Jak mam wytłumaczyć mojemu trzynastoletniemu dziecku, które właśnie szukuje się do występu w jasełkach przed nowomianowanym duszpasterzem Wielgusem w jego arcybiskupim pałacu, że w poniedziałek nie spotka się tam z człowiekiem, wzorem do naśladowania dla niego i naszej rodziny?
Wszak jeszcze wczoraj purpurat zaprzeczał, że był agentem i donosił na współbraci, dzisiaj zaś kaja się i kreuje na bardzo obolałego, bo kapusiem jednak był. Arcybiskup Stanisław Wielgus najwyraźniej kłamie. Jutro będzie celebrował mszę świętą, jako pamiątkę odkupienia czyli najwyższej ofiary Chrystusa, pojutrze zapewne usiądzie w konfesjonale i będzie spowiadał grzeszników. Sam jest człowiekiem grzesznym i potrzebuje miłosierdzia, co można zrozumieć. Jak jednak wybaczyć mu brak honoru, cynizm i zgorszenie jakie uprawia na oczach wszystkich w majestacie autorytetu piastowanego urzędu?
Powiedziane jest przecież, że im więcej człowiekowi dano, tym więcej należy od niego wymagać. Tym razem zwyciężyła słabość do kariery. Nawet za cenę wstydu.