Ewelina Flinta: Doświadczyłam dojmującej samotności

Ewelina Flinta: Doświadczyłam dojmującej samotności

Ewelina Flinta
Ewelina Flinta Źródło: Wojtek Olszanka
Kiedy wpadasz w showbiznes, masz tzw. hita, wiele osób chce się z tobą zakolegować. Nagle wokół pojawia się mnóstwo osób, które wydają się przyjaźnie nastawione, a potem się okazuje, że tak nie jest. Moje zaufanie do ludzi stopniało. To było bardzo trudne doświadczenie, szczególnie dla kogoś takiego, jak ja – osoby bardzo relacyjnej, która potrzebuje mieć swoje „stado” i prawdziwe, wartościowe relacje w życiu. Bez tego jest mi bardzo trudno – mówi Ewelina Flinta. – Naprawdę doświadczyłam tego, o czym czytamy w biografiach światowej sławy artystów, dojmującej samotności na szczycie – dodaje.

Marta Byczkowska-Nowak: Jak bardzo kochasz pytanie: „Gdzie byłaś, jak cię nie było”?

Ewelina Flinta: Uwielbiam! Ale poważnie, pogodziłam się z tym, że ono musi paść, trudno. Zrobiłam sobie wcale niekrótką przerwę wydawniczą i rozumiem, że w świadomości wielu ludzi „zniknęłam”. Ja oczywiście mogę tłumaczyć, że nigdy nie zeszłam ze sceny, że przez ten czas, gdy nie było nowej płyty, żyłam muzyką i żyłam z muzyki – bardzo długo koncertowałam z moim zespołem, występuję również od lat w wyjątkowym Voice Band śpiewającym przedwojenny repertuar, który uwielbiam, robiłam mnóstwo innych projektów muzycznych i muzyczno-społecznych, jak choćby międzynarodowy „Sounds Like Women”, którego jestem polską ambasadorką. Ale rzeczywiście ostatnie duże wydawnictwo płytowe to mój album „Nie znasz mnie”, a jeszcze później utwór „Nie kłam, że mnie kochasz” z Łukaszem Zagrobelnym.

2008 rok. Powiem ci, że ciekawa strategia promocyjna płyta raz na piętnaście, dwadzieścia lat. Kariera upomina się o ciebie od bardzo wczesnych lat, a ty robisz pół kroku w tył.

Tak, to prawda, moja droga zawodowa jest pełna niemal filmowych historii, które zaczęły mi się przydarzać, gdy byłam nastolatką. Zaczęłam z „wysokiego C”: gdy miałam siedemnaście lat zaśpiewałam na Przystanku Woodstock przed trzydziestotysięczną publicznością. Co ciekawe, wystąpiliśmy tam z zespołem, z którym, gdy dostaliśmy propozycję zagrania na Przystanku, nie zdążyliśmy jeszcze spotkać się na ani jednej próbie! Nasz znajomy, który znał się z Jurkiem miał nagranie zespołu, w którym wcześniej śpiewałam... dał je Jurkowi, a Jurek po wysłuchaniu zapytał „kim jest ta dziewczyna?” i zaprosił nas do tego występu, to był odlot. Potem Robert Leszczyński napisał wielki artykuł na temat naszego koncertu w głównym wydaniu „Gazety Wyborczej”, przeczytał go Zbigniew Hołdys – lubię sobie wyobrażać, że do porannej kawy – i zaprosił nas, zespół Surprise, żebyśmy zagrali w Sali Kongresowej przed Mickiem Taylorem, byłym gitarzystą Stonesów. Więc moja pierwsza w życiu wycieczka do Warszawy to była wycieczka prosto do Sali Kongresowej. Był grudzień, chwilę wcześniej, w październiku, skończyłam osiemnaście lat.

Artykuł został opublikowany w 31/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.