Filmy 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni: „Zaćma”, „Wszystkie nieprzespane noce”

Filmy 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni: „Zaćma”, „Wszystkie nieprzespane noce”

Zaćma (2016)
Zaćma (2016) Źródło: Kino Świat
Dodano:   /  Zmieniono: 
Dzień trzeci festiwalu to czas wielkich kreacji aktorskich (genialna rola Marii Mamony w całkiem udanym filmie „Zaćma” Ryszarda Bugajskiego) oraz czas wielkich rozczarowań („Wszystkie nieprzespane noce”, które okazały się być niczym ponad nudnym, improwizowanym zapisem nocnych imprez kilku dwudziestolatków).

„Zaćma”, reż. Ryszard Bugajski (Polska 2016)

Lata 60. ubiegłego wieku. Z Warszawy do zakładu dla ociemniałych w Górkach przyjeżdża pewna starsza kobieta. Jest poważna, uprzejma, dystyngowana, bardzo zadbana. Przedstawia się jako Julia Prejs i chce spotkać się z księdzem prymasem, który akurat przebywa w ośrodku. Ponieważ prymas jest bardzo zajęty, musi na niego trochę poczekać. Siostra prowadząca Bernadeta zaprasza Julię do kaplicy, by tam cierpliwie poczekała na wizytę. Tak się składa, że w kaplicy akurat modli się pewien niewidomy ksiądz. Podczas ich rozmowy wychodzi na jaw, że Julia nie jest osobą, za którą się podaje. Tak naprawdę ma na nazwisko Brystigerowa. To pułkownik Urzędu Bezpieczeństwa, stalinowska zbrodniarka. Żydówka, ateistka, która w przeszłości walczyła z kościołem w celu zlaicyzowania państwa. Nazywano ją Krwawą Luną, gdyż słynęła z ogromnego okrucieństwa zadawanego ludziom, których przesłuchiwała. Zagadką pozostaje, po co ktoś taki chce koniecznie spotkać się z prymasem Polski…?

Film Ryszarda Bugajskiego jest obrazem niezwykle kameralnym. W gruncie rzeczy mógłby zostać zrealizowany również w formie sztuki teatralnej. Cała akcja rozgrywa się w kilku miejscach, w kilku pomieszczeniach, i opiera się w gruncie rzeczy na dialogach, długich rozmowach, jakie bohaterka odbywa z ludźmi spotykanymi na swojej drodze. I właśnie te dialogi – z niewidomym księdzem, z siostrą zakonną, z ludźmi z niedalekiego baru – napędzają ten film. One stopniowo przedstawiają bohaterkę, one zaczynają ukazywać, jak złożoną jest postacią. Reżyser te długie, ale wciągające rozmowy przetyka scenami wspomnień, momentami z życia Krwawej Luny, gdy robiła to, w co kiedyś wierzyła. Na szczęście nie epatuje przy tym okrucieństwem, właściwie nie ukazuje samych scen tortur, znęcania się nad przesłuchiwanymi. Film nie usiłuje szokować obrazem. Szkoda jednak, że reżyser momentami kieruje swój film na tory metafizyki. Przedstawia zwidy i wizje, jakie miewa bohaterka: obrazy lewitującej papierośnicy, ożywającego posągu Jezusa czy ducha jednego z torturowanych mężczyzn. Te obrazy odbierają tej historii powagi, są tu właściwie niepotrzebne, za bardzo odsuwają tę opowieść od realistycznego, bardzo konkretnego gruntu.

