Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Jak się pani odnajduje w nowym świecie serwisów streamingowych, które dzisiaj wyznaczają trendy?
Anna Nehrebecka: Świat zmienił się w tym sensie, że wolimy usiąść na kanapie w domu, z kawą, albo z kieliszkiem wina, i przez wciśnięcie klawisza stajemy się panami i władcami tego, co się dzieje na ekranie telewizora. Ale to sprawa bardziej techniczna, choć oczywiście to narzuca producentom kierunek pracy. Mnie szkoda trochę emocji kina. Tego, że człowiek wchodzi do sali kinowej, gaśnie światło, a gdy ono znów się zapala, choć magia się kończy, o filmie można rozmawiać, staje się on elementem wspólnego przeżycia.
Ale jeśli pyta pani o serwisy streamingowe, to dla aktora praca jest taka sama, nic się nie zmienia. Może oprócz tego, że jeśli postać się ciągnie przez kilkanaście odcinków, to dosyć dużo zależy od scenarzysty, czy rola jest ciekawa do zagrania, czy nie.
Praca zależy zawsze, i w produkcjach telewizyjnych, i w kinie, i w teatrze, od całego zespołu. Liczy się kontakt miedzy aktorami, czy grają ze sobą. Ja jestem ze szkoły „grania na partnera”. Ja gram na partnera, on gra na mnie. Między nami jest dialog, porozumienie.
Ta szkoła wciąż obowiązuje?
To się może trochę zmieniło. Widzę, że jest duża łatwość, zwłaszcza wśród młodych ludzi, którzy dużo grają w serialach, przechodzenia ze sceny, w inną scenę, jakieś inne zadanie. Tu gram, po chwili wyciągam telefon i dzwonię, sprawdzam maila, odpisuję na wiadomości. Ja tak nie potrafię.
Co więcej, w teatrze to też się zaczyna.
Ale na scenę telefonu aktorzy chyba jeszcze nie biorą?
Mam nadzieję, że nie dożyję takiej sytuacji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.