Katarzyna Burzyńska-Sychowicz „Wprost”: Pochodzisz z małej miejscowości – z Miastka. Masz małomiasteczkowy styl, głowę, a może małomiasteczkowo kochasz?
Ewa Gawryluk: Nie wiem, co autor tej piosenki miał na myśli, ale powiem ci tak: pochodzę z małego miasteczka, ma 10 tys. mieszkańców. Takie miasteczka ponad 50 lat temu, czyli wtedy, kiedy się urodziłam, wyglądały i funkcjonowały zupełnie inaczej. Teraz jest łatwiejszy, lepszy i szybszy dostęp do świata. Dziś jest Internet, a kiedyś mieliśmy tylko encyklopedię. Dziś jest dużo więcej możliwości dowiadywania się, czerpania informacji z różnych miejsc, wiedzy na wszystkie tematy, również te dotyczące np. zawodu, który chcielibyśmy w przyszłości wykonywać. Kiedy ja postanowiłam ruszyć w świat i zostać aktorką, w życiu nie spotkałam żadnego aktora, nie miałam do czynienia z żadnym reżyserem…
W Miastku w tamtym czasie był tylko jeden program telewizyjny, tylko „jedynka”, bo – przez położenie miejscowości w dolinie –program drugi nie odbierał; on przyszedł do Miastka z dużym opóźnieniem, takie były realia. A teraz cały świat stoi otworem, czy to przez Internet, czy podróże – i to jest znacząca różnica.
Skąd w takim razie wzięła się u ciebie chęć zostania aktorką?
Teatr Telewizji „Cyrano Debergerac” z Piotrem Fronczewskim i jakiś wywiad z Kasią Figurą, który widziałam w telewizji – to zrobiło na mnie duże wrażenie. Widziałam też może ze dwa teatry stacjonarne ze Słupska i w zasadzie tyle – to był mój kontakt z kulturą wyższą.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.