Czy my, Polacy, ufamy mediom?
Na pewno bardziej niż inne społeczeństwa. Pokazują to badania, które corocznie przeprowadza Reuters Institute for the Study of Journalism. Według dziewiątej edycja badania z 2020 roku mediom ufa 45 proc. Polaków, podczas gdy średnia ze wszystkich krajów świata wynosi 38 proc.
Duża różnica!
Czy duża – to kwestia subiektywna. Plasujemy się powyżej średniej.
Z czego wynika tak duże zaufanie?
Przede wszystkim z tego, że w ogóle mamy dość wysokie zaufanie do autorytetów, do różnych instytucji ‒ czy to państwowych, czy też kształtujących świadomość społeczną. Może wynikać również z tego, że takie badania przeprowadza się w krajach rozwiniętych, a Polska jest krajem ciągle dojrzewającej demokracji. W zakresie rozwoju mediów dopiero teraz dochodzimy do takiej sytuacji, że można powiedzieć: „tak powinny funkcjonować media”.
Jakie jest ich znaczenie? Są czwartą władzą? Mówi się przecież, że polityka można zabić gazetą.
Na pewno media nie są dziś w Polsce czwartą władzą. To byłoby stwierdzenie na wyrost. I jeżeli media są w stanie kogoś „zabić”, utrącić czyjąś karierę, to wynika z tego, że w dalszym ciągu pełnią funkcję kontrolną. To z kolei pozytywne zjawisko.
Czym w takim razie są?
Kiedy opadła żelazna kurtyna i staliśmy się krajem wolnorynkowej gospodarki i demokracji, pojawił się przemysł czy też biznes medialny. Dlatego media dziś to niezwykle złożone środowisko różnorakich interesów.
Gdzie w tym wszystkim są dziennikarze?
Sam dziennikarz, który zbiera i przekazuje informacje, jest uczestnikiem tego środowiska, a więc jest poddany oddziaływaniom i wpływom w jego ramach. Dziennikarze zostali wprzężeni w ten przemysł, biznes medialny i podporządkowani regułom, które w nim panują. A one są jasno określone.
Ktoś, bodaj w XIX wieku, powiedział, że nie ma wolności prasy, jest wolność wydawcy…
Dokładnie. Dziennikarz może być wierny swojemu kompasowi moralnemu, może pozostawać w swojej pracy przyzwoity, etyczny i rzetelny, ale w zakresie formalnym jest podporządkowany wydawcy, a wydawca jest podporządkowany właścicielowi danego medium. A wszyscy oni są podporządkowani odbiorcy, bo zakładają, że powinni przekazywać takie treści, które zyskają jak najwięcej odbiorców.
Niedawno uczestniczyłem w debacie, której uczestnicy dość krytycznie odnosili się do dziennikarzy, zapominając o tym, że dziennikarz jest trybikiem – dość istotnym – ale tylko trybikiem w tej maszynerii medialnej. Można odnieść wrażenie, że bycie tym trybikiem wpływa na obniżenie jakości pracy dziennikarza…
W jaki sposób?
Zadaniem dziennikarza jest przyciągnięcie jak największej liczby odbiorców, czytelników widzów czy słuchaczy, bo media komercyjne utrzymują się z tego, co zarobią. Można odnieść wrażenie, że właśnie przez to, że dziennikarz chce przyciągnąć jak największa liczbę odbiorców, poświęca jakość swojej pracy.
Są dwie bolączki dziennikarzy. Pierwsza to kwestia ich wynagradzania. Stosunkowo niskie płace dziennikarzy mogą tworzyć to, co określiłbym patologią zawodu – jesteśmy uzależnieni finansowo, musimy więc dużo naprodukować. I z tego wynika druga bolączka ‒ często się zdarza, że w tym pośpiechu, nawale pracy dziennikarze bezkrytycznie korzystają z internetu…
Mimo gorszej jakości wciąż prawie połowa Polaków wierzy treściom przekazywanym przez media.
Ale to zaufanie spada. Składa się na to wiele przyczyn. 75 proc. badanej opinii publicznej w Polsce szuka informacji w internecie, który jest jednym z głównych mediów. A tam jest mnóstwo nieprofesjonalnej informacji.
Bo tam dziennikarstwem może się zajmować każdy…
Każdy, kto ma telefon komórkowy i może sobie założyć blog. Pojawia się dużo nieprofesjonalnych serwisów internetowych i nieprofesjonalnych dziennikarzy. To powoduje, że postrzega się podawane przez ich informacje jako niesprawdzone, nieprawdziwe, fake newsy, co się odbija czkawką na ogólnym zaufaniu do mediów. Pamiętajmy, że trzy czwarte Polaków szuka informacji w internecie, więc jeżeli ktoś znajdzie tam informację, która się okaże nieprawdziwa, to generalnie potem mniej ufa mediom.
Właśnie ta obawa odbiorców przed fake newsami i dezinformacją jest główną przyczyną spadku zaufania do mediów. Są też inne powody: odbiorca ma przekonanie, że jest bardzo dużo tematów, za którymi kryją się interesy firm czy polityków.
