Rozgrywająca się w latach 70. opowieść, po części wzorowana na życiu samego Vinterberga, który spędził w podobnej komunie większość swoich nastoletnich lat, poprowadzona jest wyjątkowo sprawnie, płynnie przechodząc od komedii do dramatu. Początkowa sielanka, zabawa, komitywa i zrozumienie upadną, gdy mąż (Ulrich Thomsen) spotkawszy młodszą kobietę, studentkę, postanowi rozwieść się z żoną (Trine Dyrholm).
„Kommune” jest opowieścią o grupie w grupie, a także o pojedynczych jednostkach. Każdy dramat, który rozegra się w filmie, opisany będzie na płaszczyźnie jednostki, jej najbliższej grupy odniesienia, czyli rodziny, oraz większej społeczności, jaką jest tytułowa Komuna.
W filmie zaskakuje przede wszystkim bezpośredniość i celność rozmów bohaterów. Nikt nie owija w bawełnę, tylko mówi wprost co myśli, nawet jeśli miałoby to sprawić przykrość drugiej osobie. Ludzie naprawdę rozmawiają o swoich problemach, przy okazji nie reagując nadmiernie emocjonalnie na słowa, które usłyszą. To największy atut dzieła - dzięki tym bezpośrednim rozmowom jest szczerze zaskakująco, a fabuła nie toczy się torem, którego się spodziewamy. Wyśmienita jest scena w sypialni, gdy mąż mówi żonie o swojej zdradzie. Jej reakcja jest zaskakująca, bo bardzo wyważona, wręcz pragmatyczna.
Cały obraz będzie dotyczył zaś tego, jak kobieta naprawdę podchodzi do sprawy i jak jej świat wewnętrzny ulega nagłemu rozpadowi, a ona nie wie jak sobie z tym poradzić. Fasada twardej, silnej i niezależnej osoby szybko się rozpada. Najlepsza jest scena w studiu telewizyjnym, gdy kobieta nie może już dłużej utrzymać swoich emocji na wodzy. Niezwykle wyrazisty, mocny i dramatyczny moment, który stanowi jeden z plusów dzieła. Nic dziwnego, że Trine Dyrholm otrzymała Srebrnego Niedźwiedzia dla Najlepszej Aktorki. Za samą tę scenę w pełni jej się należał.
„Kollektivet” intryguje swoim niezwykłym podejściem do tematu. Opowiadając o problemach grupowych, opowiada nie tylko o życiu społeczności, ale i nas samych. Po wyśmienitym i kołaczącym się z tyłu głowy do dzisiaj „Jagten”, „Kollektivet” nie robi jednak aż takiego emocjonalnego spustoszenia, stawiając raczej na pokrzepienie. Mimo wszystko jest to pozycja godna uwagi.
Ocena: 7/10
PS. *Żona mówi do męża na początku obrazu: „Jestem znudzona. Słyszałam już wszystko co miałeś mi do powiedzenia”, niczym nie potrafisz mnie już zaskoczyć.