Tak naprawdę jednak dla gospodarki polskiej, a zwłaszcza dla inwestorów, wcale nie jest ważne, ilu ministrów finansów przewinie się przez gabinet przy ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie i czy ministrem finansów będzie profesor Kowalski czy doktor Kwiatkowski. Ważniejsze, czy będą oni kontynuowali politykę finansową państwa o wolnorynkowej gospodarce, zapoczątkowanej przez poprzedników, jaki będzie deficyt budżetowy w przyszłym roku, jak będzie prowadzona polityka podatkowa i czy będzie kontynuowana reforma finansów publicznych, którą zapoczątkowała wicepremier Zyta Gilowska.
Nowy minister już postarał się rozwiać obawy inwestorów. Zapowiedział kontynuowanie dotychczasowej polityki, w tym kontrolę finansów publicznych jako priorytet rządu. Od kwietnia tego roku Stanisław Kluza, jako wiceminister finansów, zajmował się polityką zarządzania długiem i analizami gospodarczymi, uczestniczył też w pracach nad reformą finansową. Ściśle współpracował z Zytą Gilowską.
Teoretycznie można być spokojnym i o założenia do ustawy budżetowej na przyszły rok, i o to, że minister zadba, by wzrost wydatków państwa nie doprowadził do katastrofalnego deficytu. To wersja optymistyczna. O polityce finansowej decyduje jednak rząd a nie jednoosobowo minister finansów. A rząd to także koalicjanci PiS z populistyczno-roszczeniowymi Samoobroną i LPR. Stan niepewności jeszcze się więc nie skończył. Wyjaśnić to może dopiero expose premiera i kolejne głosowania w Sejmie.