Filmy 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni: „Szczęście świata”, „Sługi boże”

Filmy 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni: „Szczęście świata”, „Sługi boże”

Szczęście świata (2016)
Szczęście świata (2016) Źródło: Festiwal Filmowy w Gdyni
Dodano:   /  Zmieniono: 
19 września rozpoczęła się 41. edycja Festiwalu Filmowego w Gdyni. Widzowie mieli okazję obejrzeć między innymi „Szczęście świata” Michała Rosy oraz „Sługi boże” Mariusza Gawrysia. Relację z kolejnych dni imprezy zdaje Tomasz Błoński.

„Szczęście świata”, reż. Michał Rosa (Polska 2016)

Film Michała Rosy ma nietypową strukturę. Zaczyna się od ukazania pewnego mężczyzny, który otrzymuje zadanie do wykonania. Ma pojechać na Śląsk, aby tam odnaleźć nieznanego autora poczytnego baedekera (niem. przewodnik). Scenę później przyjeżdża na miejsce, do pewnej wielkiej kamienicy stojącej jakby na końcu świata, i właściwie w tym momencie jego wątek się urywa. W zamian poznajemy mieszkańców kamienicy, a są oni dość osobliwi. Najważniejszą z nich jest Róża, piękna Żydówka, codziennie biorąca kąpiele, których cudowny zapach roznosi się po mieszkaniach. Piętro wyżej mieszka pewien Ślązak – mąż i ojciec braci bliźniaków, matematyk z zamiłowania, dla którego życie jest drogą od punktu A do B. To samo piętro zajmuje też surowa Niemka wraz z dwunastoletnim chłopcem, która czeka na powrót brata. Mężczyzna, który mieszka obok Róży, to Polak pielęgnujący pewną rzadką roślinę, zakwitającą tylko raz do roku. A wszystko to dzieje się na krótko przed rozpoczęciem drugiej wojny światowej.

Szczęście świata (2016)

Dziwny to film. Z jednej strony przez czasy, w jakich rozgrywa się jego akcja, bardzo poważny i smutny. Podskórnie niepokojący i stresujący, potrafiący uchwycić rosnące napięcie między ludźmi w przededniu wojny. Z drugiej jednak strony zaskakująco spokojny, niespieszny. W pewnym stopniu „Szczęście świata” próbuje odczarować te straszne czasy ubiegłego wieku. Czyni to przy pomocy wątku mężczyzny, który pielęgnuje roślinę, pełnego ciepłych barw sposobu portretowania Róży, czy fantazyjnego spojrzenia na miejsce akcji – wielką kamienicę, która sprawia wrażenie jakby dorysowanej do krajobrazu. Kamienicę malowniczą, nierealną, jakby wyjętą z filmów Wesa Andersona, który w swoich dziełach tworzy takie nierealne pejzaże. Tylko że tu tej nierealności jest stosunkowo mało, przez co chwilami sprawia ona wrażenie niepotrzebnej, dodanej na siłę. Na szczęście jest też w filmie Rosy pewnego rodzaju epilog, rozgrywający się w latach 50., który wiąże wątki i dodaje do wymowy tego obrazu bardzo duży ciężar. To dzięki niemu po seansie jest się nad czym zastanowić.

Ocena: 5/10

Czytaj też:
Filmy 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni: „Las, 4 rano”, „Królewicz Olch”, „Jestem mordercą”

„Sługi boże”, reż. Mariusz Gawryś (Polska 2016)

Filmy takie jak „Sługi boże”, zaliczane do kina gatunkowego, są na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni bardzo potrzebne. To odskocznia od poważnych, trudnych tematów poruszanych przez produkcje historyczne, zaangażowane, prezentujące skomplikowane problemy społeczne, dotykające bolesnej historii. To, że bardziej popularne, lżejsze kino również bierze udział w wyścigu o nagrody, nie znaczy, że jest gorsze od tych z założenia „ważnych” obrazów. Szkoda tylko, że akurat „Sługi boże” okazują się być filmem, który znacznie więcej obiecuje, niż ostatecznie dostarcza.

Współczesny Wrocław. Z wieży kościoła rzuca się kobieta, ginie na miejscu. Sekcja zwłok nie wykazuje udziału osób trzecich. Jedyne, co wydaje się podejrzane, to bardzo zaczerwienione białka oczne, wskazujące na to, że ofiara miała jaskrę. Do sprawy zostaje przydzielony komisarz Warski oraz niemiecka policjantka o polskich korzeniach, Ana Witesch. Niedługo po tym nieszczęśliwym wypadku wydarza się kolejny. Znów ofiarą jest młoda kobieta, która skoczyła z tej samej kościelnej wieży. Podejrzenia padają wpierw na dość konserwatywnego dyrektora chóru kościelnego, ale policjanci nie mają twardych dowodów. Wkrótce okazuje się, że sprawa zatacza szersze kręgi, jest znacznie bardziej zawiła, a policjanci nie mogą nikomu ufać. Nawet sobie nawzajem.

Sługi boże (2016)

Pierwszy akt tego filmu jest naprawdę obiecujący. Ciekawa intryga, porządny główny bohater, całkiem niezłe tempo, piękne zdjęcia Wrocławia. Problem w tym, że im dalej, tym całość coraz bardziej się rozmywa. Im bardziej twórcy rozbudowują intrygę, tym tak naprawdę mniej się nią interesują. W efekcie śledztwo pod koniec właściwie rozwiązuje się samo, przez co jego efekt nie robi większego wrażenia. Mariusz Gawryś zbyt często wybiera znane ścieżki, decyduje się na utarte schematy. Ileż bowiem to już razy widzieliśmy w kinie samotnego policjanta cierpiącego po stracie najbliższych, czy mundurowego szukającego zemsty na ludziach ze swojej przeszłości?

To, co jednak boli w tym filmie najbardziej, to sposób, w jaki twórcy potraktowali postaci kobiece. Dwie z nich są ofiarami, które być może popełniły samobójstwo, ale wiele wskazuje na to, że zostały do tego zmuszone. Ana, policjantka z Niemiec, przez połowę filmu jest marginalizowana i właściwie dopiero pod koniec zaczyna faktycznie wpływać na przebieg śledztwa. Ale i tak okazuje się postacią naznaczoną przez swoje dzieciństwo, nieszczęśliwą przez wydarzenia z przeszłości, którą wybawić może Warski. Najgorsza jest jednak postać grana przez Małgorzatę Foremniak, którą twórcy traktują w okrutnie przedmiotowy, nielogiczny sposób. Jakby przez cały czas tylko kombinowali, jak jeszcze bardziej ją sponiewierać, upokorzyć.

Ocena: 6/10