Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: Z zapartym tchem oglądał pan tegoroczny finał Eurowizji?
Hirek Wrona: Oglądałem, choć z tymi emocjami – bez przesady.
Dziewiętnaste miejsce naszej reprezentantki do sukces? Opinie są podzielone.
Po pierwsze, jeśli chcemy robić sztukę przez wielkie „S”, od tego są specjalne projekty finansowane przez zamożnych sponsorów lub państwo. Tam powstają dzieła, które mają wpływ na szeroko rozumianą popkulturę – muzykę poważną, popową czy sztuki wizualne. Są muzea sztuki nowoczesnej, festiwale, tam rozwijają się trendy. Ale jest też drugi obieg, sztuka, która służy do codziennego użytku, grania w stacjach radiowych, na imprezach. Każdy decyduje, czy słucha muzyki wyrafinowanej, awangardowej czy prostych pioseneczek „pod nóżkę”.
Festiwal Eurowizji to muzyka komercyjna, dostarczająca utworów lekkich i przyjemnych. Tu konsumuje się popularność, kliki w internecie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.