8. „Anomalisa”, reż. Duke Johnson, Charlie Kaufman (USA 2015)
Charlie Kaufman i Duke Johnson oferują wciągającą opowieść daleką od schematu. Animacja tylko potęguje pojawiające się pytania, dzięki czemu granice pomiędzy prawdą a ułudą stają się płynne i lekko zarysowane. „Anomalisa” pełna jest niebanalnego humoru, który na szczęście nie jest tylko marketingowym produktem, ale nośnikiem prawdy o ludziach, ich lękach, a także o niespełnionych marzeniach. [Małgorzata Czop]
Recenzja Michała Kaczonia: LINK.
7. „Cloverfield Lane 10”, reż. Dan Trachtenberg (2016)
Jak już ktoś słusznie zauważył, „Cloverfield Lane 10” to brawurowa opowieść o narodzinach heroiny rozpisana w trzech aktach. Kiedy nieprzytomna Michelle trafia do schronu zbudowanego przez paranoika Howarda, widz zadaje sobie pytanie o intencje gospodarza: czy rzeczywiście uratował on dziewczynę przez atakiem chemicznym, czy wcisnął jej bajkę dla zabaw à la Josef Fritzl? Odpowiedź, która pada z ekranu, przerasta wszelkie oczekiwania. [Dominika Pietraszek]
6. „Big Short”, reż. Adam McKay (USA 2015)
Jednocześnie przygnębiający i zabawny. Rzadki przykład filmu, który wierzy w inteligencję widza, zmuszając go do wytężonego myślenia przez cały czas. „Big Short” to też idealna nauka poprzez zabawę. Wielki film, po prostu. [Jędrzej Dudkiewicz]
5. „Lobster”, reż. Yorgos Lanthimos (Francja, Grecja, Holandia, Irlandia, USA, Wielka Brytania 2015)
„Lobster” Giorgiosa Lanthimosa urzeka swoim niecodziennym absurdalnym humorem, umiejętnie budując na nim więź emocjonalną z bohaterami. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, jakim zwierzęciem byłbyś po śmierci, to film właśnie dla Ciebie. Odpowie bowiem na to pytanie z nawiązką. [Michał Kaczoń]
Recenzja Michała Kaczonia: LINK.
4. „Pokój”, reż. Lenny Abrahamson (Irlandia, Kanada 2015)
Jedno pomieszczenie. Dwójka bohaterów. Morze emocji. Tak w skrócie można opisać „Pokój”, który szturmem wdarł się w serca zarówno widzów, jak i krytyków, którzy zakochali się w intymnej wizji świata dwukrotnie wywróconego do góry nogami. [Michał Kaczoń]
Recenzja Michała Kaczonia: LINK.
3. „Spotlight”, reż. Tom McCarthy (USA 2015)
W roku 2001 dziennikarze śledczy z Bostonu zajrzeli pod dywan, który aż unosił się od nadmiaru zamiecionych pod niego brudów. To, co znaleźli, nie śniło się im w najgorszych koszmarach, nawet jeśli z racji wykonywanego zawodu cieszyć ich powinna ta nieeksploatowana wcześniej kopalnia deprawacji i perwersji. Dotknęli zgniłego jaja, które przejął następnie Tom McCarthy. Oscarowe jury doceniło powagę tematu i uhonorowało obraz dwoma Oscarami: dla najlepszego filmu i najlepszego scenariusza oryginalnego. Kwestią dyskusyjną jest, czy „Spotlight” rzeczywiście górował nad konkurencją, nie można mu jednak odmówić napięcia i głębokiego zaangażowania w misję społeczną. [Dominika Pietraszek]
Recenzja Dominiki Pietraszek: LINK.
2. „Syn Szawła”, reż. László Nemes (Węgry 2015)
Szaweł, więzień obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau i członek Sonderkommando, postanawia, mimo niebezpieczeństwa, zorganizować godny pochówek zamordowanego w obozie chłopca. Kradnie więc zwłoki i wyrusza na poszukiwanie rabina. Fabularny debiut László Nemesa to z jednej strony formalny eksperyment, z drugiej natomiast najciekawsza od lat interpretacja tematu Zagłady. Próba definicji człowieka poprzez irracjonalny tutaj rytuał żydowskiego pochówku częstokroć trafia w punkt, a sama forma realizacji wprowadza niespotykany dotąd naturalizm w obrazowaniu codziennego życia więźnia, wciągając nas w sam środek wojennego piekła. Węgierski zdobywca Oscara to obraz nieprzyjemny i niepokojący, lecz tym samym wizualnie intensywny i dosadny. Długo oczekiwany powiew świeżości w kinie wojennym. [Bartłomiej Słoma]
1. „Nienawistna ósemka”, reż. Quentin Tarantino (USA 2015)
Tarantino nigdy nie krył swojej fascynacji klasycznymi westernami (przede wszystkimi tymi, które wyszły spod ręki Sergio Leone), a także nieskończoną miłością do kina jako takiego. „Nienawistna ósemka” jest tego absolutnym wyrazem, „skondensowanym” do niemalże trzech godzin w iście tarantinowskim stylu: z rozwlekłymi dialogami, na pozór banalną fabułą, wyrazistymi bohaterami oraz charakterystycznym humorem. Dość powiedzieć, że reżyser ściągnął do projektu legendarnego kompozytora Ennio Morricone, który już lata temu zrezygnował z komponowania muzyki do westernów. To już samo w sobie musi coś znaczyć. [Jan Stąpor]
Recenzja Michała Kaczonia: LINK.