Katarzyna Bonda o nierównej walce z uprzedzeniami i systemem, który miał chronić, a stał się oprawcą
Artykuł sponsorowany

Katarzyna Bonda o nierównej walce z uprzedzeniami i systemem, który miał chronić, a stał się oprawcą

Katarzyna Bonda
Katarzyna Bonda Źródło: Wydawnictwo MUZA
„Sądzę, że gdybym opisywała te sytuacje całkiem z głowy nie posunęłabym się aż tak daleko” – zdradza Katarzyna Bonda w rozmowie z Olgą Kowalską z kanału Wielki Buk.

„W głąb” najnowsza powieść królowej polskiego kryminału, to coś znacznie więcej niż trzymający w napięciu kryminał – to historia o nierównej walce z uprzedzeniami i systemem, który miał chronić, a stał się oprawcą. Co było inspiracją do tej książki? Jak wyglądała praca nad tak trudnym tematem? I dlaczego, zdaniem autorki, literatura kryminalna jest najlepszym miejscem, by rozmawiać o bolesnych, społecznie ważnych problemach?

„W głąb” Katarzyna Bonda

Twoja najnowsza powieść "W głąb" to już piąta – pozwolę sobie też dodać, że najbardziej przejmująca do tej pory – odsłona serii z detektywem Sobieskim. Co zapoczątkowało tę historię?

Jak zawsze opowieść ma swój początek z rzeczywistości. Moi przyjaciele zwierzyli mi się ze swoich problemów z dorastającą córką. Opowiedzieli o próbach samobójczych, zaburzeniach odżywiania, samookaleczeniach i stanach depresyjnych ich dziecka oraz wynikających z tego tytułu dramatach, które dotykają całej ich rodziny. To mną wstrząsnęło. Miałam ich za kochającą się familię, wzór do naśladowania. Nigdy bym nie przypuszczała, że za zamkniętymi drzwiami dzieją się u nich takie rzeczy! Problemy dorastającej nastolatki to jedno, ale najbardziej przeraziło mnie to, że to dzieje się od lat i oni borykają się z tym całkiem sami. Nie dzielili się tym z nikim, nawet z dalszą rodziną obawiając się oceny, stygmatyzacji. Tu nie chodzi jedynie o wstyd, ale o ich bezsilność, bezradność w obliczu czarnej matni w jakiej znajduje się cała jednostka społeczna, kiedy dziecko choruje psychicznie. Ludzie w Polsce w dalszym ciągu zrzucają winę na rodziców, a na przykład w szkole prędzej zostanie zrozumiane, że dziecko cierpi na jakiś rodzaj choroby ciała niż to, że jego dusza boleje. Na początku nie chciałam wchodzić z butami do ich życia, ale kiedy zobaczyłam, że te rozmowy dają im ulgę, rodzaj katharsis, pojęłam, że w takiej sytuacji znajduje się znacznie więcej rodzin w Polsce. Zaczęłam temat badać, znajdować konsultantów, wolontariuszy, ekspertów, lekarzy i poznałam więcej rodziców, którzy borykają się z kryzysem u dzieci. I zanim się obejrzałam już pracowałam nad książką. Akurat sceneria tego kryminału żywcem jest wzięta z rzeczywistości i wydaje mi się to straszniejsze niż pisanie o seryjnych mordercach, maniakach seksualnych czy najbrutalniejszych dewiantach, ponieważ wokół psychiatrii dziecięcej nadal panuje rodzaj zmowy milczenia, którą rodzice sami sobie zakładają jak kaganiec, bo wszystko spowija zasłona wstydu.

Czym jest dla Ciebie tytułowa głębia?

