Podobnie wygląda sytuacja w innych kategoriach. Dobrze to świadczy o Amerykańskiej Akademii Filmowej - coraz mniej traktuje ona Oscary jako formę promocji obrazów nakręconych w Hollywood, a coraz bardziej chce wyróżnić filmy naprawdę dobre. Daje to szansę produkcjom niszowym, ale także zmusza wielkie wytwórnie do ciągłych poszukiwań, uniemożliwia im zastygnięcie w jednej sprawdzonej formie - a na tę przypadłość przemysł filmowy w USA zapadł w latach 90. To daje nam gwarancję, że kino ciągle będzie dziedziną żywą, która dostarczy nam autentycznych emocji.
Ale największą niespodziankę Akademia zgotowała przy nominacjach dla hiperprzeboju kinowego "Piraci z Karaibów: skrzynka umarlaka". Ten film zarobił ponad miliard dolarów, już znajduje się na trzecim miejscu najbardziej kasowych filmów wszechczasów, a przecież ciągle grają go w kinach całego świata. Dawniej takie zyski były przepustką nie tylko do nominacji, ale nawet Oscarów w najważniejszych kategoriach - a teraz "Piraci..." zostali nominowani tylko w kategoriach technicznych. To największe zwycięstwo sztuki nad biznesem.