Przypomniał, że w 2005 r., jako kandydat w wyborach prezydenckich został poddany postępowaniu lustracyjnemu i wówczas sąd uznał, że jego oświadczenie lustracyjne jest prawdziwe, a wyjaśnienia dotyczące przeszłości wiarygodne.
Zdaniem Borowskiego, zainteresowanie SB jego osobą "nie było przypadkowe". "W 1968 r. brałem udział w protestach przeciwko ówczesnej władzy. Organizowałem strajki w Szkole Głównej Planowania i Statystyki, dzisiejszej SGH. Poniosłem określone konsekwencje - otrzymałem zakaz pracy w handlu zagranicznym, czyli w moim zawodzie, uniemożliwiono mi także pozostanie na uczelni, gdzie planowałem zostać w charakterze pracownika naukowego. Zmuszony byłem zmienić, można powiedzieć, zawód. Zaczynałem od pracy sprzedawcy w Domach Towarowych Centrum" - powiedział.
"Od tamtego czasu Służba Bezpieczeństwa interesowała się moją osobą i dzisiaj wiem, że najprawdopodobniej byłem inwigilowany. W 1978 r., jak stwierdził sąd lustracyjny, zostałem zarejestrowany, 'zabezpieczony'. (...) To oznaczało, że będą próbowali w jakiś sposób wykorzystać moją osobą i rzeczywiście do takiej próby doszło" - dodał.
Jak powiedział, w 1982 lub 1983, gdy pracował w ministerstwie handlu wewnętrznego i usług, funkcjonariusz SB zaproponował mu współpracę, a on odmówił. "Ja żadnej prawdy się nie boję. Mam kartę życiorysową czystą, żadnych białych plam. Wszystko jest do pokazania" - dodał.
"Nie oczekuję żadnych peanów pochwalnych pod moim adresem za taką, a nie inna drogę życiową, bo byli lepsi ode mnie, to nie ulega najmniejszej wątpliwości i bardziej zasłużeni. Natomiast domagam się minimum szacunku, którego - tu i ówdzie - brakuje" - powiedział lider SdPl.
Jego zdaniem, z dokumentów na jego temat "nic nie wynika". Jeżeli jedynym, dowodem jego winy ma być przywołana w artykule "Wprost" wypowiedź dra Macieja Korkucia z krakowskiego IPN ("określenie 'na kontakcie' dowodzi, że osoba pozostająca w takich związkach z bezpieką była jej współpracownikiem") to jest to "żenujące".
"Na razie mamy do czynienia z jakimiś notatkami. Ja cierpliwie wyjaśniam jak sprawa wygląda. Jeżeli ktokolwiek będzie wykorzystywał te notatki i odważy się publicznie oskarżyć mnie o współpracę z SB to spotkamy się w sądzie" - zapowiedział Borowski.
"Mamy do czynienia z przeciekiem. Ten przeciek podobno nastąpił z komisji ds. służb specjalnych. Komisja wypiera się tego. (...) Takie przecieki następowały już wcześniej, od momentu kiedy pan Macierewicz i komisja likwidacyjna zajęły się WSI. Nie po raz pierwszy pan Macierewicz stosuje teczki jako broń polityczną" - powiedział Borowski.
"Przypomnę, że w 1992 r. oskarżył wiele osób, w tym wiele zdecydowanie niesłusznie, w tym nawet tak wybitną postać opozycji, jak pana marszałka Chrzanowskiego. To się powtarza. Znowu mamy jakieś przecieki, na tej podstawie jakieś sensacyjki" - dodał.
Borowski zwrócił się - "jako polityk, były marszałek Sejmu, jako człowiek, który ma swoja kartę w dorobku III RP" - do prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Jarosława Kaczyńskiego, aby "położyli kres tego rodzaju dzikim wyskokom". "To się dzieje przecież za ich aprobatą" - ocenił.
Borowski powiedział, że "spodziewał się ataku z jakiejś strony" w związku z tym, że "lewica odbudowuje się", a on sam "ma nienajgorszą pozycję polityczną, co pokazały m.in. ostatnie wybory samorządowe.
"To niektórym przeciwnikom jest zdecydowanie nie w smak. Traktuję to jako atak polityczny, który ma na celu pewne poniżenie w opinii publicznej, pozostawienie takiego wrażenia, jak to w starej anegdocie o rowerach na placu Czerwonym, czy rozdawali czy ukradli nie wiadomo, ale coś na rzeczy jest. Ma to taki charakter" - ocenił Borowski.
Podkreślił, że nie da się zastraszyć, a ataki tylko zmobilizują go do tego, żeby działać "na rzecz zmiany porządku w Polsce, na rzecz odsunięcia od władzy tych wszystkich ludzi, którzy wprowadzają w Polsce atmosferę szaleństwa teczkowego i lustracyjnego, którzy nie potrafią żyć w normalnej demokracji, ale muszą uciekać się do brudnych ataków i prowokacji politycznych".
ab, pap
Czytaj teżMarek Borowski w raporcie WSI (Marek Borowski został umieszczony w raporcie z likwidacji WSI jako osoba współpracująca z cywilnym wywiadem PRL - dowiedział się tygodnik "Wprost" ze źródeł zbliżonych do sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych.)