Jeszcze przed finałem Eurowizji jurorzy z Białorusi ujawnili, na kogo głosowali w pierwszym półfinale. Takie działanie jest sprzeczne z regulaminem, a organizatorzy podjęli odpowiednie kroki. Europejska Unia Nadawców odsunęła wspomnianych jurorów od oceniania, a punkty przydzielane podczas finału miały być średnią punktów przyznawanych przez jurorów z innych państw głosujących w podobny sposób. Problem w tym, że podano błędne wyniki. Zawiodła osoba zajmująca się algorytmem, przez co punkty przekazano w odwrotnej kolejności do tego, co zostało wyliczone przez system.
Błąd naprawiono i wprowadzono roszady w ocenie. Tym samym część reprezentacji zyskała dodatkowe punkty, a niektóre straciły. W pierwszej czwórce nie nastąpiły żadne roszady, a zwycięska piosenka z Holandii otrzymała dodatkowe sześć punktów. Z piątego na szóste miejsce spadła Norwegia, ustępując miejsca Szwecji. Przykra zmiana dotknęła także reprezentanta Wielkiej Brytanii. Michael Rice spotkał się po konkursie z głosami krytyki, ponieważ zajął ostatnie miejsce z 16 punktami na koncie. Po ostatnich roszadach „umocnił” się na dole tabeli, a przy jego nazwisku znajduje się jedynie 11 oczek.
Winny... brexit?
Rodacy Michaela Rice'a już po ogłoszeniu wyników nie kryli zaskoczenia, czego wyrazem był ich wpisy w mediach społecznościowych. Niektórzy przyczyny druzgocącej porażki upatrywali w… brexicie. „Zasługiwał na więcej”, „Co? Ostatnie miejsce? To niewiarygodne!”, „Zamieszanie związane z brexitem spowodowało, że przegraliśmy. Czas na zmiany” – komentowali internauci.
Czytaj też:
Madonna wystąpiła podczas finału Eurowizji. Jedna rzecz nie spodobała się organizatorom