Festiwal filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty to wydarzenie, które na przestrzeni ostatnich lat zyskało status kultowego. Poza unikalną i rodzinną atmosferą, jaka tu panuje, warto także zwrócić uwagę, że jest to festiwal, który ściąga najróżniejsze filmy: począwszy od tych art-house’owych, po te, które niebawem będą miały premierę, te nagrodzone nagrodami na największych festiwalach filmowych, a nawet takie, gdzie widz „zmuszony” jest przez dziewięćdziesiąt minut wpatrywać się w kontemplacyjnym zawieszeniu w pień drzewa. My jednak postanowiliśmy się przyjrzeć tym najgłośniejszym produkcjom.
„Lobster”
Jan Stąpor: Kolejny po „Alpach” i „Kle” film Lanthimosa, w którym obok specyficznego języka, jakim posługują się bohaterowie, liczy się także niezwykle przemyślany pomysł. Równie ważna jest także obsada aktorska, bowiem Grekowi udało się do swojego filmu zwerbować m.in.: Colina Farrela, Rachel Weisz, Léa Seydoux, Bena Whishawa czy Johna C. Reilly’ego. Fabuła? Trzeba to samemu obejrzeć.
Remigiusz Kadelski: Popis wirtuozerii filmowej i wyobraźni połączony z oryginalną wizją oraz doborowym aktorstwem. Poza tym kolejny przykład, że Grecja swego ratunku powinna szukać w branży filmowej.
„Reality”
Jan Stąpor: Quentin Dupieux a.k.a. Mr. Oizo powraca! Jego trzeci film pełnometrażowy jest zwariowaną wariacją na temat pomysłu rozwiniętego w „Incepcji” Nolana –iluzorycznej granicy pomiędzy rzeczywistością a snem. Dodajcie do tego paraegzystencjalne problemy kolejnych bohaterów podlane bystrym humorem, a otrzymacie najważniejsze składniki filmu „Reality”.
Remigiusz Kadelski: Dupieux na ¾ swoich możliwości, co może być postrzegane zarówno jako wada i zaleta. Film pozostawia drobny zawód i niedosyt, ponieważ mogłoby być znacznie intensywniej i bardziej wariacko.
„Amy”
Jan Stąpor: Trudno ocenić dokument, który nie za wiele wnosi do powszechnej wiedzy o życiu Amy Winehouse. Trzeba jednak oddać twórcom sprawiedliwość, bowiem cały kościec filmu opiera się przede wszystkim na prywatnych materiałach wideo Amy oraz jej rodziny i przyjaciół. Pozwoliło to pozbyć się tzw. „gadających głów” recytujących z pamięci co bardziej intrygujące fragmenty z życia wokalistki. Umożliwia to płynny przepływ przez tę zręcznie poprowadzoną narrację.
Remigiusz Kadelski: Szczęśliwie „gadające głowy” zastąpione są przez rozmaite nagrania wideo z domowego archiwum artystki, z których dowiadujemy się znacznie więcej niż od nie jednego krytyka muzycznego czy specjalisty z branży. „Amy” pozbawiona jest tanich zagrań mających wycisnąć z widzów emocje oraz łzy, jednak koniec końców po seansie odczuwa się brak przedwcześnie zmarłej wokalistki.
„The Smell of Us”
Jan Stąpor: Po kultowym „Kids” zrealizowanym blisko dwadzieścia lat temu, Larry Clark ponownie podejmuje temat seksualno-konsumpcyjnego zdeprawowania młodzieży, tym razem jednak skupiając się na paryskich bohaterach. Obrzydzenie, szok i niedowierzanie wliczone w seans.
Remigiusz Kadelski: Larry Clark, niczym rasowy wojerysta, powraca, aby po dwudziestu latach od nakręcenia kultowego filmu „Kids” wciąż podglądać. Tym razem w centrum zainteresowania stoi paryska młodzież, która w jego ujęciu jest jedyną w swoim rodzaju mieszaniną erotycznej fascynacji oraz laboratoryjnego chłodu. Film zdecydowanie dla pokolenia, które w latach 90. z otwartymi oczami oglądało „Kids”, ale także dla tych widzów, którzy szukają w kinie bezpruderyjności oraz odarcia ze złudzeń.
„Syn Szawła”
Jan Stąpor: Trudno przejść obojętnie obok filmu, który zdobył Grand Prix na tegorocznym festiwalu filmowym w Cannes – choćby dlatego, aby przekonać się, czy słusznie. Film wart uwagi nie tyle z powodu tematyki holokaustowej, co bardziej z punktu technicznego, czyli prowadzenia kamery zza pleców głównego bohatera – członka Sonderkommando, który przemierza kolejne poziomy odrealnionego piekła, jakim był obóz koncentracyjny.
Remigiusz Kadelski: Film, który budzi skrajne opinie, ponieważ jeżeli pominiemy nietuzinkową pracę kamery oraz artystyczny zamysł na opowieść o Holocauście, to okaże się, że zostało w nim niewiele. Niemniej jednak jest to doskonały przykład na to, że historię da się opowiadać dosłownie na milion sposobów.
„Zakazany pokój”
Jan Stąpor: Jak już wiele osób wcześniej wspomniało – trudno jest ten tytuł nazwać filmem, bowiem bardziej jawi się on jako zbiór inspiracji, odniesień oraz kliszy w postaci krótkich materiałów wideo, w czym Maddin zdaje się przodować. „Zakazany pokój” jest jak najbardziej pozycją obowiązkową do obejrzenia, jednak gwarantuję, że będziecie żałować tej decyzji.
Remigiusz Kadelski: Przydługie, wizualne szaleństwo Guya Maddina nakręcone w hołdzie dla techniki Technicoloru, która zrewolucjonizowała kino. Istny popis żonglerki filmowej, o której trzeba pamiętać, że nie trzeba wytrwać do końca, aby zrozumieć całość.
„Zupełnie Nowy Testament”
Jan Stąpor: Tak subtelnej krytyki fundamentów religii chrześcijańskiej, jaką przeprowadza w swoim najnowszym obrazie Dormael, z pewnością nie powstydziłby się sam Buñuel. „Zupełnie Nowy Testament” jest lekką i przyjemną komedią, ponieważ to, co kryje się pod tą podszewką, nie mogłoby być powiedziane w bardziej obrazowy i bezpośredni sposób.
Remigiusz Kadelski: Wywrotowe treści ubrane w sztafaż komedii, co przede wszystkim pokazuje, jak umowne bywają ramy filmowych gatunków. Brawura i nonszalancja w doskonałych proporcjach wymieszane z humorem najwyższej jakości. Kobiety górą!
Oczekiwania wobec nadchodzących filmów
Jan Stąpor: Największe oczekiwania mam wobec najnowszego filmu Gaspara Noé, czyli „Love”, ponieważ uważam twórcę za jednego z bardziej odważnych i oryginalnych reżyserów naszych czasów. Fakt, że jego najnowszy film odchodzi nieco od jego do tej pory wypracowanej dynamiki estetycznej, czyli szybkiego montażu, transowej muzyki oraz jaskrawych kolorów bijących po oczach, jeszcze bardziej zachęca mnie do poświęcenia mu czasu. W drugiej kolejności warto zwrócić uwagę na polskie tytuły takie jak: „Walser” Zbigniewa Libery, „Intruza” von Horna, o którym mówiło się już w Cannes oraz najnowszy film Marcina Koszałki, czyli „Czerwony pająk”.
Remigiusz Kadelski: Zgadzam się z tym panem.