Płatne ogłoszenia Giertycha, z jego zdjęciem i pochlebnymi opiniami o jego pracy, ukazały się w środę w siedmiu regionalnych dziennikach m.in. na łamach "Życia Warszawy". Czwartkowa "Rzeczpospolita" podała, że za promocję sukcesów zapłaciło ministerstwo". W ogłoszeniu zamieszczono także pochlebne opinie Rzecznika Praw Dziecka Ewy Sowińskiej, prof. Dominika Sankowskiego z Politechniki Łódzkiej i Jana Żaryna z IPN.
Giertych zaznaczył, że resort edukacji wysyłał już listy bezpośrednio do rodziców i nauczycieli. "Koszty tej operacji były znacznie większe niż publikowanie w prasie regionalnej listu w formie ogłoszenia" - podkreślił.
"Jak kieruję coś do rodziców, to muszę dać temu szerszą skalę, bo nie mogę zaadresować listów do 10 mln ludzi, koszt tego byłby gigantyczny" - dodał.
Szef resortu edukacji tłumaczył, że będzie kontynuował publikowanie płatnych ogłoszeń w mediach "ze względu na to, że gazety, szczególnie centralne, dzień w dzień wypisują kłamstwa o jego pracy w ministerstwie".
"Będę publikował w gazetach regionalnych jak najtaniej. Przeznaczyłem na to środki, które moi poprzednicy wydawali na cele reprezentacyjne" - zaznaczył Giertych. Zwrócił uwagę, że on jako minister edukacji wydał na cele reprezentacyjne 900 złotych, kiedy jego poprzednicy wydawali ok. 50 tys. rocznie.
"Będziemy publikować różnego rodzaju listy, wypowiedzi, obiektywnie oceniające pewne rzeczy. Tą metodą chcemy uzyskać jedną rzecz - dotrzeć do społeczeństwa, do obywateli, omijając te gazety, które z ataku na mnie zrobiły sobie cel życiowy" - mówił Giertych. Jako przykład takiego ataku wymienił środową publikację "Gazety Wyborczej" w sprawie ankiet ministerstwa edukacji na temat uczennic w ciąży.
Jak dodał, ogłoszeń nie będzie publikował w gazetach centralnych, bo - jego zdaniem - "one przyzwyczajają czytelników do niewiarygodności swoich informacji".
ab, pap