Były premier Leszek Miller wyklucza, by b. prezydent Aleksander Kwaśniewski stał za rzekomą prowokacją, która miała doprowadzić do odsunięcia go ze stanowiska szefa rządu.
Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek zapowiedział zbadanie informacji prasowych o próbie skompromitowania w 2003 r. ówczesnego premiera.
W poniedziałek "Dziennik" napisał, że relacje i dokumenty, do jakich dotarła gazeta wskazują, że w 2003 roku mogło dojść do próby pozakonstytucyjnego usunięcia ze stanowiska Millera. Według "Dziennika" wśród ludzi związanych z lewicą i służbami specjalnymi szykowana była korupcyjna prowokacja, która mogła doprowadzić do upadku Millera. Historia tej prowokacji jest jedną z najskrzętniej skrywanych tajemnic SLD, twierdzą autorzy informacji.
Gazeta napisała, że wszystko rozgrywało się w gorącym okresie politycznym, gdy komisja śledcza tropiła aferę Lwa Rywina, a Miller był w konflikcie z ówczesnym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Padły wówczas słowa o "szorstkiej przyjaźni", ale za kulisami toczyła się między nimi ostra walka. Kwaśniewski dążył do usunięcia szefa rządu.
"Wykluczam hipotezę, że za całą prowokacją wobec mnie stał Aleksander Kwaśniewski. Różniłem się z nim w różnych sprawach, ale to był spór natury politycznej, który nie przekraczał granic, opisywanych w 'Dzienniku'" - mówił b. premier.
Według niego, przez cały czas pełnienia urzędu premiera był "przedmiotem polowania". Miało to - jak wyjaśnił - związek z zablokowaniem przez niego sprzedaży PZU, nie zgadzał się również na sprzedaż polskiego sektora paliwowego, a za tym "stały olbrzymie interesy i siły nacisku głównie międzynarodowe".
"Jeżeli szukać gdzieś źródeł inspiracji tej prowokacji, to należy jej szukać właśnie tam" - powiedział Miller.
Przyznał, że o całej sprawie usłyszał w luźniej rozmowie od Zbigniewa Siemiątkowskiego, który miał mu powiedzieć, iż "służby już to zweryfikowały i nic się nie potwierdza". Miller nie sądzi, aby służby specjalne przygotowywały jakiś spisek, ale jak się wyraził - Polska jest atrakcyjnym rynkiem i "różne wpływowe siły usytuowane na całym świecie chcą się tu sytuować i w Polsce często trwa walka o to, kto dany segment rynku zajmie".
"Uruchamia się olbrzymie pieniądze i ludzi, którzy mogą całą rzecz przygotować. Ja miałem z tym do czynienie i myślę, że każdy inny premier będzie miał z tym do czynienie, także premier Jarosław Kaczyński. Ponieważ usłyszałem, że prokurator krajowy chce w tej sprawie wszcząć postępowanie, to zobaczymy. Niech przyszłość pokaże, jakie są konkluzje całej tej sprawy" - mówił.
W poniedziałek prokurator krajowy Janusz Kaczmarek zapowiedział, że informacje prasy o próbie skompromitowania w 2003 r. ówczesnego premiera Leszka Millera w celu odsunięcia go ze stanowiska zostaną zbadane przez prokuraturę. Według Kaczmarka, "na pewno trzeba będzie zbadać tę sprawę procesowo, bo pojawiają się tam informacje o niszczeniu dokumentów, i to klauzulowanych, w wątku dotyczącym kancelarii b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego".
"Dziennik" napisał, że w sprawę rzekomej prowokacji wobec Millera zaangażował się Marek Ungier, minister z kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Według gazety, Ungier miał dążyć do zatuszowania sprawy, którą miały się też zająć WSI.
Według "Dziennika", wiadomości o próbie wykorzystania przez służby specjalne biznesmena Aleksandra Gudzowatego do usunięcia Millera z funkcji szefa rządu przekazał prokuraturze szef jego ochrony Marcin Kossek. Chciał też, by dołączyć jego informacje do akt prowadzonej w prokuraturze innej sprawy - szantażu wobec Tomasza Gudzowatego, fotografika, syna biznesmena.
