W nocy z czwartku na piątek uciekł ze służby w Wojsku Polskim, wkrótce stał się narzędziem białoruskiej propagandy. 25-letni Emil wystąpił w wywiadzie przeprowadzonym przez reżimową agencję ATN. Rozmowę wyemitował także 1. kanał państwowej telewizji Biełaruś-1. Przytaczamy słowa polskiego żołnierza, aby pokazać, jaki kłamliwy przekaz pokazuje białoruska propaganda, wykorzystując jego postawę. Żadne z twierdzeń Czeczki nie mają oparcia w faktach, które są znane polskiej opinii publicznej. Nazwisko mężczyzny publikujemy w pełnej wersji, ponieważ pokazał w białoruskich mediach swoje dokumenty. Nie jest na razie osobą oskarżoną.
Kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Dezerter kłamie o masowych zabójstwach
Emil Czeczko w 8-minutowym wywiadzie opisywał rzekomy mechanizm używania żołnierzy do masowego mordowania migrantów, którzy docierali z Białorusi na stronę polską. W rozmowie twierdził m.in. że funkcjonariusze Straży Granicznej przyjeżdżali po żołnierzy, kazali im brać ze sobą karabiny, a następnie zabierali do ciężarówki na wspólne picie. – Gdy byliśmy tak nawaleni, że nie wiedzieliśmy, co się dzieje, stawiali nas na strażnicy – utrzymywał. Żołnierz twierdził, że podczas patroli kazano strzelać do migrantów. – Widziałem ciała pozostawiane po drodze, ciągane przez wilki na przykład – mówił. Jego doniesień nie potwierdzają żadne oficjalne źródła, relacje migrantów, którzy dotarli do Polski, ani mieszkańcy terenów przygranicznych.
Czytaj też:
Granica polsko-białoruska. Nowe informacje o żołnierzu, który zdezerterował. „Toczy podwójną grę”
Czeczko na tych kłamstwach jednak nie poprzestał. Mówił także o rzekomym zabójstwie działaczy organizacji pozarządowych, pomagających cudzoziemców. Żadna z nich nie zgłaszała, by doszło do takiej sytuacji. Aktywiści oficjalnie nie mogli nawet przebywać w strefie stanu wyjątkowego, a więc tam, gdzie znajdował się żołnierz. – Wyszedł ze Straży Granicznej i strzelił mu w łeb. (...) Widziałem dwie takie sytuacje. (...) Jednemu strzelili w głowę, a drugiego ustawili z resztą – łgał Czeczko.
Dopytywany, co się dalej stało, stwierdził, że wszyscy zostali zastrzeleni. – Nie było takiej sytuacji, żeby przyprowadzili migrantów i ktoś by powiedział: dobrze, ich nie zabijamy. Zawsze zabijali – kłamał żołnierz. Twierdził, że ciała migrantów chowane był w masowych mogiłach. Aby zilustrować rzekome pochówki, białoruska propaganda wykorzystała zdjęcia z pogrzebów migrantów, których chowali w Bohonikach polscy muzułmanie.
Żaryn o dezerterze: Jest skazany na współpracę z białoruskimi służbami
Wypowiedzi Czeczki, wykorzystywane przez białoruską propagandę, skomentował rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn. "Słowa dezertera przeciwko Polsce są niewiele warte. Ten człowiek na własne życzenie stał się zakładnikiem białoruskich służb. Musi kłamać pod dyktando Łukaszenki, by uniknąć odpowiedzialności. Propagandowe tezy oparte na relacjach i stanowisku żołnierza, który zbiegł na stronę przeciwnika, nie mają żadnej wiarygodności" - wskazał.
Żaryn zaznaczył, że „sytuacja prawna uciekiniera sprawia, że jest on zakładnikiem białoruskich służb”. Jak tłumaczył, 25-latek „uciekł do agresora w chwili, gdy atakuje on naszą ojczyznę”. „Mężczyzna, przebywając na Białorusi, jest skazany na współpracę z białoruskimi służbami, które aktywnie uczestniczą we wrogich działaniach przeciwko RP. Wszelkie jego wypowiedzi, które będą nagłaśniane przez białoruski reżim, należy traktować jako całkowicie niewiarygodne” - dodał.