Niestety, każda rewolucja ma swoje ofiary. Spojrzawszy na historie grunge’u można odnieść wrażenie, że nad jego twórcami zawisła klątwa. W chłodnym, położonym ok. 170 kilometrów od granicy między USA i Kanadą, Seattle powstał gatunek muzyczny, przesiąknięty nie tylko buntem i gniewem, lecz także głęboko zakorzenionym w umysłach artystów smutkiem. Niemożność poradzenia sobie zarówno z tym uczuciem, jak i z wybuchem ogromnej popularności, pchała muzyków do narkotyków i alkoholu, co niestety dla wielu z nich zakończyło się tragicznie.
Z koszmaru depresji i uzależniania, który pochłonął życia m.in.: Andy’ego Wooda, Kurta Cobaina, Layne’a Staley’a i Chrisa Cornella, bez szwanku wyszedł tylko jeden z najważniejszych grunge’owych zespołów. Mimo trzech dekad obecności na scenie i jedenastu studyjnych albumów na koncie, Pearl Jam wciąż trwa i nic nie wskazuje na to, by zespół zamierzał zakończyć swoją muzyczną podróż.