Nie da się ukryć, że film ten stoi przede wszystkim genialną rolą Marii Mamony, która wcieliła się w postać Julii. Ona tworzy ten film. Stara się zrozumieć bohaterkę, a przez to nie portretuje jej w jednoznaczny sposób. Nie rozgrzesza, nie usprawiedliwia, ukazuje najpełniejszy obraz z możliwych. Obraz kobiety szalenie skomplikowanej, obecnie bardzo zagubionej. Z jednej strony inteligentnej, wykształconej, z drugiej strony okrutnej, nieludzkiej, przerażającej. Brystigerowa w wykonaniu Mamony to postać nieoczywista. Szukająca odkupienia, ale niewierząca w Boga. Zagubiona ateistka, która nie widzi nic złego w czynach, jakich się dopuściła w przeszłości, ale z drugiej strony nękana przez przeszłość, nie potrafiąca odnaleźć spokoju. Postać, której postępowania się nie rozumie, ale którą chce się zrozumieć. Postać budząca mnóstwo skrajnych emocji. Genialna rola, dla której warto obejrzeć ten film.

Ocena: 7,5/10

Zaćma (2016)

„Wszystkie nieprzespane noce”, reż. Michał Marczak (Polska, Wielka Brytania 2016)

Zapraszając na wieczorny seans w Teatrze Muzycznym, reżyser Michał Marczak życzył zgromadzonym widzom, aby popłynęli z jego filmem. Aby chłonęli jego atmosferę, poddali się jego rytmowi, zawierzyli swoim emocjom. Wstępem do tej produkcji jest natomiast pojawiająca się na czarnym tle informacja mówiąca o „wzgórzu wspomnień”. Termin ten oznacza nadmiar wspomnień, który podobno wytwarza się w ludzkim umyśle w czasie dorastania, w czasie młodości. Wspomnień z tego okresu jest więcej niż z jakiegokolwiek innego fragmentu ludzkiego życia. I tym właśnie jest ten film. To obraz młodości, nastoletniego życia, wspomnienie dwudziestu lat. Przypadkowy, spontaniczny montaż wspomnień z imprez, domówek, czasu spędzonego z przyjaciółmi, odbytych randek, nieprzespanych nocy.

Problem polega jednak na tym, że w formie, w jakiej ta produkcja została podana, film Michała Marczaka jest właściwie filmem o niczym. To nudny, nie dążący absolutnie do niczego zapis scen, zapis improwizowanych sytuacji, w czasie których bohaterowie po procentach, na haju, bełkoczą o życiu, marzeniach, swoich problemach. Wygłupiają się, imprezują, tańczą, piją, gadają. Ot, wszystko to, czego pewnie każdy zaznał za młodu. Zbiór scen, który niczego nie odkrywa, niczego ważnego nie mówi, nie podchodzi do tematu od żadnej nowej, ciekawej strony. O bohaterach wie się tyle co nic, a nie znając ich, nie ma się ochoty na to, by śledzić ich losy. I co z tego, że całość jest naturalna, pomysłowo zmontowana, jeśli nijak nie obchodzi, jeśli do niczego nie dąży, nic nie wnosi? Podczas spotkania z twórcami po seansie okazało się, że scenariusz tej produkcji miał zaledwie piętnaście stron. To widać, to wiele tłumaczy. „Wszystkie nieprzespane noce” sprawiają wrażenie wielkiej improwizacji, jakby ktoś wszedł z kamerą na imprezy, domówki, i to sfilmował, a później zmontował.

Problem tego filmu polega również na tym, że ogląda się go z zewnątrz, nie uczestniczy się w nim. Jaka jest frajda z imprezy, na której się nie uczestniczy? Te nabierają sensu i znaczenia tylko wtedy, gdy jest się ich częścią, gdy bierze się w nich czynny udział. Gdy samemu robi się głupstwa, gdy z przyjaciółmi rozmawia o niczym. Te nieprzespane noce, wszystkie chwile tu ukazane nabierają wartości tylko wtedy, gdy są częścią nas. Gdy są naszą młodością. Brak uczestnictwa odbiera im jakiekolwiek znaczenie. To jak oglądanie gry komputerowej, w którą nie można zagrać. Najlepszym podsumowaniem tej produkcji staje się więc pewna kwestia wygłaszana przez jedną z postaci: miało się tyle dziać, a się nie działo.

Ocena: 4/10