Agata Jankowska: Na okładce „Dekalogu Spolsky” masz nad głową aureolę niczym Matka Boska.
Mery Spolsky: A może to kapelusz?
W środku krzyż i modlitwa do słuchaczy – na wieki wieków A- moll. Nie sądziłam, że ludzie urodzeni w latach 90 ciągle celują w skandale na tle religijnym.
Nie, nas nie dotyczy obrażanie się o uczucia religijne, które ostatnio tak się nasiliło. Jeśli kogoś ta płyta dotknie, przykro mi, bo to znaczy, że źle zrozumiał moje intencje. Też jestem z Polski i mam prawo interpretować naszą kulturę na swój sposób. Nie palę krzyża, nie przedstawiam go do góry nogami. A co bardziej obraża uczucia religijne – fluorescencyjne Jezuski i bidony w kształcie Matki Boskiej sprzedawane w Częstochowie i Licheniu, czy artysta, który inspiruje się wiarą i sztuką sakralną? Swoją drogą sklepy z dewocjonaliami są fantastyczne – chętnie nakręciłabym tam klip.
Może myślisz, że aureola nad głową sprzeda każdą płytę?
Spotykam się z takimi złośliwościami. Tyle że to nie o mnie. Ze sztuką inspirowaną Pismem Świętym mam do czynienia od dziecka. Moja mama rysowała grafiki o tematyce religijnej. Narysowała też Dekalog, ale po swojemu, „na śmiesznie”. Podoba mi się, gdy artysta interpretuje po swojemu świętości. Nawet Salwador Dali, którego szczególnie cenię, malował obrazy inspirowane biblijnymi przypowieściami. Krzyż pojawiał się w mojej twórczości od początku. Na pierwszej płycie „Miło było pana poznać” przypominał Polski Czerwony Krzyż, bo sugerowałam, że Mery Spolsky to sanitariuszka muzyczno-modowa, niesie pomoc zagubionym w szafie, i jak trzeba, uleczy chory gust lub chore serce. Na drugiej płycie krzyż się wydłuża i przypomina krucyfiks. To wciąż jest teatr i gra symbolami.
Dlatego wymyśliłaś własny Dekalog ?
Niekoniecznie trzeba być wierzącym, aby odmawiać Dziesięć Przykazań. Przecież to ludzkie, moralne porady dla każdego. I poszłam tą drogą.
Twoje przykazania brzmią na przykład tak: Nie będziesz mieć imprez zbędnych przede mną. Nie będziesz wzywać byłych twych na daremno. Pamiętaj aby Ewę święcić. Czcij głowę swoją, nie noś cielistych rajstop, nie pożądaj instagrama bliźniego swego. To mało poważne.
Reaguję na otaczającą mnie rzeczywistość i proponuję mój subiektywny wybór zasad, które powodują, że robi mi się lżej na sercu.
W piosence „Mazowiecka Kiecka” opisujesz realia polskiego show biznesu. „Red carpet z podartych skarpet”. Jesteśmy aż tak zaściankowi?
To moje refleksje z czerwonych dywanów. Wszyscy się prężą, napinają i błyszczą na zewnątrz, a w środku mają te dziurawe, cerowane skarpety. Chciałoby się żeby było zachodnio, a wychodzi typowo, czyli po polsku.
Czyli jak?
Podoba mi się moda na to, żeby pokazywać nasz kraj, polskie miasta takimi jakimi są. Nareszcie, nawet w klipach mainstremowych można zobaczyć, że polski warzywniak, schodki nad Wisłą czy blokowiska z wielkiej płyty są cool. A nie jest cool to, czego u nas nie ma, czyli na przykład hollywoodzkie czerwone dywany. Nie mamy się czego wstydzić – jesteśmy ładni, mamy ładną kulturę i chwilami uroczą osobowość. Mamy w sobie szczerość, i nie potrzebujemy zachodniego brokatu.
Nie jesteś zbyt młoda, aby wygłaszać sądy na temat polskiej obyczajowości?
Co ty wiesz o życiu, skoro nie pamiętasz PRLu – takie myślenie wciąż pokutuje w stosunku do młodszych pokoleń. To prawda, nie pamiętam tamtej epoki, dlatego mogę bez bagażu oceniać to, co widzę tu i teraz. Nie cofam się do tego, co słyszałam od dziadków. Moje pokolenie chyba nie ma kompleksów, czujemy się obywatelami świata. Mamy McDonald’sy, Iphony, ekstra markowe buty. Będąc na festiwalach muzycznych, łatwo zauważyć, że ani polska publiczność ani polscy artyści nie różnią się od zagranicznych. Polski świat nie jest ani gorszy, ani lepszy. Nie musimy się silić na bycie zachodem.
Czytaj też:
24-latek został miliarderem. Imprezuje z Rihanną i Bellą Hadid
Mery Spolsky na Instagramie
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.