Upał headlinerem pierwszego dnia OFF Festival. Do Katowic wróciła impreza Artura Rojka

Upał headlinerem pierwszego dnia OFF Festival. Do Katowic wróciła impreza Artura Rojka

Andrew Bailey, gitarzysta DIIV
Andrew Bailey, gitarzysta DIIV Źródło: WPROST.pl / Maciej Drzażdżewski
Na 15. edycję OFF Festival fani musieli czekać aż dwa lata. Na szczęście, wydarzenie pomysłu Artura Rojka nareszcie wróciło i do Katowic przyjechały tysiące głodnych muzyki słuchaczy. Pierwszy dzień jednej z najciekawszych imprez w Polsce upłynął pod znakiem niemiłosiernego upału. Tropikalna temperatura nie zdołała jednak powstrzymać artystów przed dorzuceniem do pieca.

W piątek słońce spadło na Ziemię w Katowicach. Na uczestników OFF Festival czekał upał godny strefy równikowej. Wystarczył spacer między oddalonymi od siebie o kilkaset metrów scenami główną i leśną, by starannie dobrana imprezowa stylówka przesiąkła potem. Zabawa w takich warunkach wymaga sporej determinacji i ogromnej ilości wody, w kolejkach po którą ustawiały się tłumy. Wyjść na scenę w takim ukropie to niemałe wyzwanie, ale zaproszeni przez Artura Rojka artyści podołali mu z nawiązką.

OFF Festival. Shoegaze'owe trzęsienie na scenie głównej

Trudne zadanie otwarcia koncertowego dnia na największej scenie festiwalu otrzymał duet Lordofon. Warszawiacy mieszający rap z pokaźną dawką gitarowego przesteru, mimo warunków zbliżonych do tych panujących nieopodal jądra ziemi, zdołali poderwać do tańca sporą grupę festiwalowiczów. Z punkowym pazurem zagrali m.in. materiał ze swojej debiutanckiej płyty „Koło” która ukazała się w 2020 roku.

Limity techniczne sprzętu nagłośnieniowego postanowił sprawdzić nowojorski zespół DIIV. Kwartet rodem z Brooklynu łączy łagodny wokal swojego lidera Zachary’ego Cole’a Smitha ze ścianą gitarowego brzmienia. Mieszanka shoegaze’u, dream popu i i indie rocka zabrała tłumnie zgromadzoną pod sceną publiczność w podróż w czasie do początków zespołu w 2011 roku przypominając obowiązującą wówczas stylistykę. Na wyróżnienie zasługuje gitarzysta Andrew Bailey, który mimo braku mikrofonu złapał rewelacyjny kontakt z fanami, a szarpiąc bez litości struny, potrząsał całym terenem festiwalowego miasteczka. Choć największy entuzjazm uczestników koncertu budziły kompozycje z wydanej w 2012 roku płyty „Oshin”, to punktem kulminacyjnym występu DIIV był zdecydowanie utwór „Taker” z imponującym hipnotyzującym finałem.

Po nowojorczykach na scenie pojawił się zespół, który swoim koncertem cofnął czas o kolejną dekadę. Wywodzący się z Oxfordu Ride są określani mianem pionierów shoegaze a ich debiutancka płyta „Nowhere” jest jednym z najważniejszych albumów w historii tego gatunku. To właśnie materiał z pierwszej płyty można było usłyszeć podczas piątkowego występu. Koncert Brytyjczyków zamknął gitarową część pierwszego dnia wydarzenia na scenie głównej. Później był już tylko taniec.

Czytaj też:
Oświecony hedonizm Beyoncé. Komu królowa pokazuje środkowy palec?

Jako pierwszy o imprezowy nastrój zabrał Alexander Crossan, czyli Mura Masa. Brytyjski dj i producent znany m.in. ze współpracy z A$AP Rockym i Charlie XCX w towarzystwie dwóch wokalistek rozbujał tłumnie zgromadzoną pod sceną publiczność swoimi największymi przebojami, w tym „Love$ick”, „Complicated” i „What if I go”. Najbardziej wytrwali i spragnieni tańca festiwalowicze, na zakończenie dnia mogli poddać się trapowej kuracji nowojorskiego rapera Pi’erre’a Bourne’a.

