Nowy Jork, pierwsza połowa lat 70. Triumfy święcą Led Zeppelin, New York Dolls oraz Iggy Pop, w Europie wybija się Abba. Równocześnie popularność zdobywa rap, trzeci (obok punka i disco) gracz na ówczesnej scenie muzycznej. Gdy moda goni modę, trudno przewidzieć, jaki trend zdobędzie rząd młodych dusz następnego dnia. Szeregu złych decyzji dokonał Richie Finestra, szef wytwórni płytowej American Century Records. Po latach dobrej passy firma staje nad przepaścią, a Richie wychodzi ze skóry, by uczynić upadek jak najmniej bolesnym. Jego taktyka może się wydawać osobliwa – polega na wciąganiu kilogramów koki i udziale w służbowych orgiach – lecz nie zapominajcie, że akcja serialu toczy się w czasie, gdy hasło „sex, drugs & rock'n'roll” było żywe jak nigdy.
Z autopsji wie o tym Mick Jagger. Lider The Rolling Stones, zespołu-giganta lat 70., stał się głównym pomysłodawcą serii. Podobno w roku 2006, podczas gdy Scorsese realizował dokument „Rolling Stones w blasku świateł”, muzyk wyszedł z propozycją wspólnego projektu „jak »Kasyno«, tylko w świecie muzycznego show-businessu”. Według koncepcji Jaggera „Historia muzyki” (tak brzmiała pierwsza, robocza nazwa „Vinylu”) miała być „epicką opowieścią o dwóch przyjaciołach związanych z przemysłem muzycznym przez czterdzieści lat, od początków R&B do współczesnego hip-hopu”. W roku 2010 przedsięwzięciem zainteresowało się HBO. Tym sposobem do Jaggera i Scorsese dołączył Terence Winter, scenarzysta „Zakazanego imperium” oraz „Wilka z Wall Street”. Trzy tak tęgie głowy po prostu nie mogły skrewić.
Nawiązanie do „Kasyna” i innych kultowych filmów Scorsese to trop, który podjęło wielu komentatorów pilota. Malkontenci zarzucili autorowi „Taksówkarza” wtórność, tym samym dodając łyżkę dziegciu do beczki pismaczego miodu. W porządku, może i „Vinyl” od wcześniejszych dokonań filmowca różni jedynie sceneria, lecz czy kiedykolwiek znudzi nas reżyserska brawura Scorsese, jego energia i ucho do ciętych dialogów? Pierwszy odcinek zaczyna się i kończy (niemal dosłownie) trzęsieniem ziemi. Budzić wątpliwości może jedynie środek blisko dwugodzinnego epizodu, kiedy tempo spada, a liczba wątków pobocznych i postaci przyprawia o zawrót głowy. Jednak i z tego przewinienia łatwo „Vinyl” rozgrzeszyć, wszak piloty rządzą się swoimi prawami – wprowadzają one w świat na tyle bogaty, że serialowa machina nie od razu osiąga najwyższe obroty. Zwłaszcza wtedy, gdy twórcy przykładają tak dużą uwagę do detalu.
A czego tu nie ma! Spodnie dzwony, koszule w etniczne wzory, marynarki z szerokimi klapami, buty na platformach… Na pieczołowicie odwzorowany klimat lat 70. składają się nie tylko zwariowana moda i dekoracje, lecz przede wszystkim muzyka. Nie „jakiś tam soundtrack”, lecz przemyślany i celebrowany na ekranie zestaw utworów, którym Scorsese często daje wybrzmieć od początku do końca. Jak przystało na serial o wytwórni płytowej, muzyka staje się tu celem samym w sobie, pełnoprawnym bohaterem opowieści – równie ciekawym w swojej różnorodności (soulowa Dee Dee Warwick brata się tu z Black Sabbath), co Finestra i jego ekipa. Popisowa rola niedocenianego dotychczas Bobbiego Cannavale to wisienka na tym upieczonym z koki torcie.
HBO nie produkuje słabych seriali, wiemy to nie od dziś. Nie każda propozycja tej stacji jest jednak komentowana na tak szeroką skalę, nie każda też rokuje na kilka sezonów już po pierwszym odcinku. Może i akcja „Vinylu” nie obejmie czterdziestu lat, jak życzył sobie tego Mick Jagger, lecz pilot daje nadzieję na wiele godzin przedniej zabawy.
Pierwszy odcinek produkcji możecie obejrzeć bez abonamentu w HBO GO. Emisja kolejnych epizodów zaplanowana jest na poniedziałki o godz. 20.10.