Do wypadku doszło po godz. 17. Jak poinformował dziennikarzy rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Sokołowski, kierowca autobusu (linii 117) był trzeźwy. Według jego relacji, jakieś auto zajechało drogę i autobus musiał gwałtownie skręcić w prawo. Wtedy uderzył w słup. Na razie nie wiadomo, jakie to było auto.
"Apelujemy do osób, które przejeżdżały wówczas mostem, mają jakieś informacje lub coś widziały, by zgłaszały się na policję" - powiedział Sokołowski.
W autobusie było tłoczno. Ratownicy mówili, że część pasażerów wpadła w panikę. "Każdy prosił o pomoc. Dopiero po pewnym czasie się uspokoili" - relacjonowali.
Na miejsce przyjechało 7 zastępów straży pożarnej. Dla rannych rozstawiono namiot medyczny; tam wyselekcjonowano osoby, które trzeba było zawieźć do szpitala w pierwszej kolejności.
"Nie było osób wymagających natychmiastowej interwencji. Głównie mieliśmy do czynienia z urazami głowy, złamaniami i stłuczeniami. Każdy uraz komunikacyjny może jednak zagrażać życiu" - podkreślił lekarz pogotowia ratunkowego Piotr Łukiewicz. Dodał, że stan ok. 10-30 proc. rannych można było określić jako ciężki.
"Część osób wychodziła z wraku autobusu o własnych siłach, innych wynosili ratownicy i inni współpasażerowie" - dodał.
Jak zaznaczają ratownicy, mimo że o tej porze na moście był duży ruch, tylko trzej kierowcy zatrzymali się, by pomóc rannym.
ab, tvn24, pap