Jakub Sobieski zabierając się za to śledztwo początkowo sądzi, że będzie to w sumie prosta sprawa. Ma za zadanie znaleźć dowody na niewinność nastolatki w kryzysie, która trafiła do szpitala psychiatrycznego na leczenie, a nieoczekiwanie znalazła się w sytuacji, gdzie zostaje oskarżona o zbrodnię. Im głębiej Jakub zanurza się w śledztwie, tym jest ciemniej i mroczniej. Zagrożeń jest znacznie więcej niż podczas klasycznego dochodzenia, ponieważ w tej historii mamy o wiele więcej osób, które są ambiwalentne. To nie jest tylko białe lub czarne, złe lub dobre – wszystko jest zmieszane. Jak w głębinie – nie widać początkowo niczego i wszystko wydaje się straszne. Podróż detektywa w głąb ludzkiej psychiki jest rodzajem apoteozy drogi jaką muszą wykonać dorośli, aby zrozumieć swoje dzieci. Podkreślam, że nie jest to tylko problem dziecka, które choruje, bo tak naprawdę kryzys dotyczy całych rodzin i wszystkich satelitarnych jej członków. Balans ich rzeczywistości jest zaburzony. Bardzo zależało mi też, żeby czytelnik miał szansę do tego jądra ciemności bezpiecznie zajrzeć i poczuć, jak delikatna jest ta materia, jak wiele odcieni tej ciemności może wystąpić, bo jeśli dziecko znajduje się w kryzysie, to tak naprawdę krzyczy, woła o pomoc i to naszą rolą – dorosłych – jest coś zmienić. Także w materii politycznej, ale o tym już więcej w książce.

Każda Twoja kolejna seria to bohaterowie, którzy stawiają czoła nie tylko zbrodni, ale także systemowi, w którym przyszło im działać. Tym razem pod lupą mamy zaburzenia psychiczne nieletnich i system opieki psychiatrycznej, który wali się w posadach. Na co chciałaś postawić tu największy nacisk?

O tym jak tragiczny jest stan opieki psychiatrycznej w Polsce wiemy wszyscy. Media głośno, często o tym komunikują i chyba każdy z nas ma kogoś, kto stara się o wizytę u terapeuty, psychiatry albo czyje dziecko ma problemy. Niby to wszystko wiemy. Wiemy także, że to musi się zmienić i zapewne z czasem rodzice i wolontariusze to wywalczą. Ja pisząc tę książkę pokazuję to naocznie, przejaskrawiając pewne sprawy, chociaż rodzicie dzieci w kryzysie mówią, że i tak byłam łagodna w opisach, natomiast nie chodziło mi o straszenie ani nawet piętnowanie aberracyjnych warunków w szpitalach, podejścia lekarzy i bezsilność rodziców. To, co wypływa z tej historii boleśnie pokazuje, że ta sprawa dotyczy nas wszystkich. Te dzieciaki dorosną i będą tworzyły tkankę społeczną. Czy naprawdę chcemy, żeby matryca była obarczona zmultiplikowanym błędem? Zamykanie oczy na temat, ponieważ akurat twoje, czy moje dziecko nie dokonuje prób samobójczych, jest podejściem egoistycznym i stereotypowym. To nasza wspólna sprawa. Zresztą, jeśli już dochodzi do próby – to dziecko dokładnie znajduje się na dnie tej tytułowej „głębi”, a działać trzeba wcześniej, dostrzegać małe niuanse, reagować natychmiast. Nie jest też prawdą, że są dzieci „normalne” i „chore”, bo w rodzinach od wieków raz na jakiś czas zdarzały się jednostki inne – kiedyś mówiło się o nich „dziwne”. Po prostu wreszcie teraz możemy o tym mówić. Czasy się zmieniły i dzieciaki oraz młodzież to wiedzą! Krzyczą do nas, żeby je w końcu zauważyć. Temat jest wielowątkowy, mroczny i bardzo delikatny, a jednak to, że zajmuje nas to i przeraża daje nadzieję na zmiany. Bo tych problemów będzie z czasem coraz więcej. Technologia znacząco przyśpieszyła, ludzie częściej komunikują się wirtualnie niż na żywo, a do tego trzeba dołożyć jeszcze wielkie oczekiwania i konieczność bycia „naj” we wszystkim dosłownie za wszelką cenę. Tymczasem nasza duchowość jest taka sama jak tysiące lat temu. Potrzebujemy bliskości, zrozumienia, miłości, akceptacji i czasu na dojrzenie do niektórych spraw, tematów i zjawisk. Nie nadążamy po prostu ze swoją ludzką emocjonalnością za tym co jest tak zaawansowane technologicznie. Dlatego tym bardziej trzeba walczyć o możliwość dostępu do terapeutów, psychiatrów, którzy pomogą młodemu człowiekowi to sprawnie poukładać.

To trudny i wymagający temat: na czym polegał Twój research?

