Katarzyna Groniec: Nie będę krzyczeć, że starość jest super. Bo nie jest

Katarzyna Groniec: Nie będę krzyczeć, że starość jest super. Bo nie jest

Katarzyna Groniec
Katarzyna Groniec Źródło: Alex Lua Kaczkowska
Po wydaniu książki dostałam naprawdę dobre recenzje. Wspaniale. Jednak niektóre zaczynały się mniej więcej tak: „piosenkarka napisała książkę. Ku zaskoczeniu – dobrą!”. Kurczę blade, dlaczego tak? Dlaczego spodziewano się po mnie bylejakości? Przecież przez te trzydzieści lat na scenie, przez wybór określonego repertuaru, nie podążanie za mainstreamem, chyba udowodniłam, że można się po mnie spodziewać jakiejś określonej jakości. Trochę przykre, prawda? – mówi Katarzyna Groniec.

Marta Byczkowska-Nowak: Na czwartej stronie okładki swojej debiutanckiej książki „Kundle” pisze pani, że – choć zawsze lubiła pisać – postanowiła komunikować się ze światem śpiewem. Odwaga do pisania przyszła po pięćdziesiątce. Ta pięćdziesiątka była jakimś przełomem?

Katarzyna Groniec: Prawdziwym przełomem dla mnie była czterdziestka. O tak, wtedy poczułam „przekroczenie smugi cienia”. Tamte urodziny zbiegły się dodatkowo z powoli gasnącym, ale potężnym kryzysem, który przeorał moje życie prywatne. Dobiłam się wtedy jeszcze „Cząstkami elementarnymi” Houellbecq’a. Wszystko, nawet wybór lektury, wskazywało na to, że rozpoczynam właśnie początek końca.

Poza tym – ludzie lubią dokopać leżącemu: „z osiągnięć to by było na tyle, liczy się wyłącznie to, co zrobiłaś do czterdziestki; wszystkie znaczące dzieła powstają wcześniej” i „ jak cię fotografują staraj się nie stać obok dwudziestolatek”.

Artykuł został opublikowany w 44/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.