Premier Jarosław Kaczyński podczas swej wizyty w Berlinie znajdzie się pod wielką presją - "musi udowodnić, że chce poprawić stosunki między Warszawą i Berlinem" - pisze dziennik "Sueddeutsche Zeitung" w komentarzu "Trudne sąsiedztwo".
Autor komentarza, warszawski korespondent gazety Thomas Urban tłumaczy, że nie chodzi bynajmniej o spełnienie oczekiwań niemieckiego rządu. "To raczej wielki amerykański sojusznik postawił Kaczyńskiemu to zadanie. (...) Szef polskiego rządu musiał podczas wizyty w Waszyngtonie w ubiegłym miesiącu boleśnie przekonać się, że Biały Dom obciąża Warszawę, a nie Berlin, odpowiedzialnością za napięcia miedzy obu krajami" - czytamy w niemieckiej gazecie.
Jednak "SZ" przyznaje, że także władze w Berlinie przyczyniły się do powstania napięć. Bliska współpraca poprzedniego kanclerza Gerharda Schroedera z "demokratą bez skazy" Władimirem Putinem doprowadziła do odrodzenia dawnych obaw. Polskie zastrzeżenia wobec Kremla mają nie tylko podłoże historyczne, gdyż kontrowersyjny projekt niemiecko-rosyjskiego gazociągu przez Bałtyk może w przyszłości spowodować, że Polska stanie się podatna na szantaż - przyznaje Urban.
Komentator wytyka poprzedniemu niemieckiemu rządowi SPD-Zieloni próby zdyskredytowania projektu budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom, nazywając działania rządu Schroedera "ciężkim błędem". Rząd powinien raczej - zdaniem Urbana - zneutralizować politycznie ten projekt, np. poprzez powołanie polsko-niemieckiego okrągłego stołu. Projekt Centrum przeciwko Wypędzeniom nie jest antypolski, a wręcz przeciwnie stwarza stronie polskiej szansę zapoznania Niemców z polskim spojrzeniem na historię - twierdzi Urban.
Zdaniem "SZ", po wizycie Kaczyńskiego nie należy raczej oczekiwać przełomu. Sukcesem byłoby już, gdyby polski premier mniej koncentrował się na historycznych doświadczeniach swego narodu i nie pomijał wysiłków Niemców zmierzających do zadośćuczynienia i przezwyciężenia przeszłości - pisze "SZ". "Większość jego (Kaczyńskiego) rodaków od dawna tak postępuje: nie czują się zagrożeni przez Niemców. Zrozumieli raczej, że dobre sąsiedztwo jest korzystne dla obu stron" - stwierdza w konkluzji Thomas Urban w "Sueddeutsche Zeitung".
pap, ss
Jednak "SZ" przyznaje, że także władze w Berlinie przyczyniły się do powstania napięć. Bliska współpraca poprzedniego kanclerza Gerharda Schroedera z "demokratą bez skazy" Władimirem Putinem doprowadziła do odrodzenia dawnych obaw. Polskie zastrzeżenia wobec Kremla mają nie tylko podłoże historyczne, gdyż kontrowersyjny projekt niemiecko-rosyjskiego gazociągu przez Bałtyk może w przyszłości spowodować, że Polska stanie się podatna na szantaż - przyznaje Urban.
Komentator wytyka poprzedniemu niemieckiemu rządowi SPD-Zieloni próby zdyskredytowania projektu budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom, nazywając działania rządu Schroedera "ciężkim błędem". Rząd powinien raczej - zdaniem Urbana - zneutralizować politycznie ten projekt, np. poprzez powołanie polsko-niemieckiego okrągłego stołu. Projekt Centrum przeciwko Wypędzeniom nie jest antypolski, a wręcz przeciwnie stwarza stronie polskiej szansę zapoznania Niemców z polskim spojrzeniem na historię - twierdzi Urban.
Zdaniem "SZ", po wizycie Kaczyńskiego nie należy raczej oczekiwać przełomu. Sukcesem byłoby już, gdyby polski premier mniej koncentrował się na historycznych doświadczeniach swego narodu i nie pomijał wysiłków Niemców zmierzających do zadośćuczynienia i przezwyciężenia przeszłości - pisze "SZ". "Większość jego (Kaczyńskiego) rodaków od dawna tak postępuje: nie czują się zagrożeni przez Niemców. Zrozumieli raczej, że dobre sąsiedztwo jest korzystne dla obu stron" - stwierdza w konkluzji Thomas Urban w "Sueddeutsche Zeitung".
pap, ss