Aleksander Gudzowaty w programie TVN 24 "Kropka nad i..." Moniki Olejnik powiedział, że wszystko wskazuje na to, iż w sprawie "brały udział służby specjalne, tylko nie potrafię powiedzieć, na czyje polecenie". Przyznał, że zgłosił wówczas tę sprawę do prezydenta, premiera i szefa wywiadu. Na pytanie Olejnik, dlaczego nie zgłosił tej sprawy do prokuratury, powiedział, że "obywatel nie musi znać takich niuansów postępowania". "Nie wiem, czy to było przestępstwo, czy nie, to trzeba dopiero rozwikłać" - podkreślił.
W styczniu 2006 roku Gudzowaty złożył zawiadomienie do prokuratury.
"Napisaliśmy do pana prezydenta list i nagle nas zaproszono tam z apelem, że o sprawie trzeba zapomnieć" - powiedział Gudzowaty. Na pytanie, kto prosił, aby o sprawie zapomnieć, Gudzowaty powiedział: "wszyscy, którzy tam byli: Barcikowski (były szef ABW), Siemiątkowski, Ungier". Jak powiedział Gudzowaty, na wyciszeniu sprawy zależało również Leszkowi Millerowi.
Szef klubu parlamentarnego SLD Jerzy Szmajdziński, zarazem b. minister obrony narodowej w rządzie Millera uważa, że wymowa artykułu "Dziennika" "jest taka, że trzeba zaatakować Aleksandra Kwaśniewskiego". Tego zdania jest też b. szef wywiadu Zbigniew Siemiątkowski, bo chodzi o to, by znów wezwać b. prezydenta na przesłuchanie do prokuratury.
B. szef wywiadu podkreślił, że dla niego sprawa jest zamknięta od czasu, gdy powiedział Millerowi o tym, "że na mieście są plotki, że jak się nie da SLD łapówki, to nic się nie załatwi". Zaprzeczył, by WSI kiedykolwiek miały się zająć całą sprawą, a Ungier mówił tylko, że to sprawa dla CBŚ.
Siemiątkowski dodał, że nie rozumie doniesień mediów, jak mogłoby dojść do obalenia premiera w wyniku całej tej rzekomej intrygi. "Premiera obala się w drodze konstruktywnego wotum nieufności" - dodał.
pap, ab
W poniedziałek "Dziennik" napisał, że relacje i dokumenty, do jakich dotarła gazeta wskazują, że w 2003 roku mogło dojść do próby pozakonstytucyjnego usunięcia ze stanowiska Millera. Według "Dziennika" wśród ludzi związanych z lewicą i służbami specjalnymi szykowana była korupcyjna prowokacja, która mogła doprowadzić do upadku Millera. Historia tej prowokacji jest jedną z najskrzętniej skrywanych tajemnic SLD, twierdzą autorzy informacji.
Gazeta napisała, że wszystko rozgrywało się w gorącym okresie politycznym, gdy komisja śledcza tropiła aferę Lwa Rywina, a Miller był w konflikcie z ówczesnym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Padły wówczas słowa o "szorstkiej przyjaźni", ale za kulisami toczyła się między nimi ostra walka. Kwaśniewski dążył do usunięcia szefa rządu.
"Wykluczam hipotezę, że za całą prowokacją wobec mnie stał Aleksander Kwaśniewski. Różniłem się z nim w różnych sprawach, ale to był spór natury politycznej, który nie przekraczał granic, opisywanych w 'Dzienniku'" - mówił b. premier.
Według niego, przez cały czas pełnienia urzędu premiera był "przedmiotem polowania". Miało to - jak wyjaśnił - związek z zablokowaniem przez niego sprzedaży PZU, nie zgadzał się również na sprzedaż polskiego sektora paliwowego, a za tym "stały olbrzymie interesy i siły nacisku głównie międzynarodowe".
"Jeżeli szukać gdzieś źródeł inspiracji tej prowokacji, to należy jej szukać właśnie tam" - powiedział Miller.
