Facet, który uciekł śmierci. Duff McKagan zagra w Warszawie

Facet, który uciekł śmierci. Duff McKagan zagra w Warszawie

Duff McKagan
Duff McKagan Źródło: Materiały prasowe / Live Nation
W 1985 wraz z kolegami założył jeden z najważniejszych zespołów rockowych w historii. Wiódł życie będące odzwierciedleniem hasła sex, drugs, and rock’n’roll. Choć dzisiaj jest już wolny od nałogów to wciąż nie porzucił mocnego gitarowego grania. Duff McKagan już jesienią zagra dla polskiej publiczności.
Duff McKagan zagra 13 października w warszawskim klubie Stodoła. Bilety do nabycia na stronach Live Nation.

Jego muzyczne rsume robi kolosalne wrażenie. Jest członkiem założycielem Guns’n’Roses i Velvet Revolver, a grał również w takich zespołach jak The Vains, The Fastbacks, The Living, The Fartz, 10 Minute Warning i Loaded. Jego twórczość wychwalali najwięksi świata muzyki popularnej z samym Bobem Dylanem na czele. Duff McKagan przez większość kariery okupował miejsca w drugich rzędach rock’n’rollowych machin, ale zawsze stanowił o ich prawdziwej sile.

Sex, drugs, rock’n’roll i… inne kłamstwa

W swojej autobiografii zatytułowanej „Sex, drugs, rock’n’roll i inne kłamstwa” McKagan rozliczył się z przeszłością naznaczoną nałogami. Opisał w niej życie, którego fasada zbudowana została ze spektakularnych sukcesów, góry pieniędzy, imprez i powszechnego uwielbiania. Za nią skrywał się jednak świat zdominowany przez poczucie samotności i dojmujący smutek, które wpychały muzyka coraz głębiej w objęcia śmiertelnie groźnych używek.

„Leżałem nagi na łóżku w moim wymarzonym domu kupionym z nadzieją, że kiedyś będę miał rodzinę, z którą w nim zamieszkam. Leżałem tam przez okres wydający się trwać wiecznie. Cisza pustego domu była tak głośna jak moje przerywane, przytłumione westchnięcia. Nigdy wcześniej nie chciałem, żeby ktoś mnie zabił, ale cierpiałem tak bardzo, że miałem nadzieję, że ktoś skończy tę mękę” – pisał muzyk.

Nie wszystkim jego znajomym udało się wydostać ze szponów nałogu. Dla niektórych, jak choćby dla wokalisty zespołu Velvet Revolver Scotta Weilanda, skończyło się do przedwczesną śmiercią. McKagan wyszedł jednak na drugą stronę i dziś przestrzega, że za modnym i chwytliwym hasłem i kojarzoną z rock’n’rollem dekadencją, kryje się potwór, którego nie warto budzić.

Światło latarni

Do warszawskiego klubu Stodoła McKagan przyjedzie z materiałem ze swojej solowej płyty zatytułowanej „Lighthouse”. To zbiór 11 kompozycji, będący dowodem na to, że muzyk, choć zrezygnował z niebezpiecznego trybu życia, to nie porzucił rock’n’rolla. W zestawie składających się na płytę utworów odnajdzie się każdy, kto ceni dotychczasowe dokonania artysty.

Olbrzymim atutem płyty jest konstelacja zebranych przez McKagana gości, którzy niczym ćmy zlecieli się do światła tytułowej latarni morskiej. W utworze „I just don’t know” usłyszymy wieloletniego przyjaciela Duffa Jerry’ego Canterlla z Alice in Chains. Na płycie pojawił się również kolega McKagana z czasów Guns’n’Roses Slash, którego niepodrabialne brzmienie gitary usłyszeć można w kompozycji „Hope”. Największe wrażenie robi jednak ojciec chrzestny punk rocka Iggy Pop, który wspomógł McKagana w utworze „Lighthouse reprise”.

Spójna historia

Artysta podkreśla, że podczas procesu twórczego starał się dać sobie absolutną kreatywną wolność, co dało ostatecznie bardzo różnorodny materiał. – Po prostu pisałem piosenki, jedna za drugą, nie myśląc o tym, w jakim są stylu. Nigdy nie biorę do ręki gitary z intencją: "A teraz zrobię coś punkowego, bla, bla, bla". Myślę, że największy wpływ na "Lighthouse" miało to, że pracowaliśmy tylko w duecie – ja i Martin Feveyear, producent materiału. Nie wiem, czy to dobrze dla płyty, że tak się izolowaliśmy, ale na pewno świetnie się z tym czuliśmy – mówił w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”

Co ciekawe McKagan przyznaje, że „Lighthouse” to jedynie ułamek materiału, który czeka w jego szufladzie na wydanie. Podkreśla jednak, że wybór padł na utwory składające się na jedną opowieść.

– Nie twierdzę nawet, że "Lighthouse" to dziesięć najlepszych. Album ułożyłem po prostu z takich piosenek, które do siebie pasowały, stworzyły razem spójną całość. Kiedy napisałem utwór tytułowy, od razu wiedziałem, że tak będzie się zaczynać nowa płyta. To list miłosny do mojej żony, ale w szerszej perspektywie opowieść o tym świetle, które nazywamy nadzieją albo dobrocią, które prowadzi nas przez życie. Na finał masz "I Just Don't Know", czyli rozmyślanie o tym, co jeszcze nas czeka, a pomiędzy nimi kilka historii, którymi chciałem się podzielić – powiedział.

Pochwała od noblisty

Tym, którzy wciąż zastanawiają się, czy warto zobaczyć Duffa McKagana na żywo z pomocą przychodzi laureat nagrody Nobla w dziedzinie literatury i jeden z najważniejszych muzyków naszych czasów.

– Jest taka piosenka Duffa McKagana zatytułowana „Chip Away”, która ma dla mnie głębokie znaczenie. To piosenka niemalże graficzna i namacalna. Odłupuje kawałek po kawałku, jak Michał Anioł. Rozbijając marmurowy kamień odkrywa wreszcie wewnątrz formę Króla Dawida. Nie zbudował go od podstaw, rozłupywał kamień, dopóki nie odkrył króla. To tak, jakbym pisał własne piosenki – nadpisuję coś, a potem wycinam wersety i frazy, aż dojdę do istoty rzeczy – powiedział Bob Dylan w wywiadzie dla magazynu The Wall Street Journal.

Czytaj też:
Zaskakujący efekt „Dawcia”: „Podsiadło jest największą gwiazdą polskiej muzyki pop w historii”
Czytaj też:
Kobieta, która zatrzęsła punk rockiem. Ikona przyjedzie do Polski

Źródło: Gazeta Wyborcza / Live Nation