Pierwotnie miałem napisać jedynie o najnowszym filmopodobnym produkcie Patryka Vegi, okazuje się jednak, że „Niewidzialna wojna” jest dziełem tak druzgocącym, że już za moment może zostać na dobre wyrzucona z polskich kin. Najwyraźniej obejrzała ją jedynie garstka dziennikarzy, rodzina Vegi i obsługa multipleksów. Zdecydowałem więc, że artykuł spełni rolę pożegnania z tym tytanem kina klasy Z, bo trzymam go za słowo, że to już ostatni wyprodukowany w Polsce chaotyczny zlepek jego przemyśleń.
Patryk Vega: od pitbulla po ratlerka. Jak to się stało?
Pytają ci, którzy wciąż jeszcze pamiętają pierwszego „Pitbulla”. Bo jak to możliwe, że człowiek odpowiedzialny za bardzo dobre, oparte na faktach, film i serial o losach policjantów przepoczwarzył się w seryjnego twórcę gniotów? Czyżby nastąpił zanik talentu? A może tego talentu nigdy tam nie było, a sekret jakości produkcji z Dorocińskim, Grabowskim i Stroińskim w obsadzie, jest kompletnie niezwiązany z osobą reżysera?
Nie chciałbym, oczywiście, popaść w przesadę. Należy pozostać uczciwym i oddać Vedze, że „Pitbull” powstał w oparciu o jego pomysł i to on czuwał nad jego realizacją. Relacje ze sportretowanymi policjantami, były niewątpliwie nie do przecenienia w trakcie pracy nad scenariuszem. Powstała dzięki temu wiarygodna i wciągająca opowieść, którą po równo docenili krytycy, widzowie i funkcjonariusze policji. Był to debiut rozbudzający nadzieję i pozwalający wierzyć, że nazwisko Vega może stać się w przyszłości gwarantem jakościowego kina sensacyjnego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.