Przyznał, że o całej sprawie usłyszał w luźniej rozmowie od Zbigniewa Siemiątkowskiego, który miał mu powiedzieć, iż "służby już to zweryfikowały i nic się nie potwierdza". Miller nie sądzi, aby służby specjalne przygotowywały jakiś spisek, ale jak się wyraził - Polska jest atrakcyjnym rynkiem i "różne wpływowe siły usytuowane na całym świecie chcą się tu sytuować i w Polsce często trwa walka o to, kto dany segment rynku zajmie".
"Uruchamia się olbrzymie pieniądze i ludzi, którzy mogą całą rzecz przygotować. Ja miałem z tym do czynienie i myślę, że każdy inny premier będzie miał z tym do czynienie, także premier Jarosław Kaczyński. Ponieważ usłyszałem, że prokurator krajowy chce w tej sprawie wszcząć postępowanie, to zobaczymy. Niech przyszłość pokaże, jakie są konkluzje całej tej sprawy" - mówił.
W poniedziałek prokurator krajowy Janusz Kaczmarek zapowiedział, że informacje prasy o próbie skompromitowania w 2003 r. ówczesnego premiera Leszka Millera w celu odsunięcia go ze stanowiska zostaną zbadane przez prokuraturę. Według Kaczmarka, "na pewno trzeba będzie zbadać tę sprawę procesowo, bo pojawiają się tam informacje o niszczeniu dokumentów, i to klauzulowanych, w wątku dotyczącym kancelarii b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego".
"Dziennik" napisał, że w sprawę rzekomej prowokacji wobec Millera zaangażował się Marek Ungier, minister z kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Według gazety, Ungier miał dążyć do zatuszowania sprawy, którą miały się też zająć WSI.
Według "Dziennika", wiadomości o próbie wykorzystania przez służby specjalne biznesmena Aleksandra Gudzowatego do usunięcia Millera z funkcji szefa rządu przekazał prokuraturze szef jego ochrony Marcin Kossek. Chciał też, by dołączyć jego informacje do akt prowadzonej w prokuraturze innej sprawy - szantażu wobec Tomasza Gudzowatego, fotografika, syna biznesmena.
Aleksander Gudzowaty w programie TVN 24 "Kropka nad i..." Moniki Olejnik powiedział, że wszystko wskazuje na to, iż w sprawie "brały udział służby specjalne, tylko nie potrafię powiedzieć, na czyje polecenie". Przyznał, że zgłosił wówczas tę sprawę do prezydenta, premiera i szefa wywiadu. Na pytanie Olejnik, dlaczego nie zgłosił tej sprawy do prokuratury, powiedział, że "obywatel nie musi znać takich niuansów postępowania". "Nie wiem, czy to było przestępstwo, czy nie, to trzeba dopiero rozwikłać" - podkreślił.
W styczniu 2006 roku Gudzowaty złożył zawiadomienie do prokuratury.
"Napisaliśmy do pana prezydenta list i nagle nas zaproszono tam z apelem, że o sprawie trzeba zapomnieć" - powiedział Gudzowaty. Na pytanie, kto prosił, aby o sprawie zapomnieć, Gudzowaty powiedział: "wszyscy, którzy tam byli: Barcikowski (były szef ABW), Siemiątkowski, Ungier". Jak powiedział Gudzowaty, na wyciszeniu sprawy zależało również Leszkowi Millerowi.
Szef klubu parlamentarnego SLD Jerzy Szmajdziński, zarazem b. minister obrony narodowej w rządzie Millera uważa, że wymowa artykułu "Dziennika" "jest taka, że trzeba zaatakować Aleksandra Kwaśniewskiego". Tego zdania jest też b. szef wywiadu Zbigniew Siemiątkowski, bo chodzi o to, by znów wezwać b. prezydenta na przesłuchanie do prokuratury.
B. szef wywiadu podkreślił, że dla niego sprawa jest zamknięta od czasu, gdy powiedział Millerowi o tym, "że na mieście są plotki, że jak się nie da SLD łapówki, to nic się nie załatwi". Zaprzeczył, by WSI kiedykolwiek miały się zająć całą sprawą, a Ungier mówił tylko, że to sprawa dla CBŚ.
Siemiątkowski dodał, że nie rozumie doniesień mediów, jak mogłoby dojść do obalenia premiera w wyniku całej tej rzekomej intrygi. "Premiera obala się w drodze konstruktywnego wotum nieufności" - dodał.
pap, ab