Warszawa zadrży od gitarowych brzmień. Legendy rocka na Narodowym

Warszawa zadrży od gitarowych brzmień. Legendy rocka na Narodowym

Zespół Scorpions
Zespół Scorpions Źródło:Materiały prasowe / Live Nation
Pół wieku na scenie? Coraz mniej jest zespołów, które mogłyby pochwalić się takim stażem. Ale rockowe dinozaury jeszcze nie wyginęły i wciąż mają ochotę na dzielenie się swoją pasją. Już niebawem będzie się można o tym przekonać podczas Warsaw Rocks na Stadionie Narodowym.
Bilety na Warsaw Rocks do nabycia na stronach Live Nation.

Są takie piosenki, które stają się symbolami o mocy tak potężnej, że zrastają się w jedno z określonymi wydarzeniami w historii, życiu, sporcie itd. Podczas nadchodzącego wydarzenia Warsaw Rocks, które odbędzie się 26 lipca na Stadionie Narodowym w Warszawie, będzie można usłyszeć co najmniej kilka takich utworów.

Wiatr zmian wciąż hula

Przemiany polityczne w Europie Środkowo-Wschodniej, dążenia do obalenia Muru Berlińskiego i zakończenia zimnej wojny, stały się dla wielu artystów inspiracją. Kiedy w 1989 roku Berlin znów stawał się jednością, a w Polsce upadał komunizm w ludziach wezbrała nadzieja na nadejście zupełnie nowych czasów. Zewsząd padały wówczas słowa o wietrze historii, który zmieni oblicze Europy.

Znaleźli się też tacy, którzy zjawisko tej dziejowej wichury postanowili ująć w piosence. „Wind of change” stał się jednym z wielkich hymnów tego okresu. Prosta melodia w zestawieniu z podniosłym tekstem przyniosły zespołowy The Scorpions kolejny wielki sukces komercyjny. Składnikiem, który zdecydował o ogromnej popularności utworu była partia gwizdana. Gdy „Wiatr zmian” pojawiał się w głośnikach, wszyscy składali usta w dzióbek i gwizdali razem z Klausem Meine.

Scorpionsi mimo kilku prób pożegnania się z publicznością na dobre, wciąż nie potrafią zrezygnować z grania na żywo. Trudno się dziwić, bo ich koncerty nadal przyciągają wierną rzeszę fanów, znających na pamięć słowa każdej piosenki. Podczas warszawskiego koncertu na pewno nie zabraknie największych hitów. Poza „Wind of change”, fani będą mogli wspólnie pośpiewać przy takich przebojach, jak: „Tease me please me”, „Still loving you” czy „The Zoo”.

3, 2, 1…

Lata 80. dały nam utwór, tak spektakularny, że porównać można go wyłącznie do widowiskowego pokazu fajerwerków. To zresztą trafne skojarzenie, bo przebój ten wybrzmiewa najczęściej 31 grudnia. „The Final Countdown” jest dla zespołu Europe zarówno błogosławieństwem, jak i kulą u nogi. Przyniósł Szwedom gigantyczną popularność, ale jednocześnie dla wielu słuchaczy, uczynił ich zespołem jednej piosenki.

Europe to jednak znacznie więcej niż to kultowe odliczanie. Gitarowa wirtuozeria w połączeniu z syntezatorami i niebagatelnymi możliwościami wokalnymi dały całkiem oryginalny efekt. Uczyniły one z zespołu jednego z najważniejszych przedstawicieli, mającego wielką grupę wyznawców, glam metalu. Do tego dodamy tapirowane fryzury i niemiłosierne ciasne spodnie, i w rezultacie otrzymamy jeden z najbardziej rozpoznawalnych muzycznych towarów eksportowych Szwecji.

Zatem nie pozostaje nic innego, jak tylko rozpocząć odliczanie do koncertu Europe na Narodowym. Kto wie, może z tego wszystkiego stadion uniesie się do gwiazd.

Perłowe włosy

Kto powiedział, że karierę na Zachodzie zrobić można śpiewając wyłącznie w języku angielskim? Co, więcej nie musi to być nawet hiszpański czy włoski. Okazuje się bowiem, że sukces możliwy jest również w języku… węgierskim. I to nie byle jaki sukces!

Zespół Omega dał nam jeden z najbardziej wzniosłych hymnów rockowych w historii. „Dziewczyna o perłowych włosach” czyli „Gyöngyhajú lany” stała się w Polsce olbrzymim przebojem. Wszyscy zastanawiali się, o czym właściwie śpiewa wokalista grupy János Kóbor. Swoją interpretację piosenki nagrał zespół Kult i co ciekawe Kazik Staszewski nie zdecydował się na tłumaczenie tekstu.

Omega Testamentum to projekt, który powstał już po śmierci Kóbora. Współkompozytor wielkich przebojów Omegi Ferenc Debreczeni uznał, repertuar zespołu zasługuje na to, by wciąż być granym na żywo. Tym samym fani węgierskich dinozaurów rocka wciąż mogą posłuchać swoich ulubionych utworów na koncertach i nie inaczej będzie podczas Warsaw Rocks.

Czytaj też:
Zmarł muzyk legendarnej grupy Dżem. Był perkusistą pierwszego składu zespołu

Harley wciąż mknie

Kiedy młody człowiek po raz pierwszy sięga w Polsce po gitarę, jest spora szansa, że wśród pierwszych zagranych przez niego w całości utworów, znajdą się przeboje zespołu Dżem. Trudno się dziwić, bo od samego początku swojego istnienia muzycy grupy postawili na proste rockowe granie, w którym kluczową rolę odgrywały emocje. Tak powstały „Whisky”, „Czerwony jak cegła”, „Wehikuł czasu” czy „Harley mój”.

Dżem mimo tragicznej historii wciąż gra i nadal chce dzielić się z fanami swoją muzyką. Jerzy Styczyński niezmordowanie wyciska ze swojego elektryka solówki, których nie powstydziliby się muzycy oryginalnego składu Lynyrd Skynyrd. Bracia Adam i Beno Otrębowie są wciąż rytmicznym monolitem, a za mikrofonem stoi obecnie Sebastian Riedel – syn człowieka, któremu zespół zawdzięcza swoją wielkość.

Trudno znaleźć na polskim podwórku grupę, która lepiej przystawałby do zestawu, jakiego będzie można posłuchać 26 lipca na Stadionie Narodowym w ramach Warsaw Rocks. To impreza skierowana do tych, którym rock wciąż w duszy gra, bo ta muzyka nie ma przecież terminu przydatności.

Czytaj też:
Kobieta, która zatrzęsła punk rockiem. Ikona przyjedzie do Polski
Czytaj też:
Red Hot Chili Peppers sprzedają wszystkie swoje piosenki. Cena? Niezbyt wygórowana