Sąd Okręgowy w Gdańsku orzekł ponad 233 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia dla niepełnosprawnego Janka Meli od Koncernu Energetycznego Energa.
Mela domagał się od Energii 400 tys. zł zadośćuczynienia i pokrycia kosztów leczenia. Skarżył on koncern za wypadek, któremu uległ w lipcu 2002 r. w Malborku. Ukrył się on wówczas przed deszczem wraz z kolegą w niezabezpieczonym budynku trafostacji w pobliżu placu zabaw i poraził go prąd o napięciu 15 kV. Chłopcu amputowano część prawego przedramienia i lewego podudzia.
Przyznana kwota ponad 233 tys. zł ma pokryć m.in. zakup profesjonalnych protez nogi i ręki. Dodatkowo gdański sąd nakazał Enerdze także płacenie Meli miesięcznej renty w wysokości 2021 zł, licząc od października 2002 r., kiedy to opuścił on szpital. Wyrok umożliwia też 18-latkowi domaganie się w przyszłości od koncernu wyższych sum pieniędzy, gdy okaże się, że koszty rehabilitacji będą większe niż obecne.
W uzasadnieniu wyroku sąd podkreślił, że bezpośredniego porażenia prądem nie spowodowało samo wejście Meli do otwartego budynku trafostacji, lecz dotknięcie przez niego ręką przewodów elektrycznych. Potwierdziły to opinie biegłych.
Ustalono m.in., że w chwili wypadku kolega Meli sprawdzał na zewnątrz, czy pada jeszcze deszcz. Kiedy wszedł ponownie do trafostacji zobaczył leżącego nieprzytomnie Jasia i przestraszony uciekł do domu. Po ocknięciu się Mela wrócił do domu, gdzie rodzice wezwali pomoc lekarską.
Sąd uznał, że chłopiec w 25 proc. jest współwinny tragedii. Za pozostałą część wypadku odpowiada pozwana spółka.
"W chwili wypadku powód ukończył 13 lat, ukończył pierwszą klasę gimnazjum i należałoby oczekiwać od chłopca w tym wieku znajomości podstaw zasady bezpieczeństwa związanego w szczególności z korzystania urządzeń, do których stosuje się energię elektryczną i które są pod napięciem" - powiedziała sędzia Małgorzata Misiurna.
Zdaniem sądu, powodowi można w tym przypadku zarzucić "co najmniej lekkomyślność w postępowaniu".
Sąd uznał jednocześnie, że Energa odpowiedzialna jest za "zaniedbania" polegające pozostawieniu otwartego i niezabezpieczonego budynku trafostacji. Skrytykował także koncern za brak właściwej reakcji na cierpienia chłopca.
"Pozwany przez cztery lata procesu w żaden sposób nie zadośćuczynił choćby częściowo zgłaszanym roszczeniom powoda, nie pomógł mu w trackie przygotowania do tych wypraw, które miały jednak duże znaczenie dla umniejszenia skutków krzywdy, której powód doznał w wyniku powoda" - podkreśliła Misiurna.
Rodzice Jana Meli nie byli do końca usatysfakcjonowani wyrokiem sądu. Ojciec poszkodowanego Bogdan Mela zakwestionował m.in. bezstronność opinii biegłych, którzy są, jego zdaniem, związani z branżą energetyczną. Według ich oceny, chłopiec dotknął urządzenie elektrycznego prawą ręką, choć - jak podkreślił ojciec - jest on leworęczny.
"Nie możemy się do końca wypowiadać, czy będziemy się odwoływać. My tego nie wiemy, musimy skontaktować się z prawnikiem" - powiedział dziennikarzom Jan Mela.
Pełnomocnik Energii Alicja Hatta podkreśliła natomiast, że dopóki nie będzie pisemnego uzasadnienia wyroku, jest za wcześnie, aby rozważać, czy koncern złoży od niego odwołanie.
Na ogłoszeniu wyroku w sądzie pojawił się znany gdański podróżnik Marek Kamiński, z którym Mela w 2004 roku - jako 16-latek - zdobył oba bieguny świata.
