Co się dzieje, gdy muzycy rockowi śpiewają z orkiestrą symfoniczną a podkładem dla śpiewaków operowych jest z kolei muzyka rockowa? Powstaje nowa jakość, jak podczas koncertu z cyklu „A jednak coś po nas zostanie” z muzyką Przemysława Gintrowskiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Choć tournee „A jednak” jeździ po Polsce już od dwóch lat, to występy wciąż się zmieniają. – Staramy się każdy koncert robić trochę inaczej – mówi Jan Stokłosa, autor nowych aranżacji. – Za każdym razem mamy inną orkiestrę, 50 zupełnie innych muzyków. Każda z orkiestr gra trochę inaczej, inaczej interpretuje nuty. Dla mnie to jest szalenie ciekawe doświadczenie: ten sam materiał z różnymi zespołami.
Dodatkową trudność stanowi fakt, że piosenki, które znamy wykonań samego Gintrowskiego i Jacka Kaczmarskiego, musieli zaśpiewać artyści poruszający się w zupełnie innych rejestrach muzycznych. – Nie miałem kaset Gintrowskiego, ale moi rodzice mieli, znam więc tę twórczość pośrednio – zdradza Łukasz Drapała. – Oczywiście wiele musiałem sobie przypomnieć, bo w młodości popłynąłem w zupełnie innym kierunku: (Drapała to wokalista zespołu Chemia – red.).
„Wróżba” w jego wykonaniu zabrzmiała wyjątkowo świeżo, podobnie jak „Autoportret Witkacego” zaśpiewany przez Muńka Staszczyka. Lider zespołu T.Love pewnie zadziwił niejednego swojego fana, gdy okazało się, że potrafi „schować” w cień swój charakterystyczny wokal, a na plan pierwszy wysunąć chrypkę a la Gintrowski.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.