Pochłopień: Moja osobista recenzja „Kleru”

Pochłopień: Moja osobista recenzja „Kleru”

kadr z filmu "Kler" (2018)
kadr z filmu "Kler" (2018) Źródło: Kino Świat
Postanowiłem napisać o „Klerze” jako o filmie. Po prostu. Większość znanych mi recenzji eksponuje poglądy autorów na temat Kościoła Katolickiego.

„Kler” jest dla mnie przede wszystkim filmem o ludziach i wielkim wołaniem o dobro. Na samym początku Wojciech Smarzowski wyraźnie odwołuje się do swoich wcześniejszych dzieł: „Drogówki” (napis na koszulce jednego z księży) i „Wesela” (wyścigi alkoholowe), jakby, może nieco asekuracyjnie, chciał powiedzieć: to po prostu kolejna część mojej opowieści. Bez taryfy ulgowej. Już na początku filmu zaglądamy za kulisy, poznajemy prawdziwe życie bohaterów. Potem widzimy ich podczas posługi i mszy, która w tej sytuacji staje się teatrem, spektaklem odgrywanym przed w większości nieświadomymi wiernymi. Dopiero końcówka filmu przyniesie katharsis, okupione łzami wyznanie księdza Kukuły (Arkadiusz Jakubik) na zakończenie mszy świętej.

Pierwsza połowa filmu jest przygnębiająca. Kiedy za sprawą księdza Trybusa (Robert Więckiewicz) wreszcie na ekranie może dokonać się dobro, mimowolnie trzymałem za to kciuki. Chodzi o ratowanie niewinnego dziecka, a zważywszy, że wszystko zaczyna się od scen z obrazem Matki Boskiej z Dzieciątkiem w tle, trudno uniknąć skojarzenia z rzezią niewiniątek w Betlejem. Moją uwagę w pierwszej części filmu zwróciły kobiety, zaniedbane, pokazane nieatrakcyjnie. Nie ma mowy, aby zyskały podmiotowość. Wyjątkiem są panie w placówkach medycznych, bezpiecznie odseparowane, które przeciwstawiają się księżom. Pierwszą część filmy cechuje szybkie tempo akcji, wiele się dzieje, w drugiej bieg wydarzeń na ekranie jest wolniejszy, za to wiele zaczyna się dziać we wnętrzach bohaterów. Nawiasem mówiąc, co najmniej jeden, lub dwóch (do dyskusji), z czterech bohaterów „Kleru” to postaci pozytywne.

Ksiądz Lisowski (Jacek Braciak), bardzo przypomina mi główną postać z „Amatora” Krzysztofa Kieślowskiego. Łączy ich pasja do filmowania oraz tkanie skomplikowanej intrygi, ogniwo po ogniwie, dla osiągnięcia swoich celów. Z kolei echa sceny duetu Braciak-Talar, gdy ten ostatni oddzielony od świata spożywa luksusowy posiłek, pewnie można by odnaleźć w wielu produkcjach. Ja mam w pamięci spotkanie Gajos-Opania, czyli wiceszefa Radiokomitetu z dziennikarzem w „Człowieku z żelaza”.

„Kler” bez wątpienia stawia pytania, między innymi o samotność księży, funkcjonowanie Kościoła Katolickiego, zarządzanie jego majątkiem. I bez wątpienia twórcy chcą w nim pokazać Boga, co najlepiej widać w ostatniej scenie, kiedy oglądamy dramatycznie przedstawiony symbol Stwórcy, z przejmującą muzyką w tle. Oglądając film zastanawiałem się nad jego zakończeniem. Byłem przygotowany na wiele, mimo to twórcy mnie zaskoczyli. I finezją, i treścią finałowej sceny. Warto obejrzeć film „Kler”.