wysokości 15 tysięcy złotych i nawiązkę dla pokrzywdzonej w wysokości 100 tysięcy złotych.
Apelację od wyroku wniósł adwokat Sadowskiego i prokuratura. Obie strony domagały się uchylenia wyroku i ponownego rozpatrzenia sprawy. Obrona podnosiła m.in., że sąd zaniechał przeprowadzenia dowodów biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie i nie wyjaśnił zasady, na jakiej zasądził nawiązkę, której nie przewidywał dawny kodeks karny.
Oskarżyciel uważał, że w stosunku do Sadowskiego powinny zastosowane przepisy dawnego kodeksu karnego z 1969 roku, który obowiązywał w chwili zdarzenia. Prokuratura stwierdziła też, że sąd mógł na innej podstawie oprzeć orzeczenie o odszkodowaniu dla pokrzywdzonej. W kwietniu tego roku wyrok został uchylony przez Sąd Okręgowy w Radomiu.
Do wypadku doszło 6 sierpnia 1995 roku w Broniszewie w powiecie białobrzeskim, na Mazowszu. Według ustaleń grójeckiej prokuratury, Sadowski, jadąc peugeotem, nie zachował ostrożności podczas zbliżania się do skrzyżowania, na którym stał seat terra, kierowany przez Janinę Pachniak. Oskarżony zbyt późno zaczął hamować i uderzył w seata, który przesunął się na przeciwległy pas ruchu i zderzył się z autobusem PKS.
Proces ruszył dopiero po dziesięciu latach, gdyż w chwili wypadku Marek Sadowski był sędzią i chronił go immunitet. Sprawa stała się głośna w 2004 roku, kiedy został ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym w rządzie Marka Belki i nie chronił go już immunitet sędziowski. Minister podał się do dymisji. Prokuratura podjęła śledztwo, ale Sadowski został powołany do Prokuratury Krajowej i znów chronił go immunitet.
Prokuratura Okręgowa w Radomiu na wniosek grójeckiej prokuratury zwróciła się do sądu dyscyplinarnego przy Prokuraturze Generalnej o uchylenie mu immunitetu. Sąd dyscyplinarny przychylił się do tego wniosku.
pap, ss
W uzasadnieniu wyroku sędzia Joanna Dębała-Strzelak podkreśliła, że do wypadku doszło z winy Sadowskiego, który nie zachował ostrożności na drodze i zbyt późno zaczął hamować. W ocenie sądu, jedynym rozwiązaniem uniknięcia zderzenia było zmniejszenie prędkości przez Sadowskiego. Sąd zobowiązał byłego ministra do wypłaty pieniędzy w ciągu roku od uprawomocnienia się orzeczenia.
Wydając wyrok sąd skorzystał z przepisów kodeksu karnego z 1969 roku, które obowiązywały w chwili wypadku. Pierwszy wyrok wobec Sadowskiego, z grudnia 2005 roku, grójecki sąd wydał na podstawie nowego kodeksu z 1997 roku.
Sędzia Dębała-Strzelak uwzględniła sugestię Sądu Okręgowego w Radomiu, który zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia. Sąd odwoławczy stwierdził bowiem, że sąd pierwszej instancji powinien zastosować przepisy kodeksu obowiązującego w chwili zdarzenia, gdyż były łagodniejsze dla oskarżonego.
Marek Sadowski nie przybył w piątek do sądu. Jego adwokat, Stanisław Kłys nie chciał komentować wyroku i nie powiedział, czy będzie składał apelację.
Poszkodowana Janina Pachniak powiedziała dziennikarzom, że "poczuła namiastkę sprawiedliwości", gdyż sąd po raz drugi uznał, że winę za wypadek ponosi Sadowski. Wątpiła jednak, że na tym wyroku sprawa zostanie zakończona.
Proces Marka Sadowskiego toczył się po raz drugi. W grudniu ubiegłego roku został on skazany przez grójecki sąd na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata, grzywnę w wysokości 15 tysięcy złotych i nawiązkę dla pokrzywdzonej w wysokości 100 tysięcy złotych.
Apelację od wyroku wniósł adwokat Sadowskiego i prokuratura. Obie strony domagały się uchylenia wyroku i ponownego rozpatrzenia sprawy. Obrona podnosiła m.in., że sąd zaniechał przeprowadzenia dowodów biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie i nie wyjaśnił zasady, na jakiej zasądził nawiązkę, której nie przewidywał dawny kodeks karny.
Oskarżyciel uważał, że w stosunku do Sadowskiego powinny zastosowane przepisy dawnego kodeksu karnego z 1969 roku, który obowiązywał w chwili zdarzenia. Prokuratura stwierdziła też, że sąd mógł na innej podstawie oprzeć orzeczenie o odszkodowaniu dla pokrzywdzonej. W kwietniu tego roku wyrok został uchylony przez Sąd Okręgowy w Radomiu.
Do wypadku doszło 6 sierpnia 1995 roku w Broniszewie w powiecie białobrzeskim, na Mazowszu. Według ustaleń grójeckiej prokuratury, Sadowski, jadąc peugeotem, nie zachował ostrożności podczas zbliżania się do skrzyżowania, na którym stał seat terra, kierowany przez Janinę Pachniak. Oskarżony zbyt późno zaczął hamować i uderzył w seata, który przesunął się na przeciwległy pas ruchu i zderzył się z autobusem PKS.
Proces ruszył dopiero po dziesięciu latach, gdyż w chwili wypadku Marek Sadowski był sędzią i chronił go immunitet. Sprawa stała się głośna w 2004 roku, kiedy został ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym w rządzie Marka Belki i nie chronił go już immunitet sędziowski. Minister podał się do dymisji. Prokuratura podjęła śledztwo, ale Sadowski został powołany do Prokuratury Krajowej i znów chronił go immunitet.
Prokuratura Okręgowa w Radomiu na wniosek grójeckiej prokuratury zwróciła się do sądu dyscyplinarnego przy Prokuraturze Generalnej o uchylenie mu immunitetu. Sąd dyscyplinarny przychylił się do tego wniosku.
pap, ss