Warszawski Sąd Okręgowy umorzył postępowanie w sprawie 31-letniego Huberta H., oskarżonego o znieważenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Sąd uznał, że szkodliwość popełnionego przez oskarżonego czynu była znikoma.
Wyrok jest nieprawomocny. Prokuratura nie chciała wypowiadać się w tej sprawie. Nie wiadomo, czy będzie się odwoływać. Wcześniej prokuratura domagała się dla H. trzech miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
Szef kancelarii prezydenta Aleksander Szczygło, komentując decyzję sądu o umorzeniu postępowania wobec Huberta H. powiedział, że ani prezydent Lech Kaczyński ani Kancelaria Prezydenta nie były stroną w tej sprawie.
Jak przypomniał w rozmowie z PAP prezydencki minister, postępowanie w sprawie Huberta H. zostało wszczęte z urzędu. Szczygło zaznaczył też, że sądy są niezawisłe w wydawaniu swoich wyroków. Przyznał jednak, że każde wulgarne zachowanie, nie tylko w miejscu publicznym, jest zachowaniem nagannym.
W grudniu 2005 r., Hubert H. - jak sam wyjaśniał - szedł z kolegą po alkohol. Ponieważ zachowywał się głośno zatrzymali go policjanci i chcieli wylegitymować. Wtedy bezdomny zdenerwował się i w wulgarnych słowach określił swój stosunek do policjantów, braci Kaczyńskich i do prezydenta.
Proces w jego sprawie rozpoczął się 15 listopada. H. przyznał się do obraźliwych wypowiedzi i przeprosił za nie. Zaznaczył jednak, że był tak pijany, iż ich nie pamięta. Sąd odczytał jednak wcześniejsze zeznania policjanta, z których wynikało, że H., gdy zażądano od niego dokumentów, powiedział m.in.: "Wy, kmioty Kaczyńskiego, czego się k... mnie czepiacie". Później skierował szereg obraźliwych słów pod adresem prezydenta.
We wtorek uzasadniając wyrok, sędzia Anna Ptaszek zaznaczyła, że to, iż wypowiedzi H. były wulgarne i skierowane pod adresem urzędującego już wówczas prezydenta - Lecha Kaczyńskiego, nie budzi wątpliwości. Podkreśliła jednak, że nietrzeźwy człowiek nie może realnie godzić w powagę urzędu głowy państwa - tym bardziej, że H. nie jest żadnym autorytetem.
"W ocenie sądu, wypowiedzi oskarżonego nie wpłynęły na efektywność wykonywania zadań przez prezydenta. Nie osłabiły też jego władzy" - mówiła sędzia. Dodała, że bardziej szkodliwy dla wizerunku głowy państwa był rozgłos, jaki ta sprawa zyskała.
W uzasadnieniu Ptaszek zaznaczyła, że obowiązkiem sądu jest ocenienie szkodliwości społecznej popełnionego czynu i oddzielenie spraw "błahych od poważnych". Zwróciła uwagę na to, że często wypowiedzi polityków są bardzo krytyczne, co staje się pewnym przyzwoleniem dla zwykłych obywateli.
Zaznaczyła, że wtorkowego wyroku nie można traktować jako przyzwolenia sądu na szerzenie się wulgarnych, uderzających w instytucje państwowe wypowiedzi.
"Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego wyroku. Ta sprawa w ogóle nie powinna trafić do sądu. Tak naprawdę powinna zostać umorzona na wcześniejszym etapie - a taką decyzję powinien podjąć prokurator lub wręcz policjanci, którzy nie zawiadamialiby i nie sporządzali tak poważnych notatek" - powiedział dziennikarzom Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Hubert H. nie pojawił się we wtorek w sądzie. Prawdopodobnie przebywa w Katowicach.
ab, pap
Szef kancelarii prezydenta Aleksander Szczygło, komentując decyzję sądu o umorzeniu postępowania wobec Huberta H. powiedział, że ani prezydent Lech Kaczyński ani Kancelaria Prezydenta nie były stroną w tej sprawie.
Jak przypomniał w rozmowie z PAP prezydencki minister, postępowanie w sprawie Huberta H. zostało wszczęte z urzędu. Szczygło zaznaczył też, że sądy są niezawisłe w wydawaniu swoich wyroków. Przyznał jednak, że każde wulgarne zachowanie, nie tylko w miejscu publicznym, jest zachowaniem nagannym.
W grudniu 2005 r., Hubert H. - jak sam wyjaśniał - szedł z kolegą po alkohol. Ponieważ zachowywał się głośno zatrzymali go policjanci i chcieli wylegitymować. Wtedy bezdomny zdenerwował się i w wulgarnych słowach określił swój stosunek do policjantów, braci Kaczyńskich i do prezydenta.
Proces w jego sprawie rozpoczął się 15 listopada. H. przyznał się do obraźliwych wypowiedzi i przeprosił za nie. Zaznaczył jednak, że był tak pijany, iż ich nie pamięta. Sąd odczytał jednak wcześniejsze zeznania policjanta, z których wynikało, że H., gdy zażądano od niego dokumentów, powiedział m.in.: "Wy, kmioty Kaczyńskiego, czego się k... mnie czepiacie". Później skierował szereg obraźliwych słów pod adresem prezydenta.
We wtorek uzasadniając wyrok, sędzia Anna Ptaszek zaznaczyła, że to, iż wypowiedzi H. były wulgarne i skierowane pod adresem urzędującego już wówczas prezydenta - Lecha Kaczyńskiego, nie budzi wątpliwości. Podkreśliła jednak, że nietrzeźwy człowiek nie może realnie godzić w powagę urzędu głowy państwa - tym bardziej, że H. nie jest żadnym autorytetem.
"W ocenie sądu, wypowiedzi oskarżonego nie wpłynęły na efektywność wykonywania zadań przez prezydenta. Nie osłabiły też jego władzy" - mówiła sędzia. Dodała, że bardziej szkodliwy dla wizerunku głowy państwa był rozgłos, jaki ta sprawa zyskała.
W uzasadnieniu Ptaszek zaznaczyła, że obowiązkiem sądu jest ocenienie szkodliwości społecznej popełnionego czynu i oddzielenie spraw "błahych od poważnych". Zwróciła uwagę na to, że często wypowiedzi polityków są bardzo krytyczne, co staje się pewnym przyzwoleniem dla zwykłych obywateli.
Zaznaczyła, że wtorkowego wyroku nie można traktować jako przyzwolenia sądu na szerzenie się wulgarnych, uderzających w instytucje państwowe wypowiedzi.
"Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego wyroku. Ta sprawa w ogóle nie powinna trafić do sądu. Tak naprawdę powinna zostać umorzona na wcześniejszym etapie - a taką decyzję powinien podjąć prokurator lub wręcz policjanci, którzy nie zawiadamialiby i nie sporządzali tak poważnych notatek" - powiedział dziennikarzom Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Hubert H. nie pojawił się we wtorek w sądzie. Prawdopodobnie przebywa w Katowicach.
ab, pap