Siedem lat, tyle minęło od ostatniego albumu jednej z najważniejszych przedstawicielek muzyki alternatywnej, PJ Harvey. Artystka w ostatnich latach miała wątpliwości, co do tego, czy komponowanie nowej muzyki jest czymś, co daje jej jeszcze satysfakcję i twórczą radość. Na szczęście dla fanów i tych, którzy jakimś cudem nie znają jeszcze jej muzyki, odnalazła dla siebie nową ścieżkę i postanowiła nagrać kolejny, dziewiąty już, studyjny album.
7 lipca ukazała się płyta „I Inside the Old Year Dying”.
PJ Harvey intymnie
Nowy materiał artystki, co nie powinno dziwić, mocno różni się od jej poprzednich płyt. Brakuje tu monumentalnych i przytłaczających swą wagą i powagą utworów. Piosenki są zaskakująco intymne, miejscami oszczędne, ale PJ wciąż chętnie ucieka się do eksperymentowania, co fanom artystki powinno przypaść do gustu, bo przecież znana jest z eklektyzmu i otwartości na innowacje. Zawsze starała się, niczym kot, chodzić swoją własną ścieżką i nie inaczej jest w przypadku nowego wydawnictwa.
– Instynktownie potrzebowałam zmiany skali. Było we mnie prawdziwe pragnienie na ponowne sprowadzenie tego wszystkiego do czegoś naprawdę małego – jednej osoby, jednego lasu, wioski – powiedziała PJ Harvey o procesie twórczym towarzyszącym nowej płycie.
Najistotniejszym instrumentem na płycie pozostaje, wędrujące w niespodziewane rejestry, głos artystki, ale odpowiedzialni za produkcję John Parish i Flood zadbali również o to, by nie zabrakło tu miejsca na gitary, elektronikę liczne perkusjonalia i przeszkadzajki.
W przypadku PJ Harvey nie można pominąć warstwy lirycznej. O ile w przypadku poprzedniej płyty „The Hope Six Demolition Project”, artystka komentowała w swoich tekstach kwestie istotne z punktu widzenia społecznego, o tyle teraz zagląda głęboko do swojej głowy i duszy, by podzielić się poetyckimi wizjami własnych emocji. Niezmiennie, pisze przenikliwie i poruszająco, odwołując się do natury i natury ludzkiej.
Czytaj też:
Kwiat Jabłoni zaczyna „Od nowa”. Rodzeństwo zapowiada trzecią płytęCzytaj też:
Bartek Królik: Czasy nie są łaskawe dla czterdziestolatków w szołbiznesie. To pochodna „ok boomer”