Na Zachodzie nie traktuje się wszystkiego, o czym mówią/piszą media jako jedynej prawdy, bo tam – na przykład w Niemczech – wprowadza się elementy edukacji medialnej w szkołach.
Niemcy są najlepszym przykładem systemowego podejścia do edukacji medialnej – tam to się nawet nazywa wychowanie medialne, pedagogika medialna. W każdym landzie przy władzach oświatowych, czyli czymś w rodzaju naszego kuratorium, są instytutu medialne, których zadaniem jest prowadzenie zajęć w szkołach podstawowych, średnich i na studiach.
W Polsce coś takiego by się przydało?
Bardzo! Popatrzmy na przykład na szybkość, z jaką się rozchodzą fake newsy. Poza tym wielu ludziom brakuje świadomości chociażby tego, że znajdują się w bańce informacyjnej. Dla mnie to dziwne, że nawet młodzi ludzie z generacji Z, czyli pokolenia cyfrowego, nie do końca zdają sobie sprawę, że są poddawani działaniu algorytmów, czyli że prezentuje się im takie informacje, jakie chcieliby otrzymywać. Że poza kilkoma najważniejszymi informacjami na portalu, który oglądają, reszta jest ustawiana przez sztuczną inteligencję „pod nich”, pod ich preferencje.
Należy edukować medialnie wszystkich ‒ od przedszkola do uniwersytetu trzeciego wieku, żeby ludzie byli nie tylko konsumentami treści, ale też świadomymi ich odbiorcami, żeby przesiewali przez sito to, co przeczytają, usłyszą, czy zobaczą. Uważam, że brak edukacji medialnej jest zagrożeniem dla demokracji. Właśnie w wyniku braku odpowiedzialnego, krytycznego odbierania treści medialnych możemy ulegać manipulacjom. A to z kolei to prowadzi do polaryzacji stanowisk. W rezultacie mamy podział w społeczeństwie na media wasze i nasze.
Ten podział jest również pochodną podziałów społecznych i politycznych.
Tak, to wynika również z podziałów politycznych. Jeśli jednak uzgodnimy, że są media nasze i wasze, to wszystko, co jest w waszych mediach, odrzucamy, oceniamy jako krytyczne, zmanipulowane, reprezentujące wyłącznie interesy tamtej strony, a z naszych mediów wszystko przyjmujemy bezkrytycznie. Tym samym popadamy w bańkę informacyjną. Jesteśmy karmieni treścią, która sprzyja tej polaryzacji.
Od dawna wiadomo, że są dwie prawdy.
Prawda naszych mediów i prawda waszych mediów…
… które przeważnie nie mają punktów stycznych. Czym grozi zamknięcie w swojej bańce?
Jeżeli jesteśmy w swojej bańce informacyjnej, to algorytmy we wszystkich mediach społecznościowych podrzucają nam nasze treści, nasze media pokazują nam na przykład naszego kandydata. Jesteśmy więc przekonani, że to ten kandydat, który wygrywa. A potem przegrywa. U takiego odbiorcy pojawia się coś w rodzaju szoku powyborczego, bo przecież był przekonany, że cały naród popiera naszego kandydata.
Taka polaryzacja i zamknięcie w bańce informacyjnej to zagrożenie dla demokracji, bo podstawą demokracji jest podejmowanie przez obywatela świadomych decyzji. Jeśli przebywa się wewnątrz bańki, to świadome decydowanie jest utrudnione.
Nie za mocne słowa? Czy czasem tak nie jest na całym świecie?
Podział na media nasze i wasze to światowy trend. Polaryzacja prowadzi do tego, że nie dopuszcza się do dyskusji, możliwości komunikacji, wymiany poglądów. Jeśli z góry zakładamy, że tamci chcą działać na naszą szkodę, że manipulują, to traci się umiejętność merytorycznych dyskusji i konfrontowania się z innymi opiniami. To powoduje zjawisko hejtu i kolejne patologie.
Powstaje duże zagrożenie dla demokracji, jeśli pozbawiamy się możliwości komunikacji z drugą stroną. Jeżeli zamykamy się w swojej bance informacyjnej, nie możemy odczytać faktycznych nastrojów społecznych. Tracimy kontakt z rzeczywistością. Polaryzowanie się społeczeństwa prowadzi do różnych patologicznych, niebezpiecznych zjawisk, a media to wszystko podkręcają.
Jest na to jakaś rada?
Wracam znów do potrzeby edukacji medialnej społeczeństwa, rozumianej jako nabywanie kompetencji medialnych, umiejętności korzystania z mediów, czyli krytycznego, odpowiedzialnego, obcowania z treściami, które się tam pojawiają.
I z tym tekstem też?
Jak najbardziej!
Prof. dr hab. Paweł Czarnecki, MBA, dr h.c. – rektor uczelni Collegium Humanum. Menedżer edukacji w szkolnictwie wyższym i etyk. Członek Komisji. ds. Marketingu w Polskim Komitecie Olimpijskim.Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.