"Nie zgadzam się, że Jasiek jest lekkomyślnym dzieckiem. Znając go przez parę lat i podczas wypraw i przygotowań do nich, Jasiek nigdy nie wykazał się w żaden sposób lekkomyślnością" - zapewnił podróżnik. Jego zdaniem, całkowitą odpowiedzialność za wypadek ponosi Energa. "Nie wiem, czy ja, jako 13-latek, gdyby padał deszcz, miałbym świadomość, że tam jest transformator, że tam jest jakaś energia elektryczna" - dodał.
pap, ss
Przyznana kwota ponad 233 tys. zł ma pokryć m.in. zakup profesjonalnych protez nogi i ręki. Dodatkowo gdański sąd nakazał Enerdze także płacenie Meli miesięcznej renty w wysokości 2021 zł, licząc od października 2002 r., kiedy to opuścił on szpital. Wyrok umożliwia też 18-latkowi domaganie się w przyszłości od koncernu wyższych sum pieniędzy, gdy okaże się, że koszty rehabilitacji będą większe niż obecne.
W uzasadnieniu wyroku sąd podkreślił, że bezpośredniego porażenia prądem nie spowodowało samo wejście Meli do otwartego budynku trafostacji, lecz dotknięcie przez niego ręką przewodów elektrycznych. Potwierdziły to opinie biegłych.
Ustalono m.in., że w chwili wypadku kolega Meli sprawdzał na zewnątrz, czy pada jeszcze deszcz. Kiedy wszedł ponownie do trafostacji zobaczył leżącego nieprzytomnie Jasia i przestraszony uciekł do domu. Po ocknięciu się Mela wrócił do domu, gdzie rodzice wezwali pomoc lekarską.
Sąd uznał, że chłopiec w 25 proc. jest współwinny tragedii. Za pozostałą część wypadku odpowiada pozwana spółka.
"W chwili wypadku powód ukończył 13 lat, ukończył pierwszą klasę gimnazjum i należałoby oczekiwać od chłopca w tym wieku znajomości podstaw zasady bezpieczeństwa związanego w szczególności z korzystania urządzeń, do których stosuje się energię elektryczną i które są pod napięciem" - powiedziała sędzia Małgorzata Misiurna.
Zdaniem sądu, powodowi można w tym przypadku zarzucić "co najmniej lekkomyślność w postępowaniu".
Sąd uznał jednocześnie, że Energa odpowiedzialna jest za "zaniedbania" polegające pozostawieniu otwartego i niezabezpieczonego budynku trafostacji. Skrytykował także koncern za brak właściwej reakcji na cierpienia chłopca.
"Pozwany przez cztery lata procesu w żaden sposób nie zadośćuczynił choćby częściowo zgłaszanym roszczeniom powoda, nie pomógł mu w trackie przygotowania do tych wypraw, które miały jednak duże znaczenie dla umniejszenia skutków krzywdy, której powód doznał w wyniku powoda" - podkreśliła Misiurna.
Rodzice Jana Meli nie byli do końca usatysfakcjonowani wyrokiem sądu. Ojciec poszkodowanego Bogdan Mela zakwestionował m.in. bezstronność opinii biegłych, którzy są, jego zdaniem, związani z branżą energetyczną. Według ich oceny, chłopiec dotknął urządzenie elektrycznego prawą ręką, choć - jak podkreślił ojciec - jest on leworęczny.
"Nie możemy się do końca wypowiadać, czy będziemy się odwoływać. My tego nie wiemy, musimy skontaktować się z prawnikiem" - powiedział dziennikarzom Jan Mela.
Pełnomocnik Energii Alicja Hatta podkreśliła natomiast, że dopóki nie będzie pisemnego uzasadnienia wyroku, jest za wcześnie, aby rozważać, czy koncern złoży od niego odwołanie.
Na ogłoszeniu wyroku w sądzie pojawił się znany gdański podróżnik Marek Kamiński, z którym Mela w 2004 roku - jako 16-latek - zdobył oba bieguny świata.
"Nie zgadzam się, że Jasiek jest lekkomyślnym dzieckiem. Znając go przez parę lat i podczas wypraw i przygotowań do nich, Jasiek nigdy nie wykazał się w żaden sposób lekkomyślnością" - zapewnił podróżnik. Jego zdaniem, całkowitą odpowiedzialność za wypadek ponosi Energa. "Nie wiem, czy ja, jako 13-latek, gdyby padał deszcz, miałbym świadomość, że tam jest transformator, że tam jest jakaś energia elektryczna" - dodał.
pap, ss