Efekt? Tekst o pięciu najciekawszych rolach aktorki, którą bez krztyny przesady obwołano królową kina (i choć stało się to lata temu, to wciąż nikt nie zagraża jej pozycji). Kolejność dyktowana chronologią.
1. „Sprawa Kramerów”, reż. Robert Benton (1979)
Dominika Pietraszek: Deszcz nagród, który spadł na ten film (10 nominacji do Oscara, 5 statuetek), zrosił także nobliwe czoło 30-letniej wówczas Meryl Streep. Krótki występ aktorki zapada w pamięć równie głęboko, co znacznie bardziej rozbudowana rola Dustina Hoffmana. Postać Joanny Kramer – młodej matki, która porzuca męża i dziecko w imię własnego rozwoju – łatwo zdemonizować, sprowadzić do stereotypu bezdusznej egoistki. Sukces Streep polega na tym, że nie pozwoliła przypiąć swej bohaterce żadnej etykiety. Dzięki niej wierzymy, że pani Kramer kieruje się miłością nawet wtedy, gdy podejmuje tragiczne decyzje. To właśnie „ludzcy” Meryl i Dustin sprawiają, że „Sprawa Kramerów” porusza tak bardzo.
2. „Wybór Zofii”, reż. Alan J. Pakula (1982)
Michał Nawrocki-Utratny: Moją ulubioną kreacją Meryl Streep jest jej rola w „Wyborze Zofii”. Ta piękna i mądra opowieść o poczuciu winy, odkupieniu, przyjaźni, miłości i sile przetrwania nie miałaby takiej mocy, gdyby nie rola Meryl. Sam film jest też wybitny pod względem konstrukcji. Jego bohaterów można poznać tak, jak w normalnym życiu poznaje się ludzi, a to nie zdarza się w kinie często. Penetrujemy ich wnętrza powoli, składając pełny obraz z ułamków informacji, które i tak czasami wydają się dopiero szkicem do portretu. Niesamowite i bardzo emocjonalne przeżycie.
3. „Co się wydarzyło w Madison County”, reż. Clint Eastwood (1995)
Małgorzata Czop: To wyjątkowo subtelne, ciche i delikatne kino, w którym Meryl Streep unika aktorskiej szarży. Skupiona i wycofana potrafi pokazać szereg emocji. Jako spełniona żona i matka od lat wiedzie ustabilizowane życie. Nie marzy o porywach serca i duszy, dlatego jej świat zaczyna się chwiać w posadach, kiedy napotyka Roberta Kincaida. W wyważeniu i dojrzałym przeżywaniu uczucia tkwi cała moc roli Streep, która potrafi przekazać jednym spojrzeniem swoje wątpliwości, niepewność, ale również radość i szczęście. Fantastyczna opowieść o dojrzałej miłości.
Piotr Nowakowski: Niezwykle trudno wybrać mi ulubioną rolę filmową Meryl Streep. Ta utalentowana aktorka ma na swoim koncie tak wiele świetnych ról, że wybór tylko jednej z nich okazał się dla mnie prawdziwą katorgą. Zdecydowałem się postawić na film, po obejrzeniu którego zapamiętałem Streep na bardzo długo. Melodramat „Co się wydarzyło w Madison County” przyniósł Meryl nie tylko dziesiątą nominację do Oscarów, ale też po raz kolejny utwierdził wszystkich krytyków w przekonaniu, że to najlepsza amerykańska aktorka lat 80. i 90. Jak pokazał czas i kolejne niesamowite role, niewiele się w tej materii zmieniło – nadal trudno znaleźć drugą Streep, jej pozycja Królowej Kina jest bez wątpienia niezagrożona. Czym najbardziej zauroczyła mnie we wspomnianym wyżej melodramacie w reżyserii Eastwooda? Ona nie grała roli Franceski, ona po prostu nią była. Skromna, dobroduszna, niewinna, a przy tym jednocześnie tak szalenie pragnąca namiętności. Polecając znajomym melodramaty, zawsze wymieniam „Co się wydarzyło w Madison County”. I to właśnie ze względu na niesamowitą Meryl.
4. „Diabeł ubiera się u Prady”, reż. David Frankel (2006)
Emilia Koronka: Niemal niemożliwością jest wybrać jedną, tę ulubioną rolę, kiedy ktoś ma ich na koncie kilkadziesiąt. Jest kilka takich filmów, w których Meryl Streep kradnie każdą scenę, w której się pojawia – jednym z nich jest „Diabeł ubiera się u Prady”. Pozornie sportretowanie najgorszej szefowej na świecie wydaje się łatwizną, ale nietrudno tu o przesadę i pójście na karykaturalne skróty. Jednak Streep w roli Mirandy Priestly – redaktor naczelnej czasopisma „Runaway” – potrafi zaakcentować jej najgorsze cechy, jednocześnie zgłębiając swoją bohaterkę na tyle, że na koniec przestaje być w naszych oczach tylko jednowymiarową jędzą. Ostatecznie Miranda awansuje do miana najciekawszej bohaterki w całym filmie!
5. „Żelazna dama”, reż. Phyllida Lloyd (2011)
Jędrzej Dudkiewicz: Z wyborem ulubionej roli Meryl Streep jest problem, bowiem jak powszechnie wiadomo, mogłaby ona grać nawet nogę od stołu, a i tak byłaby świetna. Zdecydowałem się na „Żelazną damę”, mimo że ani film, ani rola nie należą do najlepszych w karierze Streep. Występ ten potwierdza jednak tezę, że wybitna aktorka potrafi uratować nawet dość miałką produkcję. Gdyby nie kreacja Streep, nie byłoby o czym mówić. Doskonale wcieliła się ona w Margaret Thatcher, pokazując, jak skomplikowaną postacią była ta polityk. I choć „Żelazna dama” często każe wzdychać, gdy widz wyobraża sobie, o ile lepszy mógłby to być film, to Streep wynagradza wszystko.