Posłowie z sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych przygotowali projekt uchwaływ sprawie słów Macierewicza. "Komisja Spraw Zagranicznych oczekuje od rządu, że w trybie pilnym sprawa zostanie wyjaśniona, to znaczy: albo przedstawione zostaną dowody potwierdzające słowa ministra i sprawa zostanie przekazana do prokuratury, albo minister Macierewicz zostanie natychmiast zdymisjonowany" - głosi projekt. Podkreślono w nim, że słowa Macierewicza uderzają "nie tylko w dobre imię byłych ministrów, ale przede wszystkim szkodzą wizerunkowi Polski i godzą w polski interes narodowy, podważając wiarygodność polskiej dyplomacji i polskiej polityki zagranicznej. (...) Każda zwłoka w tej sprawie będzie pogłębiać straty dla polskiej polityki zagranicznej" - czytamy.
Stanowisko PO - mówił Komorowski, któremu towarzyszył podczas konferencji prasowej wiceszef komisji SZ Paweł Śpiewak - podzielane jest przez kluby opozycyjne a także Samoobronę. PiS i LPR - dodał wicemarszałek - także wyraziły zaniepokojenie słowami ministra Macierewicza, ale nie są skłonne żądać zdecydowanych kroków od premiera.
Wniosek o informację w sprawie wypowiedzi Macierewicza to efekt potraktowania przez członków rządu komisji sejmowych: spraw zagranicznych i do spraw służb specjalnych. W środę wiceminister Macierewicz przybył po rozmowie z premierem na posiedzenie sejmowej komisji ds. służb specjalnych, ale żadnych wyjaśnień nie złożył. Zrelacjonował jedynie posłom przebieg rozmowy z premierem i oznajmił, że nie ma zgody premiera na przekazanie jej wyjaśnień. "My jesteśmy tym oburzeni, bo to oznacza kwestionowanie kontrolnej roli komisji ds. służb specjalnych. Postawa ministra Macierewicza wprawiła nas w osłupienie" - mówił w środę Janusz Zemke (SLD). Przewodniczący sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych Marek Biernacki (PO) zapowiedział wówczas, że wystąpi do premiera oraz do szefa MON, by Macierewicz wyjaśnił członkom komisji swą wypowiedź.
W czwartek podobny afront spotkał posłów sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Jej przewodniczący Paweł Zalewski zaprosił szefową MSZ Annę Fotygę na posiedzenie komisji ws. oskarżeń Antoniego Macierewicza wobec byłych szefów polskiej dyplomacji. Pani minister przybyła, ale powiedziała, że w tej sprawie "nie ma żadnej wiedzy, która pozwoliłaby jej wypowiadać się w sposób odpowiedzialny". "Mogę powiedzieć jedno: w takich okolicznościach postąpiłabym inaczej. Jeżeli dysponowałabym jakąkolwiek wiedzą w trudnych sprawach, to albo posłużyłabym się komunikacją rządową, albo poprosiłabym w trybie natychmiastowym o spotkanie z premierem" - podkreśliła. Po tej krótkiej wypowiedzi minister poprosiła posłów o niezadawanie pytań i opuściła salę.
"Stała się rzecz niesłychana" - komentowali posłowie SLD. "Nie na tym polega demokracja, żeby ministrowie przychodzili, mówili co chcieli i wychodzili" - powiedział poseł Sojuszu Tadeusz Iwiński.
Zachowanie członków rządu wobec sejmowych komisji, to, zdaniem Komorowskiego, który w gabinecie cieni PO odpowiada za sprawy zagraniczne, "świadome obniżanie rangi parlamentu i czegoś co stanowi istotę demokracji, a więc funkcji kontrolnych parlamentu w stosunku do władzy wykonawczej". "Tego rodzaju praktyki muszą być napiętnowane, bo inaczej będziemy mieli do czynienia z dalszą erozją mechanizmów demokratycznych. Parlament, co by o nim nie powiedzieć, reprezentuje społeczeństwo i ma prawo do pełnej wiedzy o poczynaniach władzy wykonawczej" - podkreślił.
Macierewicz w niedzielę na antenie Telewizji Trwam, odnosząc się do listu otwartego b. ministrów spraw zagranicznych w sprawie odwołania przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego udziału w spotkaniu Trójkąta Weimarskiego powiedział: "Część z tych osób to są byli członkowie PZPR, czyli partii komunistycznej, tego sowieckiego namiestnictwa. Większość spośród nich w przeszłości była agentami sowieckich służb specjalnych. Nie wszyscy, ale kilku".
pap, em