Spotykałam się z ludźmi, których kryzys dotyczy bezpośrednio: rodzicami i ich dziećmi. Konsultowałam się z lekarzami, wolontariuszami, ekspertami, ludźmi prowadzącymi motele dla wykluczonych, bo to też jest w temacie (wiele dzieciaków z problemami dorasta i staje się bezdomnymi, ponieważ nie mają wsparcia w rodzinie czy swoim otoczeniu, a to jest już kryminogenny dramat). Jednym z moich konsultantów jest niesamowity misjonarz z Bydgoszczy – ksiądz Paweł Čopar. Ten duchowny odwiedza szpitale psychiatryczne i onkologiczne. Przydomek, którą pensjonariusze fikcyjnego szpitala w Koćwinie nadali mu w książce „Dobry Anioł” – jest prawdziwa. Ksiądz Paweł nie nawraca ich, nie poucza, nie rozpytuje skąd się wziął ból ich duszy. Na początku tylko słucha, pozwala się im wygadać, a kiedy już mu ufają, same zaczynają zadawać pytania i często są to egzystencjalne, filozoficzne rozprawy, które mają walor oczyszczający. Słowem ten ksiądz bierze na siebie główny ciężar ich cierpień. Wydaje mi się ironiczne, że w dobie kryzysu kościoła to właśnie ksiądz jest jednym z ważniejszych filarów spokoju duszy dla tych dzieci i młodych dorosłych. Rozmawiałam też z samymi nastolatkami. Bardzo pomogła mi moja córka i jej przyjaciele. Ryś z książki jest dedykowany jednej z przyjaciółek mojego dziecka. To były niesamowite rozmowy i wielce doceniam ich zaufanie. One wiedzą, że są problemem dla swojej rodziny i bardzo ich to obciąża. To nie jest tak, że te dzieciaki nie mają świadomości matni, w jakiej znajduje się cała ich rodzina, a jednak nie są w stanie bez pomocy sobie z tym poradzić. Bardzo pomogli mi też wolontariusze i aktywiści walczący o zmiany formalne w systemie leczenie psychiatrycznego, na przykład Rafał Szymański, tata czwórki dzieci, w tym jednego w kryzysie, który walczy w Sejmie i Senacie o pogotowie psychiatryczne. Polecam obejrzeć jego TEDX „Depresja to porywacz naszych dzieci”. To niedopuszczalne, że nadal w tym kraju nie ma rodzaju izby przyjęć psychiatrycznej, gdzie rodzice mogliby się udać z dzieckiem tak samo jak z potłuczonym kolanem czy zwichniętą ręką. U nas w kraju masz wybór: cicho cierpieć w domu i nikomu nie mówić o próbach samobójczych albo innych ekscesach, bo przykleją ci łatkę „wariata” albo od razu placówka zamknięta, bo dziecko po próbie samobójczej trafia do szpitala automatycznie. A jak wyglądają warunki w tym szpitalu? Polecam przeczytać choćby na skrzydle mojej książki. To jest groza!

Poruszasz tematykę nadużyć placówek szpitalnych, pojawiają się przykłady znęcania nad podopiecznymi – muszę zapytać – to tylko wyobraźnia? Czy takie nadużycia faktycznie mają miejsce?

Niestety większość opisanych straszliwych nadużyć, w tym gwałt na nieletniej, handel żyletkami na oddziale, przemyt ostrych narzędzi do placówek przez rodziców i aberracyjny poziom opieki jest wzięty z rzeczywistości. Z doniesień medialnych, przeżytych przez moich konsultantów doświadczeń i opowieści rodziców dzieci w kryzysie. Wolałabym, żeby to była wyobraźnia. I sądzę, że gdybym opisywała te sytuacje całkiem z głowy nie posunęłabym się aż tak daleko.

Czy pisząc nie miałaś obaw? W końcu Twój bohater wchodzi prosto do piekła, w którym rozmywają się granice między tym co czarne a białe?

