Dymki docenione

Polski komiks wreszcie wszedł na salony. Wystawa w Krakowie przypomina, że mimo swojej hardości wiek młodzieniaszka ma już dawno za sobą.

Od chwili swojego powstania opowieści obrazkowe nosiły odium masowości, która niejako z definicji zdaje się wykluczać wysoką wartość artystyczną. A komiks jest umasowiony i „uprzemysłowiony” z natury – wystarczy przyjrzeć się chociażby kolejnym etapom jego produkcji i dystrybucji. Dlatego obecność komiksu w salach krakowskiego Muzeum Narodowego jest pewnego rodzaju rehabilitacją.

Wystawa, na którą złożyły się eksponaty z imponująco przepastnej kolekcji Wojciecha Jamy, pozwala nie tylko uzmysłowić sobie bogactwo i różnorodność polskiego komiksu, ale i jego długą tradycję czytelniczą. Jego korzenie sięgają aż do drugiej połowy XIX wieku, kiedy to w czasopiśmie "Kłosy" malarz i ilustrator Franciszek Kostrzewski publikował prace, które można uznać za prekursorskie dokonania rodzącej się sztuki. Formę zbliżoną do dzisiejszej nasz komiks nabrał jednak dopiero później.

Przed drugą wojną światową zapotrzebowanie na historyjki obrazkowe było na tyle duże, że udało się wykreować popularnego bohatera, Bezrobotnego Froncka, który na łamach katowickiej gazety „Siedem Groszy” pojawił się w maju 1932 roku. Tak jak przeciętny czytelnik jego przygód, Froncek, górnik bez pracy, krążył od jadłodajni do biedaszybu. Śląskie zakłady ceramiczne produkowały nawet podobizny komiksowego bohatera, co można uznać za skromne początki świadomego merchandisingu na ziemiach polskich.

Autor: Bartosz Czartoryski

Źródło: Wprost