„Perłowy guzik” jest bowiem filmem-opowieścią, niespieszną przypowieścią wygłaszaną zza kadru przez reżysera-narratora. To obraz posiadający niezwykłą, spokojną, medytacyjną atmosferę, niejako uduchowiony klimat, powoli odsłaniający przed widzem tajemnice przeszłości, niezwykłości życia i świata. Świat przedstawiono tu jako cud stworzenia, niepojęty nigdy do końca. Reżyser-opowiadacz wygłasza na głos swoje przemyślenia, dzieli się z widzami myślami, przypuszczeniami.
Całość rozpoczyna się jak film przyrodniczy. Od widoku sześciennego bloku kwarcu sprzed wielu setek lat, w którym uwięziona została kropla wody. Od obserwacji kosmosu poprzez gigantyczne teleskopy rozlokowane na pustyni w Chile, najbardziej suchym miejscu na Ziemi, z którego naukowcy wypatrują innych światów, śladów wody w najodleglejszych galaktykach. Od oceanów, fascynacji wodą, która jest podstawą naszego życia. To hipnotyzująca opowieść o początkach życia, o życiu wypływającym bezpośrednio z wody. Od oceanów reżyser przechodzi całkiem płynnie do rdzennych mieszkańców Chile. Pięciu grup, spędzających większą część swego życia na morzu, na łodziach. Korzystają oni z oceanu jak z domu, miejsca schronienia, źródła pożywienia. Ludzie ci z dziada pradziada żyli w zgodzie z oceanem, w zgodzie z kosmosem. Malowali ciała w pasy i kropki przywodzące na myśl gwiazdy i konstelacje. Wierzyli, że gdy umrą, staną się gwiazdami, częścią kosmosu, bo wśród gwiazd mieli przebywać ich przodkowie.
Później reżyser ciągnie swoją opowieść aż ku teraźniejszości, ku ludziom współczesnym, którzy niejako odwrócili się od wody. Mówi o Chile, które nie korzysta z bogactwa oceanów ani z faktu, że jest krajem z niezwykle długą linią brzegową. Krajem wąskim, rozciągniętym z północy na południe, który choć jest częścią kontynentu, przez swoje położenie geograficzne znajduje się w sytuacji wyspy. Od północy odgradza go pustynia, od południa zimne morze, od wschodu natomiast liczne pasma gór. Jest więc właściwie odseparowane od kontynentalnych sąsiadów, a nie korzysta z możliwości, jakie daje położony na zachodzie ocean. Jednocześnie reżyser cofa się znów do dawniejszych lat, przypominając o fali ludobójstwa, jaka przetoczyła się przez jego kraj. O okrutnym losie, jaki spotkał rdzenną ludność. O tym, jakie piekło, jaki koszmar zgotowali im przyjezdni ludzie, traktując autochtonów jako źródło wszelkiego zła, ludzi zdeprawowanych, brudnych, zacofanych. Zmusili ich do noszenia zachodnich ubrań, zerwania z wierzeniami i morzem.
Rdzenna ludność Chile, po pojawieniu się gości z Zachodu i okresie tyrani, wytrzebiona została w ciągu kilkudziesięciu lat. Dziś żyje już tylko dwadzieścioro potomków z pierwszej linii. Pamiętają swój język, pamiętają swoją przeszłość, sięgającą wiele setek lat wstecz. Nadal wiedzą, jak powiedzieć w swoim języku: plaża, morze, niebo, gwiazdy. Nie znają słowa Bóg, bo ten nie był im nigdy potrzebny. Nie wiedzą, jak w swym języku powiedzieć policja, bo ona również nie była potrzebna. I właśnie o nich, o ludziach z przeszłości jest ten dokument. O ich niezwykłej relacji z oceanem i kosmosem, o zgodzie, w jakiej żyli z naturą. To niezwykły dokument, zachwycający swoją spokojną, uduchowioną formą, który przez nią może się też wydać niektórym widzom dość trudny w odbiorze. Warto jednak zaryzykować i spróbować poznać tajemnicę „Perłowego guzika”, bo jest jedyny w swoim rodzaju.
Ocena: 7/10