Bunt w różowych rajstopach

Wyjątkowo spektakularnym wydarzeniem pierwszego dnia OFF Festiwalu był koncert ikon kobiecego punk rocka Bikini Kill na Scenie Leśnej. Stojąca na czele zespołu Kathleen Hannah, na początku lat 90., w zdominowanym przez facetów świecie muzyki gitarowej, wychodziła przed publiczność z hasłem „dziewczyny do przodu!”, a piątkowy koncert był doskonałym zobrazowaniem tego sloganu. Hannah odziana w błyszczącą sukienkę i różowe rajstopy tańczyła na scenie niczym opętana cheerleaderka, wykrzykując wymierzone w patriarchat i wykluczenie teksty prostych, głośnych i bezkompromisowych piosenek.

Trzy dekady temu Bikini Kill dało początek muzycznemu ruchowi riot grrrl. Jego reprezentantki buntowały się przeciwko społeczeństwu, które nie pozwala kobietom wyrażać siebie w sposób, w jaki robią to mężczyźni. Teksty piosenek bardzo często dotyczyły przemocy wobec kobiet oraz decyzji politycznych uderzających w ich wolność. Jak się okazuje, mimo 20-letniej przerwy od grania, jaką zrobiły sobie panie z Bikini Kill, tematy te wciąż są – niestety – niezwykle aktualne. Dlatego tu nie ma czasu na żadne wokalizy. Tu trzeba krzyczeć zdzierając gardło.

Czytaj też:
„Lawendowy sufit” runął już dawno. Dziś Netflix wyprzedza konkurencję

Do koncertu punkrockowej legendy z Olympii w stanie Waszyngton można było się nastroić w festiwalowej Kawiarni Literackiej, gdzie przed występem Bikinii Kill odbyło się przedpremierowe czytanie nowej powieści Sylwii Chutnik. Autorka przeczytała słuchaczom pełen pikanterii fragment otwierający jej nową książkę „Tyłem do kierunku jazdy”. Opowieść zaczyna się od zwierzeń starszej kobiety, która leżąc w szpitalu wspomina swój najlepszy seks w życiu. Babcia zachęca przysłuchującą się jej wnuczkę, by żyła pełnią życia, nie zwracając uwagi na opinie otoczenia, które będzie chciało zepchnąć ją do roli przykładnej kobiety.

Sylwia Chutnik na OFF Festival

Jak zobaczyć wszystko?

By zobaczyć wszystkich wykonawców występujących na pięciu scenach, trzeba mieć przede wszystkim dobrą kondycję i plan. Niestety, nie wszystkim się to udaje. Ale warto od czasu do czasu zajrzeć na mniejsze sceny festiwalu, bo tam czekają niezwykle interesujący artyści. Bardzo dobry występ dał Jann, który zagrał na scenie Dr. Martens. Wokalista popisywał się imponującymi możliwościami głosowymi i z łatwością nawiązywał kontakt z entuzjastycznie oklaskującą go publicznością.

Na scenie T Tent, bardzo dobre koncerty dali młodzi przedstawiciele polskiej sceny: roztańczony Frank Leen i shoegaze’owy Oysterboy. W namiocie świetnie sprawdził się również jazz w wykonaniu Makaya McCraven’a. Przy muzyce Amerykanina fani mogli odpocząć i naładować baterie przed tanecznym finałem wieczoru. Z kolei na Scenie Eksperymentalnej BUH festiwalowicze tłumnie stawili się na koncercie post punkowego Squid. Wcześniej pod tą samą sceną można było rzucić się w wir hip-hopowych historii rodem z Krakowa przy Ćpaj Stajl.

Piotr Kołodyński – Oysterboy

Pierwszy dzień festiwalu był gorący zarówno pod względem temperatury powietrza, jak i muzycznych emocji. Z całą pewnością nie była to jedynie rozgrzewka przed występami zaplanowanymi na kolejne dni. W sobotę mimo odwrócenia się sytuacji pogodowej o 180 stopni można spodziewać się prawdziwych tłumów. Na scenie głównej zagra punkrockowy tytan Iggy Pop.

„Trudno jest nie ewoluować”. Zalia o dojrzewaniu i swojej artystycznej tożsamościCzytaj też:
30 lat kłótni o ekranizację kultowego "Sandmana". Koniec czekania, premiera już w piątek. Będzie hit?