Oskarżony o znieważenie prezydenta RP Hubert H. zamierza stawić się na rozprawę w tym procesie, zaplanowaną na 15 listopada przed sądem w Warszawie - powiedział o tym w Katowicach.
Koczujący m.in. na dworcach i klatkach mężczyzna od maja przebywa właśnie w tym mieście. Jeden z bezdomnych, zapytany o Huberta H. na katowickim dworcu, mówi: "A, to ten od prezydenta" i kieruje do jego kolegi, a on - do niego samego. Hubert H. nie ma pracy i nie wie na razie, skąd weźmie pieniądze na dojazd do Warszawy.
"Mam wezwanie, stawię się przed sądem. Wyrażę skruchę. Głupio wyszło, to wszystko przez alkohol. Ale ten proces to trochę śmieszne, przesada. Każdy sobie czasem przeklnie na władze" - powiedział.
31-letniemu mężczyźnie grozi do 3 lat więzienia. W grudniu 2005 r., kilka dni po zaprzysiężeniu Lecha Kaczyńskiego na urząd prezydenta RP, legitymowany przez policjantów z warszawskiego Dworca Centralnego, "puścił długą wiązankę", wypowiadając się także na temat Kaczyńskiego. Według prokuratury, słowa te miały "charakter zniewag głowy państwa". Policja po odwiezieniu bezdomnego do izby wytrzeźwień wszczęła sprawę o przestępstwo znieważenia prezydenta RP.
Hubert H. jest zameldowany w Rydzynie koło Leszna, ale nie przebywa pod tym adresem. Dlatego nie można mu było doręczyć wezwania na rozprawę. Proces nie mógł się rozpocząć, a on sam był poszukiwany w całym kraju. Na początku listopada został zatrzymany przypadkowo przez policję w Katowicach, podczas rutynowej interwencji - mieszkańcy bloku skarżyli się, że pijany bezdomny awanturuje się na klatce. Hubert trafił na komendę policji i do izby wytrzeźwień, potem policjanci przekazali mu wezwanie do sądu.
Hubert H. wie, że jego historia stała się głośna, czytał o sobie w gazecie. "Wstyd mi teraz, co sobie moja mama myśli. Przecież ja mam rodzinę, mam gdzie mieszkać. Załatwię tę sprawę i wracam do domu, dość już tego bujania" - dodaje. Uczył się na malarza i pracował kiedyś przy ocieplaniu budynków. Pytał o pracę na budowie w Katowicach, ale powiedzieli mu, że nikogo nie potrzebują. "Jak się chce znaleźć pracę, to się znajdzie, ale wie pani, jak to jest..." - mówi.
Sprawa Huberta H. wywołała społeczną dyskusję na temat zasadności ścigania osoby, która popełniła taki czyn i angażowania w nią w tak szerokim zakresie wymiaru sprawiedliwości.
Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek wyjaśniał, że prokuratura chciała umorzyć warunkowo postępowanie. Okazało się to jednak niemożliwe, gdyż Hubert H. był wielokrotnie karany, m.in. za kradzieże, niepłacenie alimentów i inne przestępstwa. Prawo zaś wyklucza warunkowe umorzenie postępowania w przypadku recydywisty.
Proces ma monitorować Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Jej zdaniem, postępowanie H. było naganne, ale tego typu wypowiedzi powinny skończyć się zwykłym mandatem i odwiezieniem do izby wytrzeźwień.
pap, ss
"Mam wezwanie, stawię się przed sądem. Wyrażę skruchę. Głupio wyszło, to wszystko przez alkohol. Ale ten proces to trochę śmieszne, przesada. Każdy sobie czasem przeklnie na władze" - powiedział.
31-letniemu mężczyźnie grozi do 3 lat więzienia. W grudniu 2005 r., kilka dni po zaprzysiężeniu Lecha Kaczyńskiego na urząd prezydenta RP, legitymowany przez policjantów z warszawskiego Dworca Centralnego, "puścił długą wiązankę", wypowiadając się także na temat Kaczyńskiego. Według prokuratury, słowa te miały "charakter zniewag głowy państwa". Policja po odwiezieniu bezdomnego do izby wytrzeźwień wszczęła sprawę o przestępstwo znieważenia prezydenta RP.
Hubert H. jest zameldowany w Rydzynie koło Leszna, ale nie przebywa pod tym adresem. Dlatego nie można mu było doręczyć wezwania na rozprawę. Proces nie mógł się rozpocząć, a on sam był poszukiwany w całym kraju. Na początku listopada został zatrzymany przypadkowo przez policję w Katowicach, podczas rutynowej interwencji - mieszkańcy bloku skarżyli się, że pijany bezdomny awanturuje się na klatce. Hubert trafił na komendę policji i do izby wytrzeźwień, potem policjanci przekazali mu wezwanie do sądu.
Hubert H. wie, że jego historia stała się głośna, czytał o sobie w gazecie. "Wstyd mi teraz, co sobie moja mama myśli. Przecież ja mam rodzinę, mam gdzie mieszkać. Załatwię tę sprawę i wracam do domu, dość już tego bujania" - dodaje. Uczył się na malarza i pracował kiedyś przy ocieplaniu budynków. Pytał o pracę na budowie w Katowicach, ale powiedzieli mu, że nikogo nie potrzebują. "Jak się chce znaleźć pracę, to się znajdzie, ale wie pani, jak to jest..." - mówi.
Sprawa Huberta H. wywołała społeczną dyskusję na temat zasadności ścigania osoby, która popełniła taki czyn i angażowania w nią w tak szerokim zakresie wymiaru sprawiedliwości.
Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek wyjaśniał, że prokuratura chciała umorzyć warunkowo postępowanie. Okazało się to jednak niemożliwe, gdyż Hubert H. był wielokrotnie karany, m.in. za kradzieże, niepłacenie alimentów i inne przestępstwa. Prawo zaś wyklucza warunkowe umorzenie postępowania w przypadku recydywisty.
Proces ma monitorować Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Jej zdaniem, postępowanie H. było naganne, ale tego typu wypowiedzi powinny skończyć się zwykłym mandatem i odwiezieniem do izby wytrzeźwień.
pap, ss