"Nie mam wątpliwości, że tego typu chuligani powinni zostać odizolowani" - podkreślił Giertych na konferencji prasowej. "Ci, którzy tak postępowali, nie powinni być dalej uczniami tej samej szkoły ani przeniesieni do innej szkoły obok" - powiedział. "To nie ma najmniejszego sensu, dlatego że uczniowie tej szkoły będą infekowani takim zachowaniem, takimi działaniami" - wyjaśnił.
Jak mówił minister edukacji, takie wydarzenia jak te, które miały miejsce w Gdańsku, "uzasadniają konieczność zrobienia zdecydowanego porządku w szkołach". "Jeżeli tego się nie zrobi, to tego typu wydarzeń będzie więcej" - zaznaczył.
"Motywuje nas to do tego, byśmy przyspieszyli prace nad kwestią szkół o specjalnym nadzorze pedagogicznym" - uznał Giertych. Powiedział, że w najbliższych dniach chciałby przedstawić zwartą koncepcję wprowadzenia tego typu szkół. "Jeśli nie wyrzucimy bandytów, drani z polskich szkół, to nie będziemy w stanie uchronić tych, którzy chcą się normalnie uczyć" - tłumaczył. "Trzeba pamiętać, że prawa mają także ci, którzy chcą się normalnie uczyć" - podkreślił.
Pytany, gdzie obecnie mieliby trafić uczniowie ze szkoły w Gdańsku, skoro szkoły o specjalnym nadzorze jeszcze nie powstały, powiedział, że już teraz są ośrodki dla tego typu osób. "Tego typu ośrodki już są, tylko działają rachitycznie. My chcemy to ożywić i zorganizować" - wyjaśnił.
Giertych przekazał wyrazy współczucia rodzicom dziewczynki.
Wieczorem wicepremier poinformował dziennikarzy, że polecił odpowiedniemu dyrektorowi w ministerstwie udanie się w czwartek do Gdańska i przeprowadzenie inspekcji w szkole ofiary.
"W ramach nadzoru pedagogicznego ministerstwo przeprowadzi inspekcję w tej szkole, podejmiemy konkretne decyzje w odniesieniu szkoły, ewentualnie w odniesieniu do kuratorium, jeśli były jakieś zaniedbania" - powiedział Giertych.
Pomorska wicekurator oświaty Anna Lis komentując sprawę samobójstwa 14-letniej uczennicy gdańskiego gimnazjum, po tym, gdy jej szkolni koledzy wykorzystali ją seksualnie w klasie, oceniła, że w tej sprawie "robi się z tragedii niezdrową sensację".
"Jestem temu przeciwna, tym bardziej że rodzina bardzo to przeżywa. Trwa ustalanie szczegółów tego zdarzenia, zarówno przez policję, jak i kuratorium" - powiedziała Lis.
Zastrzegła, że o ewentualnej odpowiedzialności kogokolwiek w tej sprawie kuratorium wypowie się dopiero po zakończeniu wizytacji jego pracowników w szkole. "Być może wyniki kontroli będą znane w jeszcze w środę po południu" - dodała.
Pracownicy pomorskiego kuratorium pojawili się w gimnazjum w środę, mimo że do incydentu z uczennicą doszło w ubiegły piątek. "Nie potrafię odpowiedzieć, dlaczego zostaliśmy tak późno powiadomieni o sprawie" - oświadczyła Lis.
Jak wyjaśniła PAP druga pomorska wicekurator, Irena Pancer, o samobójstwie uczennicy dowiedziała się telefonicznie od dyrektora gimnazjum jako pierwsza, we wtorek po południu, wizytator tej szkoły z kuratorium.
"Dyrektor poinformował ją wówczas o fakcie samobójstwa dziewczyny, tłumacząc, że to prywatna sprawa i nie ma związku z sytuacją w szkole. Dopiero w środę rano dyrektor powiadomił mnie pisemnie, że tragedia uczennicy może mieć związek z tym, co się zdarzyło w klasie w ubiegły piątek" - tłumaczyła Pancer.
Podkreśliła, że dyrektor szkoły za późno poinformował kuratorium o sytuacji w swojej placówce, tym bardziej że w poniedziałek rano czynności śledcze w gimnazjum zaczęła prowadzić już policja.
"Jestem wstrząśnięta, że to dziecko w tamtej chwili nie znalazło wsparcia w uczniach" - powiedziała Pancer. Według jej wiedzy, nauczyciele w piątek nie wiedzieli jeszcze, że w klasie doszło do molestowania gimnazjalistki.
Jak ustaliła policja, podczas nieobecności nauczyciela pięciu kolegów 14-latki doprowadziło ją "do innej czynności seksualnej". Najpierw zaprowadzili dziewczynę pod tablicę, gdy im się na moment wyrwała, złapali ją i rzucili na ławkę. Napastnicy zdjęli z niej ubranie, zaczęli dotykać w miejsca intymne, symulować stosunek płciowy, wulgarnie się wyrażali. Jeden z napastników nagrywał wszystko kamerą z telefonu komórkowego.
Dziewczynce próbowały pomóc jej koleżanki z klasy, napastnicy byli jednak silniejsi. 14-latce udało się w końcu wyrwać i uciec do domu. Po powrocie nauczycielki uczniowie, którzy byli świadkami zdarzenia, opowiedzieli jej, co zaszło, a ta poinformowała wychowawczynię klasy.
Według policji, wychowawczyni zadzwoniła następnie do 19-letniego brata ofiary, myśląc, że rozmawia z ojcem. Wieczorem 14-latka powiedziała koleżance, która odwiedziła ją w domu, że do szkoły już nie wróci i że popełni samobójstwo. W sobotę rano rodzice po wejściu do pokoju córki znaleźli ją martwą.
Policja zatrzymała już trzech z napastników, zatrzymanie dwóch pozostałych ma nastąpić wkrótce. Gdyby byli pełnoletni, groziłoby im do 12 lat więzienia, teraz o ich dalszym losie zadecyduje sędzia rodzinny.
pap, ab