Około 450 osób przeszło po południu ulicami centrum Poznania w Marszu Równości. Uczestników marszu chroniło 500 policjantów.
Nie zostali zmuszeni do poważniejszej interwencji przez ok. 150 przeciwników marszu, z których jeden został zatrzymany za wznoszenie faszystowskich haseł.
Demonstrację zorganizowali przedstawiciele poznańskich środowisk homoseksualnych, wolnościowych i anarchistycznych. Marsz był częścią Dni Równości i Tolerancji.
Uczestnicy marszu nieśli transparenty: "Solidarni przeciw dyskryminacji", "Stop dyskryminacji, stop wykluczeniu", "Homo znaczy człowiek" i tęczowe flagi - znak społeczności homoseksualnej. Wznosili okrzyki: "Wolność, równość, solidarność", "Zróbcie miejsce dla demokracji".
Według jednej z organizatorek marszu, Agaty Teutsch, demonstracja była pochodem osób solidaryzujących się z prześladowanymi ze względu na płeć, orientację seksualną, pochodzenie etniczne, wyznanie, niepełnosprawność i biedę.
"Nie muszę być Żydówką, żeby się przeciwstawiać antysemityzmowi, nie muszę być lesbijką, żeby walczyć z homofobią, nie musze być niepełnosprawna, żeby uważać, że dyskryminacja osób niepełnosprawnych jest niesprawiedliwa i trzeba to zmienić" - mówiła Teutsch do zgromadzonych na Placu Mickiewicza, gdzie rozpoczął się marsz.
Marsz przeszedł ul. Św. Marcin, al. Marcinkowskiego i zakończył się na Placu Wolności, gdzie zebrało się - wg szacunków policji - około 150 przeciwników marszu, wśród nich działacze Narodowego Odrodzenia Polski i kibice. Krzyczeli: "Nie oddamy wam Poznania", "Zboczeńcy", "Pedały do gazu!", "Zrobimy z Wami co Hitler z Żydami".
Jak poinformował Jarosław Szemerluk z zespołu prasowego wielkopolskiej policji, zatrzymano jedną z osób wznoszących faszystowskie hasła.
Policjanci, uzbrojeni, niektórzy na koniach i z psami, interweniowali, żeby umożliwić uczestnikom marszu dojście do Placu Wolności i przeprowadzenie wiecu na jego koniec. Na schodach, gdzie miał odbyć się wiec stali jego przeciwnicy.
Na zakończenie imprezy Jarosław Urbański z Federacji Anarchistycznej powiedział do uczestników marszu, że "zamieszanie podczas marszu wynika z napuszczania na siebie ludzi przez polityków, którzy antagonizują i szukają kozłów ofiarnych ".
"Jedne opcje polityczne chcą, żeby kozłami ofiarnymi byli homoseksualiści, albo feministki, a inne opcje chcą, żeby to byli kibice albo górnicy. Dlatego widzimy na ulicach frustrację My się z takimi podziałami nie zgadzamy" - mówił Urbański.
Sobotni marsz był trzecią tego typu demonstracja w Poznaniu. Marsz w 2004 nie przeszedł ulicami Poznania, bo zablokowali go jego przeciwnicy. W 2005 zamiast marszu odbyła się nielegalna demonstracja, ponieważ zakazał go ze względów bezpieczeństwa prezydent Poznania.
Przebieg marszu monitorowało kilku obserwatorów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Zdaniem Sławomira Cybulskiego, to, że manifestanci przeszli zaplanowaną trasą, jest postępem. Cybulski uważa jednak, że "jeżeli chodzi o liczbę funkcjonariuszy i ich uzbrojenie przesadzono".
Dodał jednak, że nawet, jeżeli państwo ponosi koszty takiego zabezpieczenia, to "jest to cena demokracji". "Wolność zgromadzeń to jest jedno z praw człowieka, jeśli to wymaga nakładów finansowych, to państwo musi je poświęcić" - mówił Cybulski.
ab, pap
Demonstrację zorganizowali przedstawiciele poznańskich środowisk homoseksualnych, wolnościowych i anarchistycznych. Marsz był częścią Dni Równości i Tolerancji.
Uczestnicy marszu nieśli transparenty: "Solidarni przeciw dyskryminacji", "Stop dyskryminacji, stop wykluczeniu", "Homo znaczy człowiek" i tęczowe flagi - znak społeczności homoseksualnej. Wznosili okrzyki: "Wolność, równość, solidarność", "Zróbcie miejsce dla demokracji".
Według jednej z organizatorek marszu, Agaty Teutsch, demonstracja była pochodem osób solidaryzujących się z prześladowanymi ze względu na płeć, orientację seksualną, pochodzenie etniczne, wyznanie, niepełnosprawność i biedę.
"Nie muszę być Żydówką, żeby się przeciwstawiać antysemityzmowi, nie muszę być lesbijką, żeby walczyć z homofobią, nie musze być niepełnosprawna, żeby uważać, że dyskryminacja osób niepełnosprawnych jest niesprawiedliwa i trzeba to zmienić" - mówiła Teutsch do zgromadzonych na Placu Mickiewicza, gdzie rozpoczął się marsz.
Marsz przeszedł ul. Św. Marcin, al. Marcinkowskiego i zakończył się na Placu Wolności, gdzie zebrało się - wg szacunków policji - około 150 przeciwników marszu, wśród nich działacze Narodowego Odrodzenia Polski i kibice. Krzyczeli: "Nie oddamy wam Poznania", "Zboczeńcy", "Pedały do gazu!", "Zrobimy z Wami co Hitler z Żydami".
Jak poinformował Jarosław Szemerluk z zespołu prasowego wielkopolskiej policji, zatrzymano jedną z osób wznoszących faszystowskie hasła.
Policjanci, uzbrojeni, niektórzy na koniach i z psami, interweniowali, żeby umożliwić uczestnikom marszu dojście do Placu Wolności i przeprowadzenie wiecu na jego koniec. Na schodach, gdzie miał odbyć się wiec stali jego przeciwnicy.
Na zakończenie imprezy Jarosław Urbański z Federacji Anarchistycznej powiedział do uczestników marszu, że "zamieszanie podczas marszu wynika z napuszczania na siebie ludzi przez polityków, którzy antagonizują i szukają kozłów ofiarnych ".
"Jedne opcje polityczne chcą, żeby kozłami ofiarnymi byli homoseksualiści, albo feministki, a inne opcje chcą, żeby to byli kibice albo górnicy. Dlatego widzimy na ulicach frustrację My się z takimi podziałami nie zgadzamy" - mówił Urbański.
Sobotni marsz był trzecią tego typu demonstracja w Poznaniu. Marsz w 2004 nie przeszedł ulicami Poznania, bo zablokowali go jego przeciwnicy. W 2005 zamiast marszu odbyła się nielegalna demonstracja, ponieważ zakazał go ze względów bezpieczeństwa prezydent Poznania.
Przebieg marszu monitorowało kilku obserwatorów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Zdaniem Sławomira Cybulskiego, to, że manifestanci przeszli zaplanowaną trasą, jest postępem. Cybulski uważa jednak, że "jeżeli chodzi o liczbę funkcjonariuszy i ich uzbrojenie przesadzono".
Dodał jednak, że nawet, jeżeli państwo ponosi koszty takiego zabezpieczenia, to "jest to cena demokracji". "Wolność zgromadzeń to jest jedno z praw człowieka, jeśli to wymaga nakładów finansowych, to państwo musi je poświęcić" - mówił Cybulski.
ab, pap