We Are Your Friends

We Are Your Friends

We are your friends (2015)
We are your friends (2015) Źródło: wayf-movie.com
Dodano:   /  Zmieniono: 
Widzieliśmy już film „We Are Your Friends”. Przeczytajcie co zaprzyjaźnieni z redakcją dziennikarze mieli do powiedzenia o filmie.

Małgorzata Czop

Wzgórza Hollywood, kluby, głośna muzyka i ponętne ciała to główne elementy fabuły, która opowiada o marzeniach i męskiej przyjaźni. Do początków muzyki elektronicznej sięgała już Mia Hansen-Løve w „Edenie”, pokazując trudy utrzymania się w biznesie i zapewnienia sobie stabilnego życia w kontakcie z rzeczywistością. Z kolei „We Are Your Friends” jest mocno zatopione we współczesności, pokazuje kluby i największe festiwale muzyczne, przy czym reżyserowi Maxowi Joshephowi udaje się przemycić kilka ważnych prawd o życiu. I choć wpada w banał, przybiera czasami ton opowieści ku przestrodze, to dzięki genialnej ścieżce dźwiękowej oferuje ciekawą rozrywkę. Film wywiązuje się z zadania, jakim jest cieszenie oka i ucha. Dzieje się to szczególnie dzięki wyeksponowaniu Emily Ratajkowski, która już od kilku filmów pełni funkcję uroczej ozdoby. Napędza męskich bohaterów do działania, ale nie przyćmiewa ich pasji, którą jest tworzenie muzyki. „We Are Your Friends” nie ubarwia rzeczywistości, choć uparcie balansuje na granicy rozrywkowego kazania, jak powinno wyglądać uczciwe życie.

Jędrzej Dudkiewicz

„We Are Your Friends” to typowy przykład kina aspirującego do bycia wielkim i głębokim, w rzeczywistości oferującego jednak banały. Film jest źle skonstruowany narracyjnie; cały czas odnosiłem wrażenie, że kolejne sceny do siebie nie pasują, tworzą zamknięty mikrokosmos, który jednak nijak nie układa się w całość. W związku z tym podczas seansu wiele razy zdarzyło mi się patrzeć na zegarek. Ogólnej nudy i wyjątkowo schematycznych, niekiedy boleśnie złych i przewidywalnych rozwiązań fabularnych nie ukrywają dwie udane sceny – gdy główny bohater jest na haju oraz jego końcowego występu, dobrze rozegranego emocjonalnie i dramaturgicznie. Podsumowując – 


Michał Kaczoń

„We Are Your Friends” stanowi , które pokazuje widzowi swoisty „american dream”. Poznajemy młodego DJa, który próbując zaistnieć na firmamencie muzyki klubowej, poszukuje tego „jednego hitu”, który uczyni go sławnym i ustawi na resztę życia. Traf oczywiście chce, że na swojej drodze pozna wziętego i znanego producenta, który pomoże mu rozwinąć muzyczne skrzydła. Nie obędzie się oczywiście bez kilku problemów obyczajowych.

„We Are Your Friends” to kino wypełnione młodzieńczą energią i rozterkami, które w pewnym wieku przeżywało wielu z nas. Chęć wybicia się, zabłyśnięcia, przeplatana z niechęcią do zmiany bieżącej sytuacji. Obraz jest więc dość naiwny w swoim wydźwięku, jednak dzięki dobrze dobranej ścieżce dźwiękowej oraz zdjęciom pięknych lokacji i ludzi, spełnia swoje zadanie jako film, przy którym świetnie wspominać się będzie swoje własne wakacyjne przygody. Nie bez powodu produkcja ma swoją premierę właśnie teraz. Ta przepełniona słońcem i muzyką historia, idealnie sprawdza się jako ostatni rozdział wakacyjnej przygody, zanim „szara rzeczywistość” jesiennego dnia codziennego znów nas przytłoczy.

Grzegorz Raubo

Film pokazuje wątpliwą historię DJ-a, który zaczyna piąć się w hierarchii światka muzycznego. Wątpliwą, bo jego główną aspiracją jest nagranie jednego hitu, który pozwoli mu zdobyć szczyty list przebojów. Cole ma świetną wiedzę merytoryczną, ale sprawia wrażenie, jakby żył wyobrażeniem o wymarzonej ścieżce kariery, które nie ma podparcia w rzeczywistości.

Oczywiście te zarzuty nie powinny mieć miejsca – w końcu głównym celem tego typu filmów jest zabawa, a fabuła to jedynie opcjonalny dodatek. Niestety otrzymujemy próbę maksymalnego udramatyzowania historii – obecne są łzy, zgony, przeintelektualizowane kwestie wykrzyczane między aktorami. Główny bohater i jego przyjaciele, zamiast być zróżnicowaną grupą, przypominają sztucznie stworzony boysband. Grany przez Zaca Efrona Cole nie ma ambicji, żeby zostawić po sobie pokaźną spuściznę. Próbuje przekonać widzów, że zostanie zapamiętany tylko dzięki jednemu utworowi. Jednak zamiast zasilić grono muzycznych legend, mógłby, co najwyżej, pozostać nieznanym z imienia twórcą hitu jednego lata.

„We Are Your Friends” miało zadatki na niezobowiązujące kino rozrywkowe. Niestety Zamiast bawić się i tańczyć w trakcie seansu, zapadamy się w fotelu z zażenowania. Taka produkcja jedynie uniemożliwi Efronowi stanie się poważnie traktowanym aktorem. Aż chce się powiedzieć –.