Podczas prac w kopalni "Halemba", gdzie przed blisko miesiącem zginęło 23 górników, mogło - na skutek złej organizacji robót - dojść do złamania reguł bezpieczeństwa - wynika ze wstępnej oceny Wyższego Urzędu Górniczego.
Dotychczasowe ustalenia badającej okoliczności katastrofy komisji WUG nie dają jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy tragedię spowodowały siły natury, czy zawinił człowiek.
"W takiej atmosferze gazowej, jaka była w tym rejonie, robót górniczych się nie prowadzi" - powiedział na środowej konferencji prezes WUG, Piotr Buchwald. W takich zagrożonych rejonach prace mogą być prowadzone tylko wówczas, gdy odbywa się to racjonalnie i zgodnie z wszelkimi procedurami - dodał.
"Przepisy są bardzo precyzyjne. Jeżeli (prace - PAP) prowadzi się zgodnie z przepisami i zdrowym rozsądkiem, to można prowadzić to bardzo bezpiecznie (...). Na etapie tego dochodzenia, które prowadzimy, i z tych informacji, które uzyskaliśmy - jedna z reguł została tutaj złamana" - ocenił prezes, nie precyzując, czy chodzi o naruszenie przepisów, czy prowadzenie robót w warunkach, w których w ogóle nie należało pracować.
Buchwald przypomniał, że metan wybucha w stężeniu 5-15 proc., a czujniki metanometrii powodują odcięcie dopływu prądu pod ziemią przy stężeniu 2 proc. Wówczas konieczne jest wycofanie załogi do czasu unormowania sytuacji. Wiadomo, że w "Halembie" wcześniej wycofywano załogę. To, czy przed katastrofą stężenie przekroczyło normę, a wycofania załogi zaniechano, jest m.in. przedmiotem prowadzonego dochodzenia.
Prezes podkreślił, że warunki na dole są zmienne: inne mogły być rano, inne po południu w dniu katastrofy. Ponieważ sytuacja w wyrobisku była cały czas monitorowana, pogorszenie warunków powinno spowodować odpowiednią reakcję. To, czy mogło dojść do zaniedbania, ma być szczegółowo zbadane. Buchwald przypomniał, że w tak trudnych jak w "Halembie" warunkach metanowych pracuje co najmniej połowa ze 127 ścian wydobywczych w polskich kopalniach.
Ustalenia komisji WUG mają być podstawą sformułowania wniosków dotyczących prowadzenia prac w zagrożonych rejonach, ale także - w przypadku potwierdzenia nieprawidłowości - wskazania odpowiedzialnych za nie osób. Takie ustalenia będą przekazywane organom ścigania, niezależnie od prowadzonego w tej sprawie śledztwa prokuratury. W ramach postępowania nadzoru górniczego przesłuchano dotychczas 42 osoby.
Prezes WUG jest przekonany, że spostrzeżenia członków komisji co do możliwych nieprawidłowości przy organizacji robót zostaną zweryfikowane dopiero po przeprowadzeniu wizji lokalnej w rejonie katastrofy. Ze względu na przekroczone stężenia metanu i tlenku węgla będzie to możliwe nie prędzej niż za 6-8 tygodni. Do tego czasu rejon pozostanie otamowany - będzie tam tłoczony azot, wypierający metan w kierunku instalacji odmetanowania. Potem przepusty zostaną otwarte, a rejon przewietrzony.
Wcześniejsze próby przewietrzenia wyrobiska były nieskuteczne, choć - jak powiedział prezes - osiągnięte parametry tylko nieznacznie przekraczają obecnie dopuszczalne stężenia. Gdyby nadal przewietrzano rejon dotychczasowymi metodami, mogłoby dojść do podsycenia podziemnego pożaru, a wówczas należałoby otamować rejon np. na pół roku. Buchwald podkreślił, że odsunięcie wizji w czasie nie zmniejszy jej wartości poznawczej i dowodowej. Przypomniał, że niektóre próbki w rejonie katastrofy zostały już pobrane podczas akcji ratowniczej.
Ponadto, eksperci analizują wskazania czujników metanometrii z tego rejonu w dłuższym okresie. Dla potrzeb komisji i prokuratury zabezpieczone zostały m.in. twarde dyski, gdzie przechowywane są wskazania czujników. Pozwoli to na analizę, czy w przypadkach przekroczeń każdorazowo przerywano pracę i wycofywano załogę.
"Wiemy, że były przekroczenia stężenia metanu powyżej 2 proc. Skoro nastąpił wybuch metanu, stężenie musiało przekraczać 5 proc. i tak na pewno było. Jest tylko pytanie, w którym momencie pojawiło się to stężenie - czy było to tolerowane, bo może to nie był pierwszy przypadek. Być może, wcześniej też były takie przypadki, a przymykano na to oko. Tego nie wiem i jestem daleki od wyciągania jakichkolwiek wniosków" - powiedział prezes.
Eksperci analizują także sposób rozmieszczenia pod ziemią ciał ofiar katastrofy, starając się wyciągnąć z tego wnioski co do przebiegu zdarzeń na dole.
Buchwald potwierdził wcześniejsze ustalenia, że wybuch metanu ułamek sekundy później wywołał wybuch pyłu węglowego. Wstępnie przyjęto 6-7 hipotez w tej sprawie, jednak ich ujawnienie prezes uznał za przedwczesne. Zapowiedział też zbadanie, czy w kopalni przestrzegano procedur neutralizacji pyłu węglowego pyłem kamiennym.
