– Przemysław Gintrowski był wielkim bardem wolności, ale jednocześnie nikogo nie udawał. Nie szukał kamer, blasku i sztucznego zainteresowania. Najwyższą wartością dla niego była niezależność i wolność. Ten koncert to opowieść o jego życiu – zapowiedziała na początku Katarzyna Gintrowska, prezes Fundacji im. Przemysława Gintrowskiego. W ciągu kolejnych minut, poprzez muzykę, towarzyszące jej wizualizacje i słowa samego barda, mogliśmy się w ten świat Gintrowskiego przenieść i obcować z tym, co w nim najważniejsze: wyznawanymi przez niego wartościami, ale też poezją.
„Jestem fanatycznym wielbicielem (…) poezji. Ja się(…) chowam w poezję (…) – To jest mój świat” – powiedział sam Gintrowski z archiwalnego nagrania. Ten cytat jak motto zawisł nad sceną i wraz z kolejnymi słowami barda prowadził publiczność od utworu do utworu, od inspiracji do inspiracji. W trakcie jubileuszowego koncertu wykonaniom pieśni Gintrowskiego towarzyszyła scenografia pokazująca dzieła złotego wieku cywilizacji – antyczne rzeźby Dawida, Temidy, Nike, Herculesa, Kory czy Hekate.
Ze sceny Teatru Polskiego wybrzmiały najsłynniejsze utwory wykonywane onegdaj przez Gintrowskiego, ale też dwóch pozostałych bardów – Jacka Kaczmarskiego i Zbigniewa Łapińskiego. Publiczność miała okazję wysłuchać m.in. „Modlitwę o wschodzie słońca” w interpretacji Sebastiana Karpiela Bułecki, „Śmiech” w brawurowym wykonaniu Michała Szpaka czy „Nike która się waha” w wersji Janusza Radka.
Szczególnie poruszającym momentem był występ córki barda, która wraz z nim odśpiewała słynny utwór „Tylko kołysanka” z filmu „Tato”. Zupełnie nowy charakter zyskały „Mury”, wykonane przez wielką damę polskiej muzyki, Krystynę Prońko. Wrażliwość Gintrowskiego umiejętnie oddały też inne wokalistki: Julia Marcell, Natalia Nykiel i Ola Gintrowska, która sięgnęła po „Astrologa”. „Czy poznajesz mnie, moja Polsko, to ja Twój syn, z bólem głowy od Ciebie i wódki” – śpiewał na zakończenie koncertu Skubas.
Artystom towarzyszyła orkiestra pod batutą Tomasza Szymusia. Koncert poprowadził Artur Orzech. Całość wyreżyserowała Halina Przebinda.
Nieodłącznym elementem koncertów ku czci barda wolności jest co roku wręczenie Nagrody im. Przemysława Gintrowskiego. Kapituła wyróżnia osoby, dla których wolność i niezależność artystyczna jest największym ideałem. Przed trzema laty uhonorowani zostali Stanisława Celińska, Antonina Krzysztoń oraz Jan Polkowski. W 2017 r. nagrodę wręczono Ewie Błaszczyk, a przed rokiem Franciszkowi Pieczce. W tym roku wyjątkowe wyróżnienie "Za Wolność w Kulturze" przyznane zostało Muńkowi Staszczykowi.
– Tegoroczny laureat w swoich piosenkach opowiada prawdę o człowieku, który po prostu chce pozostać wierny sobie, żyć po swojemu, kochać po swojemu – oddychać wolnym powietrzem. Niechętnie używa wielkich słów. Śpiewa o uniwersalnych uczuciach. Potrafi też celnie zdiagnozować społeczeństwo. Sprzeciwić się realiom, czasami wypominając nasze błędy. Zachował w sobie wolność artysty. Nie traci przy tym wrażliwości i nie przestaje uważnie przyglądać – mówiła w laudacji Katarzyna Gintrowska, prezes Fundacji im. Przemysława Gintrowskiego.
Sam nagrodzony, dziękując za wyróżnienie, postanowił podzielić się anegdotą związaną z Gintrowskim. – Połowa lata 90., ulica Czarnomorska, warszawskie Stegny, upał. Stoi Przemek z Jackiem Kaczmarskim, ćmią sobie fajeczki. Przybiliśmy sobie piątki, zaczęliśmy tak sobie rozmawiać jak to chłopaki na ulicy i tak sobie pomyślałem wtedy: niesamowita historia, w jakiej fantastycznej drużynie stoję na tej ulicy. Niech ta nagroda będzie stemplem w tej całej sytuacji – mówił Muniek Staszczyk.
W poniedziałek 9 grudnia, za sprawą osób, które dbają o pamięć o Gintrowskim, wszyscy zgromadzeni w Teatrze Polskim mogli się częścią tej „drużyny” w pewnym stopniu poczuć.
Czytaj też:
Muniek Staszczyk laureatem Nagrody im. Przemysława Gintrowskiego
Jubileuszowy koncert „Gintrowski, a jednak coś po nas zostanie…”