W Bridgend w Walii w latach 2007-2013 zanotowano wyraźny wzrost samobójstw wśród młodzieży. Proceder ten w zasadzie trwa do dziś. Do dziś nie wyjaśniono także przyczyn takiego stanu rzeczy. Napis z taką informacją wieńczy zresztą obraz Duńczyka, uzasadniając powody, dla których powstał film. Co znamienne - „Tajemnice Bridgend” skupione są raczej na podbijaniu tajemniczej atmosfery, która była aurą wydarzeń, aniżeli udzielaniu odpowiedzi.
Opowieść zaczyna się, gdy Sara (znana ze „Skins” i „Gry o Tron”) Hannah Murray wraca z ojcem do rodzinnej miejscowości. Nigdy nie poznamy przyczyn jej wyjazdu. Dowiemy się jedynie, że sielanka relacji na linii ojciec-córka jest iluzoryczna, z czasem pękając niczym bańka mydlana. Młodzieńczy bunt i chęć oddzielenia od rodzica będą zresztą jednym z ważniejszych wątków obrazu.
Drugim, jeszcze ciekawszym, bardziej tajemniczym i posępnym są wydarzenia z udziałem niecodziennej grupy przyjaciół, których dziewczyna poznaje już pierwszego dnia po powrocie. Zawsze razem, lubią chodzić do lasu nad jezioro, czy poszukiwać dreszczyku adrenaliny na torach kolejowych. Łączy ich szczególna więź. Zdają się bowiem celebrować śmierć swoich przyjaciół, którzy zginęli przez powieszenie. W miejscach ich zgonu wykrzykują w niebogłosy ich imiona, niczym członkowie jakiejś sekty, kultu… no właśnie, czego? Śmierci? Buntu? Życia po życiu? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Wiadomo jedynie, że za życia bohaterowie chcieli jak najbardziej korzystać z jego uroków. Imprezy, alkohol, narkotyki, czy przygodny seks są tu na porządku dziennym. Często nawet wtedy, gdy są one za zgodą jedynie jednej ze stron.
„Tajemnice Bridgend” intrygują swoim podejściem do tematu. Posępny klimat małej miejscowości, z której nie można uciec, udało się odtworzyć, dzięki panoramicznym zdjęciom ukazującym walijskie lasy spowite gęstą mgłą, czy intrygującemu zabiegowi muzycznemu, który w warstwie dźwiękowej przemycił strzały z karabinu. Na ekranie błyskają wtedy czerwone światła, w tle słyszymy odgłosy broni palnej - wszystko zdaje się zwiastować zbliżającą się tragedię. Wyjątkowo ciekawe i plastyczne jest też zakończenie obrazu. Otwarte na interpretacje i różne spojrzenia dotyczące losów bohaterów. Widz sam sobie musi odpowiedzieć na pytanie co w zasadzie przedstawia rozpalony finał.
Obrazy, które nie udzielają odpowiedzi wprost, często zostają w głowach widzów na dłużej, stając się pożywką dla umysłu, który próbując rozwikłać tajemnice ich znaczenia, często wraca pamięcią do seansu. „Tajemnice Bridgend” mają wszelkie predyspozycje, by stać się obrazem, który widzowie będą pamiętać bardzo długo. Głównie dlatego, że kropkę nad i należy postawić samemu.