Komisja, wyjaśniająca przyczyny katastrofy, liczy 25 członków - ekspertów, naukowców, przedstawicieli praktyki górniczej oraz związków zawodowych. Aby poznać okoliczności tragedii, zlecono osiem specjalistycznych ekspertyz w niezależnych ośrodkach. Własne analizy zleciła też prokuratura. Następne posiedzenie komisji WUG zaplanowano na 17 stycznia. Raport komisji ma powstać do końca marca.
pap, ss
"W takiej atmosferze gazowej, jaka była w tym rejonie, robót górniczych się nie prowadzi" - powiedział na środowej konferencji prezes WUG, Piotr Buchwald. W takich zagrożonych rejonach prace mogą być prowadzone tylko wówczas, gdy odbywa się to racjonalnie i zgodnie z wszelkimi procedurami - dodał.
"Przepisy są bardzo precyzyjne. Jeżeli (prace - PAP) prowadzi się zgodnie z przepisami i zdrowym rozsądkiem, to można prowadzić to bardzo bezpiecznie (...). Na etapie tego dochodzenia, które prowadzimy, i z tych informacji, które uzyskaliśmy - jedna z reguł została tutaj złamana" - ocenił prezes, nie precyzując, czy chodzi o naruszenie przepisów, czy prowadzenie robót w warunkach, w których w ogóle nie należało pracować.
Buchwald przypomniał, że metan wybucha w stężeniu 5-15 proc., a czujniki metanometrii powodują odcięcie dopływu prądu pod ziemią przy stężeniu 2 proc. Wówczas konieczne jest wycofanie załogi do czasu unormowania sytuacji. Wiadomo, że w "Halembie" wcześniej wycofywano załogę. To, czy przed katastrofą stężenie przekroczyło normę, a wycofania załogi zaniechano, jest m.in. przedmiotem prowadzonego dochodzenia.
Prezes podkreślił, że warunki na dole są zmienne: inne mogły być rano, inne po południu w dniu katastrofy. Ponieważ sytuacja w wyrobisku była cały czas monitorowana, pogorszenie warunków powinno spowodować odpowiednią reakcję. To, czy mogło dojść do zaniedbania, ma być szczegółowo zbadane. Buchwald przypomniał, że w tak trudnych jak w "Halembie" warunkach metanowych pracuje co najmniej połowa ze 127 ścian wydobywczych w polskich kopalniach.
Ustalenia komisji WUG mają być podstawą sformułowania wniosków dotyczących prowadzenia prac w zagrożonych rejonach, ale także - w przypadku potwierdzenia nieprawidłowości - wskazania odpowiedzialnych za nie osób. Takie ustalenia będą przekazywane organom ścigania, niezależnie od prowadzonego w tej sprawie śledztwa prokuratury. W ramach postępowania nadzoru górniczego przesłuchano dotychczas 42 osoby.
Prezes WUG jest przekonany, że spostrzeżenia członków komisji co do możliwych nieprawidłowości przy organizacji robót zostaną zweryfikowane dopiero po przeprowadzeniu wizji lokalnej w rejonie katastrofy. Ze względu na przekroczone stężenia metanu i tlenku węgla będzie to możliwe nie prędzej niż za 6-8 tygodni. Do tego czasu rejon pozostanie otamowany - będzie tam tłoczony azot, wypierający metan w kierunku instalacji odmetanowania. Potem przepusty zostaną otwarte, a rejon przewietrzony.
Wcześniejsze próby przewietrzenia wyrobiska były nieskuteczne, choć - jak powiedział prezes - osiągnięte parametry tylko nieznacznie przekraczają obecnie dopuszczalne stężenia. Gdyby nadal przewietrzano rejon dotychczasowymi metodami, mogłoby dojść do podsycenia podziemnego pożaru, a wówczas należałoby otamować rejon np. na pół roku. Buchwald podkreślił, że odsunięcie wizji w czasie nie zmniejszy jej wartości poznawczej i dowodowej. Przypomniał, że niektóre próbki w rejonie katastrofy zostały już pobrane podczas akcji ratowniczej.
Ponadto, eksperci analizują wskazania czujników metanometrii z tego rejonu w dłuższym okresie. Dla potrzeb komisji i prokuratury zabezpieczone zostały m.in. twarde dyski, gdzie przechowywane są wskazania czujników. Pozwoli to na analizę, czy w przypadkach przekroczeń każdorazowo przerywano pracę i wycofywano załogę.
"Wiemy, że były przekroczenia stężenia metanu powyżej 2 proc. Skoro nastąpił wybuch metanu, stężenie musiało przekraczać 5 proc. i tak na pewno było. Jest tylko pytanie, w którym momencie pojawiło się to stężenie - czy było to tolerowane, bo może to nie był pierwszy przypadek. Być może, wcześniej też były takie przypadki, a przymykano na to oko. Tego nie wiem i jestem daleki od wyciągania jakichkolwiek wniosków" - powiedział prezes.
Eksperci analizują także sposób rozmieszczenia pod ziemią ciał ofiar katastrofy, starając się wyciągnąć z tego wnioski co do przebiegu zdarzeń na dole.
Buchwald potwierdził wcześniejsze ustalenia, że wybuch metanu ułamek sekundy później wywołał wybuch pyłu węglowego. Wstępnie przyjęto 6-7 hipotez w tej sprawie, jednak ich ujawnienie prezes uznał za przedwczesne. Zapowiedział też zbadanie, czy w kopalni przestrzegano procedur neutralizacji pyłu węglowego pyłem kamiennym.
Komisja, wyjaśniająca przyczyny katastrofy, liczy 25 członków - ekspertów, naukowców, przedstawicieli praktyki górniczej oraz związków zawodowych. Aby poznać okoliczności tragedii, zlecono osiem specjalistycznych ekspertyz w niezależnych ośrodkach. Własne analizy zleciła też prokuratura. Następne posiedzenie komisji WUG zaplanowano na 17 stycznia. Raport komisji ma powstać do końca marca.
pap, ss