Tam gdzie chodzi o zysk nie ma mowy o sentymentach. Nikt, kto dziś decyduje się na pracę górnika nie ma złudzeń, że zjeżdżając na dół może już więcej nie wyjechać na powierzchnię.
Polskie kopalnie, chociaż są wyposażane w najnowocześniejsze systemy bezpieczeństwa, tak naprawdę można porównać z grobowcami dla śmiałków. Węgiel wydobywa się z nich ponad tysiąc metrów pod ziemią, w rejonie najbardziej narażonym na tąpnięcia i wybuchy gazu. "Halemba" to właśnie jeden z takich podziemnych "wulkanów". Dlaczego więc nie zamknie się jej? Bo to bardzo wydajna kopalnia, dostarczająca węgiel najwyższej jakości. A tylko taki surowiec może dziś konkurować na światowym rynku, zarzuconym przez tańszy węgiel kamienny wydobywany tam, gdzie koszty pracy są niższe.
Jest też inny powód. Polskie górnictwo jest dotowane przez Unię Europejską kwotą niemal 1,5 mld euro. Nazywa się to restrukturyzacją, dzięki której zlikwidowane zostaną niedochodowe kopalnie. W ramach tej restrukturyzacji zostaną jednak najwydajniejsze, takie jak "Halemba". Polski węgiel znalazł się bowiem w programie bezpieczeństwa energetycznego UE, o czym niedawno osobiście poinformował Andris Piebalgs, unijny komisarz do spraw energii. Trudno nie wierzyć komisarzowi, że wydobycie węgla w krajach Unii Europejskiej przyczynia się do jej bezpieczeństwa. Problem jednak w tym, że w praktyce kraje unijne kierują się przy zakupach węgla ceną, a nie krajem jego pochodzenia. Kupują węgiel, ale nie Polski, gdyż jest za drogi. Połowę stałych kosztów wydobycia w polskim górnictwie węgla kamiennego nadal stanowią płace. I żaden dotychczasowy rząd po 1989 roku nie miał pomysłu na rozwiązanie tego problemu.
Kopalnie można zamknąć choćby od zaraz. Naprawdę nikomu w Polsce nie są one potrzebne. Tani węgiel można kupić w dowolnej ilości za granicą. Przykład? Gdy cena na giełdach światowych wynosi 200 złotych za tonę, to w Polsce trzeba zapłacić dwa razy tyle. Ale z górnictwa węgla kamiennego nadal żyje prawie cały Śląsk. Niestety, nikt nie wie co zrobić ze stutysięczną armią ludzi zatrudnionych w kopalniach. Tak długo jak nie znajdzie się na to rada, tak długo ludzie będą ginęli pod ziemią.
Jest też inny powód. Polskie górnictwo jest dotowane przez Unię Europejską kwotą niemal 1,5 mld euro. Nazywa się to restrukturyzacją, dzięki której zlikwidowane zostaną niedochodowe kopalnie. W ramach tej restrukturyzacji zostaną jednak najwydajniejsze, takie jak "Halemba". Polski węgiel znalazł się bowiem w programie bezpieczeństwa energetycznego UE, o czym niedawno osobiście poinformował Andris Piebalgs, unijny komisarz do spraw energii. Trudno nie wierzyć komisarzowi, że wydobycie węgla w krajach Unii Europejskiej przyczynia się do jej bezpieczeństwa. Problem jednak w tym, że w praktyce kraje unijne kierują się przy zakupach węgla ceną, a nie krajem jego pochodzenia. Kupują węgiel, ale nie Polski, gdyż jest za drogi. Połowę stałych kosztów wydobycia w polskim górnictwie węgla kamiennego nadal stanowią płace. I żaden dotychczasowy rząd po 1989 roku nie miał pomysłu na rozwiązanie tego problemu.
Kopalnie można zamknąć choćby od zaraz. Naprawdę nikomu w Polsce nie są one potrzebne. Tani węgiel można kupić w dowolnej ilości za granicą. Przykład? Gdy cena na giełdach światowych wynosi 200 złotych za tonę, to w Polsce trzeba zapłacić dwa razy tyle. Ale z górnictwa węgla kamiennego nadal żyje prawie cały Śląsk. Niestety, nikt nie wie co zrobić ze stutysięczną armią ludzi zatrudnionych w kopalniach. Tak długo jak nie znajdzie się na to rada, tak długo ludzie będą ginęli pod ziemią.