Chciałam, żeby detektyw, który udaje się do szpitala, żeby rozwiązać zagadkę, był uosobieniem każdego z nas. Mam nadzieję, że większość czytelników nigdy nie będzie musiała mierzyć się z takimi wyzwaniami, ale powinniśmy znać prawdę. Piekło to dobre określenie, chociaż zawiera w sobie jakiś pierwiastek magiczny i może jest nazbyt religijne, bo to, co dzieje się w sytuacji, kiedy dziecko choruje psychicznie jest rodzajem najczarniejszej matni i nieważne, czy wierzysz w Boga, czy też nie. Chociaż dla mnie przerażające jest, że ludzie w dzisiejszych czasach wciąż zamiast zapewnić dziecku wizytę u terapeuty wzywają egzorcystę. Uwierz mi, to wcale nie jest takie rzadkie! Może i chwytają się tego, co dostępne, ponieważ na wizytę u eksperta trzeba czekać miesiącami, a w tym czasie twoje dziecko może zrobić sobie skutecznie krzywdę, ale najczęściej panuje myślenie magiczne. Kilka rytuałów i znów będzie „normalnie”. Podobnie niektórzy rodzice traktują pobyt dziecka w szpitalu: „dajcie mu jakieś tabletki, żeby się ogarnął”. Tymczasem zarówno diagnoza jak i samo leczenie medykamentami u małych dzieci praktycznie nie działa, a może nawet pogorszyć stan pacjenta. Za to terapia wymaga czasu, pieniędzy, zaangażowania i przede wszystkim udziału całej rodziny. Nie jest to takie proste, że wygonisz diabła z małego dziecka i będzie spokój.

Myślisz, że w literaturze gatunkowej jest miejsce na poruszanie tak poważnych i społecznie dręczących tematów?

Moje kryminały powstają zawsze z misją. Nie wierzę w inne pisanie. Każda historia, którą biorę na warsztat to nie jest opowieść o pogoni za wymyślonym zwyrodnialcem. Zawsze jest to też historia o rodzinie. Mam wrażenie, że wszystkie najważniejsze książki, nie tylko z działu gatunkowego, są o rodzinie właśnie. Czytamy o fikcyjnych postaciach, o ich problemach, ale tak naprawdę szukamy tam rozwiązań dla nas, dla polepszenia naszego życia. To największa moc kryminału, ponieważ dotyka najwyższej stawki, czyli życie kontra śmierć, a więc autor ma szansę pomiędzy wierszami przedstawić szerszy kontekst, dotknąć bolącego społecznie tematu albo dokonać arystotelesowskiego oczyszczenia. Jest tak wiele książek i tak wiele historii wydrukowanych i czekających na przeczytanie, że z tym większą dbałością biorę na warsztat tematy, które poruszam w moich opowieściach. Wynika to z szacunku do czytelnika i też mojego czasu, energii, bo w każdą opowieść stuprocentowo się angażuję. Zapis „W głąb” dosłownie odchorowałam. Nie chce mi się opowiadać błahych historii, a tylko te ważkie, ważne i dojmujące. Nie znaczy to, że nie można tego podać w lekki, rozrywkowy sposób. Książka powinna czytać się szybko i w napięciu. Tylko wtedy ma to sens.

Co stwarza dla Ciebie większe wyzwanie: pisanie fikcji czy poruszanie się w tematyce true crime?

Historie prawdziwe wymagają od autora wzięcia na siebie odpowiedzialności za tych, którzy przetrwali. Za świadków, rodziny ofiar i zbrodniarzy, bo przecież skoro to prawdziwa opowieść, oni wciąż mogą być stygmatyzowani. Dlatego pisanie true crime jest cięższe, trudniejsze, a jednak dla mnie priorytetowe, ponieważ towarzyszy temu misja, by wzbić się na poziom wyobraźni. Moje książki z tego gatunku nie są pisane by podawać fakty, ale by wzbudzić refleksje, dyskusje i po prostu zrozumieć genezę tych mrocznych wydarzeń. Nie chodzi o sensację czy nawet rozrywkę. Nawet gdy czytasz mój kryminał bardzo dużo znajdziesz tam prawdziwych elementów. Ja po prostu uważam, że dobra powieść jest zakotwiczona w rzeczywistości. Piszę książki od 20 lat, wydaję od 17 i od zawsze robiłam dokumentację. Inaczej czułabym się nie w porządku wobec czytelnika.

Na koniec, jakie masz plany przed sobą? Czy kontynuujesz przygody Jakuba Sobieskiego czy pracujesz nad czymś zupełnie innym?

Planuję niespodziankę dla czytelników. Będzie to mam nadzieję coś, czego jeszcze nie było na rynku, ale oczywiście zarówno wątki kryminalne jak i przyświecająca mi misja, by dyskutować i rozmyślać nad tym, skąd bierze się zło – będzie realizowana.

Dziękuję za rozmowę.

Olga Kowalska

Źródło: Wydawnictwo MUZA