Stworzony przez Dżigę Wiertowa termin „kino-oko” odżywa dzięki filmowi „Motyl i skafander”.
Tylko w samej Francji książka „Motyl i skafander" rozeszła się w nakładzie 500 tys. egzemplarzy. Wspomnienia Jean-Dominique’a Bauby’ego napisane jednym okiem (dosłownie – Bauby był sparaliżowany i swą książkę podyktował, posługując się specjalnym alfabetem wykorzystującym ruch powieki), zachwyciła czytelników przesyconą emocjami prostotą. Dokładnie w ten sam sposób na ekran przeniósł ją Julian Schnabel. W filmie nie ma niepotrzebnych ujęć, scen, dygresji, pobocznych wątków. Jest opowieść o królu życia (Bauby był redaktorem naczelnym francuskiej edycji „Elle”), który znalazł się na łożu śmierci – i z tej perspektywy ocenia swoją przeszłość.
Siłę filmu wzmacniają rewelacyjne zdjęcia Janusza Kamińskiego. Ujęcia kręcone z perspektywy oka Bauby’ego sprawiają, że siedząc w fotelu kinowym mamy wrażenie, iż sami dyktujemy książkę. W ten sposób reżyser zyskuje uczucie autentyczności filmu. Wiemy, że sytuacja, w jakiej znalazł się główny bohater, nie jest wyssana z palca, lecz całkowicie realna. A skoro sytuacja jest realna, to jego reakcje, sposób zachowania też muszą być prawdziwe. Chwila, gdy widz to sobie uświadomi, daje filmowi gigantycznego kopa. I czyni z niego dzieło naprawdę wielkie.
Dżiga Wiertow, jeden z najwybitniejszych dokumentalistów w historii kina, stworzył termin „kino oko". Ten reżyser wychodził z założenia, że kamera jest doskonalszym narzędziem niż ludzkie oko, dlatego przez nią należy patrzeć na świata. Każda produkcja Wiertowa była próbą odnalezienia prawdy i zatrzymania jej na taśmie filmowej. Schnabel – pewnie mimochodem – nawiązał do spuścizny Wiertowa. Dzięki „Motylowi i skafandrowi” ma szansę zająć podobnie eksponowane miejsce w historii kina, co ten wybitny dokumentalista.
„Motyl i skafander"(„Scaphandre et le papillon”), reż. Julian Schnabel, Francja/USA, 2007
Siłę filmu wzmacniają rewelacyjne zdjęcia Janusza Kamińskiego. Ujęcia kręcone z perspektywy oka Bauby’ego sprawiają, że siedząc w fotelu kinowym mamy wrażenie, iż sami dyktujemy książkę. W ten sposób reżyser zyskuje uczucie autentyczności filmu. Wiemy, że sytuacja, w jakiej znalazł się główny bohater, nie jest wyssana z palca, lecz całkowicie realna. A skoro sytuacja jest realna, to jego reakcje, sposób zachowania też muszą być prawdziwe. Chwila, gdy widz to sobie uświadomi, daje filmowi gigantycznego kopa. I czyni z niego dzieło naprawdę wielkie.
Dżiga Wiertow, jeden z najwybitniejszych dokumentalistów w historii kina, stworzył termin „kino oko". Ten reżyser wychodził z założenia, że kamera jest doskonalszym narzędziem niż ludzkie oko, dlatego przez nią należy patrzeć na świata. Każda produkcja Wiertowa była próbą odnalezienia prawdy i zatrzymania jej na taśmie filmowej. Schnabel – pewnie mimochodem – nawiązał do spuścizny Wiertowa. Dzięki „Motylowi i skafandrowi” ma szansę zająć podobnie eksponowane miejsce w historii kina, co ten wybitny dokumentalista.
„Motyl i skafander"(„Scaphandre et le papillon”), reż. Julian Schnabel, Francja/USA, 2007